• Nina Riggs zmarła w wieku czterdziestu lat na raka piersi, który dał przerzuty na kości i płuca. Jej książka jest zapisem zmagania się z chorobą nowotworową, a w zasadzie podręcznikiem odpierania tego, co nieuniknione. Autorka krok po kroku opisuje kolejne stadia choroby, które podbijają jej ciało niczym konkwista, dzikie plemiona. Jesteśmy z pisarką na wszystkich życiowych zakrętach, dzielimy jej radości i smutki, patrzymy na codzienność kobiety, matki, córki, która wie, że czas jaki jej pozostał, skraca się z każdym dniem. Że nie zobaczy dorastania swoich dwóch synów, którzy w momencie jej śmierci mają odpowiednio osiem i dziesięć lat. Że być może jej mąż ułoży sobie jeszcze życie z inną kobietą, z którą będzie dzielił życie, ale również przeszłość, po stronie której coraz bardziej ona staje. • „Łóżko nie jest miejscem dla mnie, ale do świata też nie pasuję”. Człowiek dotknięty nowotworem jest na ziemi niczyjej, między obecnością a nieobecnością, w jakiejś szczelinie gdzie rzadko wpada światło, a cień jest przytłaczający jak zmierzch, który dopada ludzi w górach, kiedy daleko jeszcze do ustronia. Życie z rakiem jest w jakimś stopniu istnieniem paradoksalnym. Codzienność pozbawiona jest swoich właściwości, rzeczy tracą swoje cechy, świat wydaje się nieostry i pełen kantów. Ratunku szuka się w śnie, który jednak z czasem również zaczyna męczyć i jest jak głaz w kieszeni idącego na dno. Pozostaje codzienne składanie się z rozsypanych fragmentów, które nijak do siebie nie pasują. Jest się jak wielkie puzzle na własne podobieństwo, w których zawsze brakuje jakiejś części, coś stale jest wybrakowane. • „Na chemii nie mogę już znaleźć swojego ja. Jestem jak wielki, pusty ocean”. Nina Riggs opisuje kolejne momenty chemioterapii, fizyczne niedomagania, permanentny ból, zdaje relacje z własnego umierania. Pokazuje jak godnie żyć i jak godnie umierać. Oswaja własne słabości, godzi się na nieuniknione. Poruszająco opisuje rzeczywistość osoby chorej, która nie potrafi sklecić swoich myśli w żadną rozsądną całość. Dla której logika zawaliła się jak karciany domek, a własna niezborność jest czymś na tyle przykrym, że zaczyna się traktować to z czasem nie jak wyrok, ale cechę własną. Co zostaje? Czytanie Montaigne’a. Krótki spacer, czasami kieliszek czegoś mocniejszego, stabilny oddech. • Podróż Niny Riggs to wędrówka bez nadziei, ale i bez rozpaczy. Trudne książki pozbawiają nas słów. W swoim „Dzienniku”, w roku 1838, Emerson – daleki powinowaty autorki – zapisał: „Raduje mnie ta wilgotna, ciepła, lśniąca godzina, melodyjna i rozkwitająca, która wypełnia ciasne ścianki mojej duszy, jej pulsowanie i życie sięgają aż po horyzont. Oto poranek: na jedną jasną godzinę uwolnić się z niewoli tego chorowitego ciała i stać się potężnym jak Świat”.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo