Trzy kobiety, babka, córka i wnuczka, spotykają na swojej drodze śmierć. Stają przed koniecznością spojrzenia na swoje życie od nowa. Każda z nich szuka dla siebie właściwego miejsca. Choć są przedstawicielkami różnych pokoleń tej samej rodziny, ich światy nie przystają do siebie. Ostatnie historie to współczesna saga, w której na oczach bohaterów przemija ich świat. Olga Tokarczuk (ur. 1962) - jedna z największych polskich pisarek. Uhonorowana wieloma nagrodami, . nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, nagrodą Fundacji im. Kościelskich (1997) oraz kilkoma nominacjami do literackiej Nagrody Nike, trzykrotna laureatka Nagrody Czytelników Nike. Mieszka w Sudetach. Debiutowała powieścią Podróż ludzi Księgi (1993). Następne książki to: E.E. (1995), Prawiek i inne czasy (1996), Dom dzienny, dom nocny (1998) i zbiory opowiadań Szafa (1997), Gra na wielu bębenkach (2001) oraz esej Lalka i perła (2001). LUDZIE-LATAWCE Rozmowa z Olgą Tokarczuk o jej najnowszej powieści „Ostatnie historie” (fragment) Waldemar Popek: Podczas pracy nad “Ostatnimi historiami” wszystkim nam dojrzewała w głowie własna wersja wykładni tego, co w tej powieści odnajdowaliśmy. Opinie te krążyły pomiędzy nami i przecierały szlaki porozumienia w sposobie myślenia o Pani książce. Dołączyły do tego pierwsze uwagi recenzentów, krytyków, przyjaciół. Wiem, że te opinie sprzyjają spojrzeniu na własne dzieło od nowa. Jak Pani widzi swoją książkę teraz, tuż przed premierą? Olga Tokarczuk: Od początku ta książka była pomyślana “o śmierci”. Gdy sama siebie pytałam, co piszę, odpowiadałam sobie: “o śmierci”. Zdawałam też sobie sprawę, że temat jest tak trudny, tak wielokrotnie próbowany w literaturze, że z mojej strony zajęcie się nim może świadczyć o mojej arogancji i braku pokory. Lecz z drugiej strony nigdy w swoim pisaniu nie poszukiwałam “nowych tematów”, nie interesował mnie sam temat, ale sposób podejścia do niego, własny głos. Gdyby móc z tej książki zrobić poziome przekroje, to jednym z nich ukaże się temat nomadyczności, braku zakorzenienia. Jest w tym trochę mojej przekory. Z żalem doświadczyłam braku zrozumienia tego motywu w “Domach”, które są przecież powieścią nie o posiadaniu domów, ale o ich braku. Myślę, że w “Ostatnich historiach” ten wątek jest zaznaczony wyraźniej i dosadniej. Wszystkie trzy postaci są wędrującymi wiecznie monadami, każda na swój sposób. Są to ludzie-latawce. Mapy, po których się poruszają, są inne, ale łączy je jakaś mityczna nostalgia za tym jednym właściwym miejscem, którego nie da się osiągnąć. Pierwsza podróżuje do domu dzieciństwa, druga – do utraconego kraju, trzecia – do abstrakcyjnego kraju północy, miejsca, które jednak mieści się już jednak poza zbiorowymi, plemiennymi nostalgiami, a sprowadza do drobnych, dobrze znanych, starych przedmiotów. One jedyne zakorzenione są w świecie “sprzed”: sprzed obu wojen, industrializacji, globalizacji, tych wszystkich “acji” – dotyczą więc zamierzchłego, a jednak bezpiecznego świata. W pewnym sensie chciałam się zmierzyć się z sagą. Byłoby to już drugie podejście (po „Prawieku i innych czasach”). Saga, cóż to za pojemna forma, prawda? Ile można w niej opowiedzieć. Ale dziś poważna saga nie może się udać. Nie tylko dlatego, że przestały istnieć tradycyjne związki między pokoleniami, ale dlatego, że ludzie w nie nie wierzą. To nie przypadek, że ostatnie porządnie zrobione sagi zostały napisane w pierwszej połowie ostatniego wieku, kiedy istniał jeszcze poukładany, ciągły tradycyjny świat. “Ostatnie historie” są swego rodzaju sagą, ale ułomną, uszczerbioną. Wszelka ciągłość pomiędzy pokoleniami jest tylko formalna. Oto są matki i córki, babki i wnuczki. Ich światy przestały do siebie przystawać. Prawdziwym tematem sag jest przemijanie i śmierć, które dokonują się na ludziach i na oczach ludzi. Prawdziwym i jedynym tematem sag jest powolne i nieuniknione umieranie świata takiego, jaki znamy. '