Recenzje dla:
Rosshalde/ Hermann Hesse
-
Rosshalde to stara posiadłość, którą zamieszkują ludzie nieszczęśliwi. Wypalone małżeństwo, nienawistny względem ojca starszy syn i ten młodszy — promienny i jeszcze nieświadomy sytuacji wokół niego. Mąż od kilku lat w głównym budynku bywa jedynie na posiłki, a czas spędza w pracowni malarskiej, do której dobudował pomieszczenia mieszkalne. Zatraca się w sztuce, a pociechą i motywacja, by trwać w takim stanie, jest młodsze dziecko. Jego jedyna radość i obiekt miłości. Z niewygodnej, szarej bańki wydostaje go dopiero wizyta przyjaciela i szczera rozmowa. Pierwszy raz od niepamiętnego czasu staje przed możliwością zadbania o siebie, choć uwolnienie wydaje się zbyt trudne. Kiełkuje w nim jednak myśl. • Malarz piórem stworzył opowieść o malarzu pędzlem. Obaj snują rozważania na temat tego, czy artysta w ogóle może być w małżeństwie, co Hesse wprost podkreślał, gdy mówił o tym tytule. Jest on bardziej dosłowny, mniej filozoficzny niż teksty, do których autor nas przyzwyczaił (szczególnie w swoich późniejszych pracach) i mocno odbija stan, w jakim w tamtym okresie się znajdował — gdy kwestionował swoją relację z żoną. W powieści można znaleźć wiele autobiograficznych elementów, choć w znacznym stopniu jest ona fikcją. Wybrzmiewa z niej poczucie osamotnienia, chęć ucieczki, ale też kurczowe trzymanie się tego, co znane. • Hermann Hesse to jeden z moich ulubionych autorów i jeden z najlepszych, jakich w życiu udało mi się odnaleźć na półkach z książkami. Emocje ze zdań osiadają na mojej duszy, myśli krążą wokół rozważań bohaterów, a piękno przyrody zawsze jest ukojeniem od ciężaru pozostałych elementów. To bardzo typowe dla jego prozy, a jednak za każdym razem, gdy sięgam po jego teksty, wiem, że spotka mnie coś nowego i pięknego. „Rosshalde“ jest tekstem bardziej dosłownym i fabularnym, a jednak wciąż potrafi burzyć moje wnętrze. Oto jak dobrym autorem w moich oczach jest Hesse.