• Średnia książka, wątek z Duchem bez sensu. Najpierw ginie, a później nie wiadomo skąd i jak nagle żyje.
  • Twórcą pojęcia „arche” jako zasady bytu, początku, źródła wszechrzeczy był filozof grecki Anaksymander z Miletu żyjący na przełomie VII i VI wieku p.n.e. Owego arche szukali starożytni filozofowie przyrody, obserwując świat i zjawiska w nim zachodzące. Tales z Miletu (VII/VI p.n.e.) twierdził, że początkiem wszechrzeczy jest woda, Anaksymenes z Miletu (VI p.n.e.) uważał, że to powietrze pełni tę rolę, Heraklit z Efezu (VI/V p.n.e.) upatrywał arche w ogniu, a Ksenofanes z Kolofontu (VI/V p.n.e.) dowodził, że zasadą bytu jest ziemia. Odmienne te stanowiska starał się pogodzić Empedokles z Akragas żyjący w Vwieku p.n.e. Głosił, że arche tworzą cztery żywioły świata: woda, powietrze (eter), ogień i ziemia. Teoria Empedoklesa zakładała, że z mieszaniny czterech podstawowych - wiecznych i niezmiennych - składników („korzeni”), czyli „pierwiastków wszechświata” rodzą się bardziej złożone formy materii podlegające procesom powstawania i rozpadu, mieszania się i wymiany tego, co pomieszane. • Do teorii Empedoklesa nawiązała Katarzyna Bonda, najpopularniejsza autorka powieści kryminalnych w Polsce – jak głosi informacja na skrzydełku okładki Lampionów. Jest ona autorką serii „Cztery żywioły Saszy Załuskiej”, w skład której wchodzą tytuły: Pochłaniacz, Okularnik, Lampiony oraz Czerwony pająk. W swej tetralogii kryminalnej pisarka zastosowała podobną technikę jak starożytny filozof – połączyła w jedność żywioły rządzące światem i życiem głównej bohaterki: eteryczność zapachu (Pochłaniacz), krwiożerczość ziemi (Okularnik), bezwzględną ostateczność ognia (Lampiony) oraz wodę (jeszcze nieokreśloną – bo część czwarta dopiero się tworzy). Przy czym słowem-kluczem jest tu pojęcie: mieszanina... Życie bowiem głównej bohaterki cyklu powieściowego to melanż dobrych i złych chwil, wzlotów i upadków, mądrych wyborów i nieprzemyślanych decyzji... Jak, wydaje się, życie każdego człowieka... • Sasza Załuska to kochająca mama kilkuletniej córeczki Karoliny (w powieści Lampiony Karolinka ma lat dziewięć), kobieta zagubiona, próbująca uporządkować swoje życie osobiste, znaleźć miłość i stabilizację. Jest to osoba bardzo silna, potrafiąca walczyć z przeciwnościami losu i własnymi demonami, wyleczona alkoholiczka, jednostka zdeterminowana, wytrwała i konsekwentna. Jest również utalentowaną profilerką przygotowującą portrety psychologiczne zbrodniarzy, bezwzględną i bezkompromisową w swej walce ze złem, wreszcie to pracowita, obowiązkowa i nieugięta w realizowaniu zamierzeń profesjonalistka pracująca w policji. Jest wrażliwa i bezkompromisowa, ambitna, twarda, a przy tym niepewna własnych wyborów, jest nieokiełznana jak sama natura jest nieprzewidywalną, a przez to jest postacią bardzo interesującą. I prawdziwą. W trzeciej części cyklu jej sytuacja życiowa wydaje się stabilizować. Łapie drugi oddech... Otrzymuje nowe zadanie do wykonania. I wyjeżdża do Łodzi. • Miasto Łódź staje się głównym niemalże bohaterem powieści. W każdym razie – ważnym. O ile kreacja głównej bohaterki spodobała mi się bardzo, gdyż jest to postać żywa, zarysowana z „nerwem”, o tyle tak znaczące wyeksponowanie miejsca wydarzeń już mniej mnie przekonuje. Nie ma nic nowatorskiego w pomyśle uczynienia miasta bohaterem kryminału. Zrobił to Krajewski, z nostalgią opisując przedwojenny Lwów i precyzyjnie przedstawiając Wrocław, wykorzystał ten pomysł także Miłoszewski, prowadząc czytelnika ulicami Sandomierza, a przede wszystkim Olsztyna. Ale nie na tym polega główny grzech autorki Lampionów. Moim zdaniem ukazana w utworze Bondy Łódź jest odpychająca. Obraz miasta jest zbyt jednostronny i przerysowany. Jest to miejsce ponure, brzydkie, niebezpieczne, odrażające. I ma się wrażenie, że wszyscy tam mieszkający to menele, pijacy, oszuści, bandyci, nie wyłączając policjantów, a nawet dzieci! W jednym z wywiadów autorka tak oceniała miejsce wydarzeń swej ostatniej książki: „Łódź jest jak diwa, która była kiedyś sławna, piękna i szykowna, ale życie dało jej w kość. Ma limo pod okiem, zmarszczki, wyleniałe futro. Wciąż jednak zachowała szlachetne rysy, odwagę i dumę.” No cóż, ja jakoś tej szlachetności, odwagi i dumy miasta w powieści nie zauważyłam... Może po prostu przeoczyłam... Zauważyłam natomiast, że wszystko złe, co może się stać, to tylko w Łodzi... Rozboje, oszustwa, malwersacje, kradzieże, pobicia, gwałty, porwania, podpalenia, morderstwa, wybuchy bombowe, próby samobójcze i akcje terrorystyczne – to wszystko dzieje się w Łodzi i to wszystko jest przedstawione w tej jednej tylko książce! Istna mieszanina! Tyle, że już nie czterech, a kilkunastu (jeśli nie kilkudziesięciu) składników. Akcja rozgrywa się na ulicach miasta, w budynkach kamienic, na dachach domów, a także pod ziemią – w kanałach. W powieści są diamenty, walizki z pieniędzmi, zabawki-zapalniki bombowe, pasy szahida, wśród bohaterów spotykamy drobnego pijaczka, czyściciela kamienic, bossa mafijnego, czeladnika piekarskiego, przedstawiciela świata artystycznego, prawniczego, tubylca i przyjezdnego, katolika i wyznawcę islamu, przedsiębiorczego emeryta, zaradną córeczkę...; można by tak wymieniać w nieskończoność. Przesyt i nadmiar. A jeszcze nawet nie wspomniałam owego podpalacza, który sposobem Herostratesa chciał osiągnąć nieśmiertelność (a należy go wymienić koniecznie – przecież dominującym w tej części cyklu żywiołem jest ogień właśnie, wskazywany w książce, jak przed wiekami przez Heraklita, jako praprzyczyna wszechrzeczy)... Czytelnik gubi się w tej wielości, odwracając kolejne karty, przeciera oczy ze zdumienia i zastanawia się, kto kim tak naprawdę jest. Bo nie jest to wcale przesądzone i wciąż się zmienia... Pomieszanie z poplątaniem – to chyba nadrzędna zasada kompozycyjna tej powieści. Zauważyć jednak muszę, że... w tym szaleństwie jest metoda. Wydaje się, że autorka doskonale się bawi, mnożąc zagadki, gmatwając fabułę, wprowadzając kolejnych bohaterów o dziwacznych życiorysach. Zaskakuje czytelnika, bulwersuje go (niektóre sceny są naprawdę drastyczne), denerwuje nawet, ale tak buduje powieściową rzeczywistość, że chce on poznać ciąg dalszy wydarzeń (ja doczytałam książkę – 628 stron – do końca!). I na zakończenie już stwierdzić muszę, że czekam na kolejną część serii o rudowłosej Saszy Załuskiej, by poznać jej dalsze koleje losu. Nie ukrywam przy tym, że czekam z nadzieją, że ten ostatni już tom tetralogii o żywiołach bliższy będzie Okularnikowi niż Lampionom. • • Gabriela Kansik, • Dyskusyjny Klub Książki, • Oleska Biblioteka Publiczna

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo