• W tej powieści nie chodzi o to, by zagłębiać się nadmiernie w jej fabule, lecz odczuciach i namiętnościach bohaterów. Bo to powieść grająca na naszych wrażeniach i zmysłach. To jak muzyka klasyczna delikatnie poruszająca cieniutkie struny naszych dusz. Oto bowiem wkraczamy w dzieciństwo Ulriki, dziewczynki ze Szwecji, która na okres wakacji przyjeżdża wraz z rodzicami nad morze i w każde wakacje czas spędza z Anne-Marie, rówieśniczką, dzieckiem sąsiadów z wielkiej posesji obok. Każde wakacje są wielce wyczekiwane, a Anne-Marie staje się dla Ulriki kimś niemal bliższym niż przyjaciółka. Rozłąka nie działa na korzyść Ulriki, która bardzo się w tą relację angażuje - z różnych względów. Najważniejszym jest chęć posiadania i przynależenia do takiej właśnie rodziny jaką tworzą Gattmanowie. U nich czuć życie, radość, obecność innych a ich grono powiększa się gdy rodzice Anne-Marie adoptują dziewczynkę z Indii. Nieco dziwną, jakby inną, może i opóźnioną w rozwoju, bo nie mówi, a jej reakcje na różne sytuacje są poniekąd dziwne i często zaskakujące. Jakby jej życie toczyło się innym torem, na który nikt nie ma prawa "wskoczyć". To dziecko jest po prostu inne. I od momentu pojawienia się małej Gattmanowie zaczynają inaczej żyć i nawet w nich samych zachodzą niewidoczne, acz postępujące zmiany osobowościowe. Nawet Ulrika się zmienia choć zobaczy to po sobie dopiero po kilku latach. A wszystko dlatego, że mała pewnego dnia, podczas zabawy i wypłynięcia w noc świętojańską... ginie. I odnajduje się po kilkunastu dniach... kompletnie nie zmieniona. Jednak okres jej nie-bycia rozbija spójną dotąd rodzinę Gattmanów. Już nie ma spoiwa ich dusz, ich myśli i wspólnych radości. Niewidzialna bomba destrukcji wybuchła. Lecz nie chcę pisać o fabule ani o losach bohaterów lecz o tym, co autorka zmieściła pod przykrywką tej właśnie. Bo porusza tu wymiar psychiczny, wymusza stawianie pytań o ludzką osobowość. Dziecko, niemowa, w oczach dorosłych - opóźnione w rozwoju lecz nigdy tak niez­diag­nozo­wane­, czy jest faktycznie takim odmieńcem? Czy to może my, cieszący się renomą normalnych i jakże inteligentnych jesteśmy prostakami? Czy aby nas nie wypełnia chaos, paplanina, wieczne krzyki i pobieżność? Gdzie jest sens i istota odczuwania zarówno życia jak i jego piękna? Czy kłapanie jęzorem dokądś prowadzi? Wiele jest pytań, wiele jest niewiadomych, które zawisają w powietrzu i które nie zawsze wymagają odpowiedzi. Bo odpowiedź to znowu gadanina bez końca, a tu chodzi o zadumę w ciszy. O kontemplację tego co jest. Adoptowane dziecko, które nie mówi, nie pisze, nie wydaje dźwięków to osoba która żyje w pełni, w przeciwieństwie do ludzi obok. Jej dusza jest bogatsza o obserwacje i posłuch. I chyba dlatego warto przeczytać tą powieść, zamknąć i pomyśleć. W ciszy. Samemu. I przetrawić to, do czego doszliśmy.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo