• W tym oto dzienniku autor opisuje swoje dwie podróże do Japonii – w 1999 roku (rok Królika) i w 2002 (rok Konia). Pierwsza część jest obszerna – obejmuje kilkumiesięczny pobyt. Druga krótka i kończy się nied­opow­iedz­enie­m – autor spóźnia się na prom na Hokkaido, gdzie miał się przedstawić przyszłym teściom. • Książkę otwiera motto z „Kroniki japońskiej” Nicolasa Bouviera i odnoszę wrażenie, że Piotr Milewski przejął też na siłę nastrój od tego niezrównanego pisarza-podróżnika. Bo „Kroniki japońskie”, jakkolwiek klimatyczne, przesycone są zmiennymi nastrojami Bouviera, jego melancholią graniczącą z depresją. • Piotr Milewski podobnie zmaga się z ciężkim samopoczuciem, a to szczególnie za sprawą braku pieniędzy, przymierania głodem oraz częstej niemożności porozumienia z powodu odmiennych kultur i oczekiwań. Jednakowoż jego wentylem bezpieczeństwa są przyjaciele (kilku znał wcześniej, paru poznał na miejscu), którzy dzielą się z ubogim podróżnikiem tym co mają – czasem, dachem nad głowa, posiłkiem, nierzadko pieniędzmi. • Autor przejechał autostopem wzdłuż całą wyspę Honsiu, zahaczając lekko o Sikoku. I dla mnie najciekawszym w tym wszystkim (nudnym i monotonnym) były opisy spotkań z ludźmi i rozmowy. O samej Japonii czytelnik się tu za wiele nie dowie, niestety.
  • Właśnie skończyłam czytać książkę śledząc jednocześnie na mapie samochodowej Japonii trasę po której poruszał się autor.Kawał drogi trzeba przyznać.Książka ciekawa i pouczająca.Z braku możliwości nie mogę zobaczyć Japonii na własne oczy i poczuć jej klimatu,zostaje mi więc internet,dobre i to bo nie wyobrażam sobie nie zobaczyć tego o czym czytałam.Fajnie byłby móc zamieszkać na kilka lat w Japonii,ale to tylko dla wybrańców.Polecam.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo