Książka poetycka z recenzją Dariusza Romanowskiego.
Przystąpieniu do recenzji kolejnego zbioru wierszy Zbigniewa Mirosławskiego towarzyszy nieodparta refleksja, że zadanie to spełnić mogę jedynie w ścisłej łączności z autorem, dzięki osobistym konsultacjom. Posiadam w tym zakresie pełny komfort, szczycąc się Jego wieloletnią przyjaźnią. O wartości tej twórczości już pisałem. Powtarzać tego nie będę. Jeśli ktoś ciekawy, niechaj sięga po tomik pt. „Zastygłe pejzaże”, mam wrażenie dostępny nie tylko w tarnowskich bibliotekach. Jego recenzja ukazała się także w numerze 5 „Znaj”, ogólnopolskiego kwartalnika artystyczno-naukowego Stowarzyszenia Autorów Polskich.
Biorąc zatem przysłowiowego „byka za rogi”, będę się starał uchwycić ważne tropy tej poezji. Uwypuklając istotne myśli i metafory, pozwalające na kompleksowe odczytanie przesłania zawartego nie tylko w „Wewnętrznego Światła Wspólnocie”, także w poprzedzających ją książkach. Już wędrując w ślad za autorem po galeriach malarstwa, poznając komentarze literackie do twórczości: Abakanowicz, Beksińskiego, Hasiora czy Szajny, także artystów tej miary, co Picasso lub Salvadore Dali, podróżując do Wenecji, Wiednia czy Londynu - otrzymywaliśmy sporą dawkę erudycji. Rozległej wrażliwości obejmującej niewątpliwie sprawy świata tego z perspektywy zaangażowanego humanisty, występującego w obronie godności i sprawiedliwości dla każdego, pod każdą szerokością i długością geograficzną. Przypomnijmy sobie wiersze: „Koncert dla życia”, *** Życie całe naznaczone strachem..., „Jeden cytat sprzed lat”, będący dialogiem z Zagajewskim, „Spotkanie z profesorem Józefem Szajną” czy „Dialog” dedykowany Julianowi Kornhauserowi. To one w pełni uzasadniają powyższe stwierdzenia.
Tym kwestiom Mirosławski pozostaje nadal wierny, ale jego droga obecnie wiedzie nas jeszcze dalej. Sygnałem najistotniejszym jest tak jak to zresztą być powinno, sam tytuł obecnej pozycji - „Wewnętrznego Światła Wspólnota”. O czym chce nam autor zakomunikować? W jaki sposób chce do nas trafić? Jak wyobraża sobie nawiązanie wspólnotowej łączności? Poprzez komunię świetlistą, poprzez życiodajne światło, duchowe zrozumienie i porozumienie. Telepatycznie wręcz, jeśli wierzyć w takie możliwości. Czy może się to rzeczywiście udać?
I tym razem inspirację stanowi twórczość artystów takiej miary, jak: Tadeusza Kantora, Feliksa Topolskiego, Adama Myjaka, Mieczysława Górowskiego, Leonarda Cohena, Oskara Niemayera. Jest też sporo odwołań do antyglobalistycznej filozofii: Noemi Klein, Noama Chomsky'ego, Marshala Mc Luhan'a, egzystencjalizmu Jeana Paula Sartre'a, Simone de Beauvoir, współczesnych guru: Stephena Hawkinga, Hannah Arendt czy Jacques'a Derridy.
Gdybyśmy chcieli prześledzić indeks geograficzny opisywanych miejsc i indeks wymienianych, wspominanych osób, jasno zobaczymy, że refleksja ma charakter globalny. Od Wadowic do „świata bez granic” jak szyderczo pisze o reklamach „Wrigley Orbit” czy „Coca Coli”. Tarnów to nie Stambuł czy Frankfurt, ale wnioski z wycieczek: do Pragi czeskiej, Berlina lub nade wszystko Wiednia są oczywiste. Wystarczy przeczytać teksty *** „Czy możemy zrozumieć...” i *** „Prater po skwarnym dniu...”. Musimy szukać tego, co nas łączy! Bieda i poniżenie emigrantów, „...głębokie ślady butów...człowieka ściganego”, jak bohater powieści pt. „Śnieg” tureckiego noblisty Orhana Pamuka, różnice religijne i społeczne mieszkańców Greenpoint'u czy Brooklyn'u, wyznawców uśmiechniętego Buddy, przemawiającego mocnym głosem Allacha czy cierpiącego „Syna Cieśli”, to nie powody do kulturowego ostracyzmu lub jakiegokolwiek innego wykluczenia.
A pojawiają się w tych poezjach: Platon, Campanella, Tomasz Morus, van Gogh, Lautrec, Verdi, Eichmann, Nyerere, Senghor, Gandhi, Mandela i Einstein! Z miast: Londyn i Paryż, Brasilia i Lwów, Archangielsk i Korażma, Biesłan i Santomato di Pistoia koło Florencji. Globalna wioska.
Przeczytajmy niniejszy zbiór, śledząc uważnie pojawiający się tu i tam wątek światła, pojawiające się problemy globalne i filozoficzne. Już na początku wracając z sentymentem do rodzinnych stron, inwałdzkich lasów i wadowickiej fary, poeta przygląda się: „łaskawości Stwórcy”, świetlistym rozbłyskom poranka, kroplom Skawy i powiewom, od lekkich zefirków po huragany. Życie rozpoczyna się od r o z b ł y s k ó w! Od światła! Także od wróżb takich jak ta, kiedy „Nad łóżeczkiem dziecka jaskółka przysiada.”. To motyw zaczerpnięty wprost z życia, a opisany przez matkę autora, Danutę Seile-Mirosławską. Również „zmagającą się ze słowem”, od dzieciństwa kształtującą jego słuch do rytmu i dźwięku ojczystej mowy.
W najnowszym tomiku w wielu wierszach pojawią się słowa: energia, czakram, promienie, promieniowanie. Jak choćby w tym rozpoczynającym się od słów „Pozytywna energia mnie rozpala...”. O czym w nim czytamy? O rozpłomienieniu, rozpaleniu mocą słonecznych promieni.
Jak zwykle też otrzymujemy sporą dawkę wspomnień historii osobistej i narodowej. Szerzej szereg refleksji o świecie przełomu stuleci. W utworze bez tytułu z mottem „Podróż z Elą”, autor odwołuje się do „sytego czasu, sytej atmosfery” królewskiego grodu Krakowa! Bawi się słowami! Vide „...wagon zapełnia się podróżnymi / pod różnymi pretekstami wyruszającymi...”. Energia „...Tych, tylu bliskich...” rozpłynęła się jak strumienie światła, które „...na pewno jest...”choć „...zdaje się być nieobecne...”. Otrzymujemy deklarację-wyznanie. Nasi zmarli są dla poety nadal formą energii, „śpią” obok „Wielkich Polaków”. Ich moc promieniuje jak czakram wawelski. Przenikamy się. Istnieje świetlista wspólnota duchowa, tytułowe wewnętrzne światło ludzi ducha, zbiorowości plemiennej. Odczuwanej w czasie wycieczek: do Gniezna, Kruszwicy czy Trzemeszna (Nota bene wspólnie je odbywaliśmy). Najszerzej jednak obejmującej wszystkich ludzi! Wśród budzących owo wspólnotowe odczucie osób, szczególne miejsce przypada śp. Janinie Kani, niezapomnianej dyrektor tarnowskiej Miejskiej Biblioteki. Autor poświęca Jej wiersz zaczynający się „Tragarze słów / z bibliotek całego świata...”.
Stąd już oczywiste jest utożsamianie się także z wszystkimi innymi ludźmi. W tym szczególnie z pomordowanymi w Katyniu, Charkowie i w Miednoje. Członkami bliższej i dalszej rodziny Mirosławskiego, wszystkimi ofiarami stalinowskiej zbrodni ludobójstwa. Z tą „unicestwioną armią”. Oni nadal przemawiają do nas „zdławionym głosem, / szmerem z podziemi...”. Choć nie wszyscy pamiętamy tak jak ich dzieci, (bo jesteśmy już w większości kolejnym pokoleniem, pokoleniem wnuków), rysy twarzy, tych pogrzebanych na „nieludzkiej ziemi”. Generalnie chodzi przecież o naszych antenatów. Rysy twarzy się powtarzają. Mogą to być nawet nasze rysy. Odziedziczone, rysy nas wszystkich Polaków! Wszystkich ludzi, bo żadna nacja nie jest wolna od grozy terroru i prześladowań. Czy będzie to dotyczyć Żydów, Tutsich, Hutu, Kurdów lub Czeczenów.
Z kolei uwaga nasza skupia się na losie pisarza i malarza z Drohobycza, Bruno Schulza. Zastrzelonego przez gestapowca Gunthera w czasie okupacji. Z utworu wywieść można szczegółową analizę twórczości autora „Xięgi Bałwochwalczej”. Pretekstem tej opowieści jest wystawa zorganizowana w tarnowskiej Sali Lustrzanej w 2007 roku, poświęcona Schulzowi. Otwierana z udziałem Mai Komorowskiej. Szczególne jest w wierszu zestawienie Schulza i Goyi. Ostro antywojennie wypowiadającego się malarza i grafika hiszpańskiego z przełomu XVIII/XIX wieku.
W tekście z Polanicy zauważmy „jasne światło książki” poety Andrzeja Sulimy Suryna, „zawieszonej koło baru”. Piszący o malarskich wizjach: Cezanne'a, Mondrian'a, o samoświadomości cierpienia, musi być bliski twórcy „Czasu Bram” i „Niebieskiej Góry”. Obydwu łączy wrażliwość i poczucie bezsensu śmierci „przypadkowych ludzi / porozrywanych na strzępy / przez bomby terrorystów / w Londynie...” i ofiar chorób i wypadków.
Odrębne są sonety. *** „Jestem rozbitkiem na wyspie szczęśliwej...”, „Okruchy gniewu”, „Bezczas”, *** „Jesień szronem ścina zeschłe trawy...”, *** „Białej Damy, śnieżnej białogłowy cień...”, *** „W oczach pokoleń...”, „Semper fidelis”, „Tęsknota za ziemią rodzinną”, „Łąka”. To teksty nostalgiczne, dedykowane, opisowo-refleksyjne. Ich urok polega na zachowaniu klasycznych reguł rytmiczności, stroficzności. To przykłady słownej maestrii w starym stylu. Nie wszystkie zostały jeszcze opublikowane ale autor zamierza zebrać je w odrębnej pozycji.
Obok nich teksty: dla Eli, wiersze z podróży. Przykłady poezji codziennej, niosącej smutki i radości, dającej siłę i nadzieję wiary w to, że świat jest takim, jakim chcemy go zobaczyć!
Jeszcze inną grupę stanowią wiersze zaangażowane w polskie życie społeczno-polityczne pt. „Pielęgniarki”, „Stocznia szczecińska 2002 rok”, „Lunapark”. Autor nie może pozostać obojętnym na wydarzenia krajowe pomimo globalnej perspektywy. Dlatego już w wierszu *** „Koncert dla życia...” pisał „...dość już głodu w Polsce i w Afryce / i wszędzie na świecie...”.
Wreszcie kończąc wyjątkowo szybki i siłą rzeczy pobieżny przegląd zawartości zbioru, wypada zauważyć szczególnie piękne fragmenty, metafory i opisy, jak np.
„...Świadomość ścisłej łączności
ludzi, jak kropel deszczu
bębniących o parapet.
W energii wyzwolonej
wśród burzy gromozłotej...” - to stanowi dla poety „zasilenie”. Dalej czytamy:
„Czuję się zasilony,
jakbym odczuwał rezonans
pola magnetycznego,
ciepłego biopola od osób
budujących stan ducha;
promieniowania miłości
w długim ciągu pokoleń.”.
O tym właśnie chce nam mówić, o tym przypominać, tym odczuciem się dzielić! Dlatego pisze:
„nie mam siły wyliczać osobliwości Wiednia.
Inna prawda objawia się
namacalnie konkretnie.
Ludzie wymieszani ze sobą,
jak w tyglu czarnoksiężnika:
czarni, żółci, smagli, biali
i we wszystkich odcieniach zmęczenia
są jedną
uśmiechającą się do siebie rodziną!
- a w poincie innego wiersza pt. „No Logo” zauważmy:
„...Oikonomos naszego domu
to każdy prywatny połów
o granatowym zmierzchu
pod filozoficznym,
niebem Grecji.”
Refleksja dotyczy najprostszej zasady ekonomiczności, opłacalności. Przetłumaczmy to słowo z greki na język polski, żeby w pełni uwydatnić jego sens. „Każdy prywatny połów” to nie tylko dosłowne znaczenie tego słowa. Rozumiemy, że chodzi o każdy udany zakup, każdą celową inwestycję. O filozofię egzystencji, bo nie można wszystkiego przeliczyć na pieniądze. W wierszu pt. „Wyrzutek”przeczytamy:
„...dlatego uciekać muszę
od tych, których kocham,
do kochania wszystkich zagubionych
na dworcach całego świata,
do tych bez biletu,
na życie bezproblemowe...”.
I jeszcze fragment z kolejnego utworu:
„...Cały świat,
mały jak zielony owoc arbuza,
toczy się mi pod nogi.
Mam wrażenie,
że nasze porozumienie
oplata kulistość ziemi,
jak siatka kartograficzna
globus.”.
Otrzymaliśmy tomik manifest. Zbiór poezji mocno zaangażowanej. Opowiadającej się po stronie prostych ludzi, świadomości ich braterstwa i osobistego samorozwoju. Szczególnie ważnym w tym kontekście jest utwór pt. „Innerlichtkeit”, który jest w pewnym sensie niemieckim odpowiednikiem tytułowej „Wewnętrznego światła wspólnoty”.
Pointą niezwykle istotną są także słowa:
„...magia miejsca
przemawia do nas intuicyjnie,
to energia, którą wznieca niezwykły czakram;
Zrozumienie w oczach drugiego człowieka,
moc działania i świadomość idei...
...To nadzieja wyjścia naprzeciw,
rozwoju boskości w sobie,
światła, które
wieczne mroki rozświeca.”
i chcę przytoczyć również ważną deklarację poety, odczuwającego niemalże stany mistyczne:
„...jestem otwarty i gotowy
do współdziałania i zapisu
wiersza płynącego do mnie
z kosmosu ludzkich światów.
Światłość pomiędzy nami
rozkwita, jest blaskiem
świecącym w oczach,
głębią duchowego
porozumienia;
sensem życia,
istot powołanych.
Dorastamy do siebie,
dorastamy do „Nieba w Nas”,
do wewnętrznej kieszeni,
do prapoczątku wszelkiego
zaistnienia.
Komunikat wiersza
służy temu, żeby
energie się przyciągały.”.
Energia „bijąca z tej twórczości” przyciąga nas niewątpliwie. Daje siłę potrzebną do trudów codzienności. Podobna moc uderza z fotografii Jana Boczara doskonale współgrających z treścią tej poezji.
Dariusz Romanowski