• Akcja w książce jest raczej słaba i rozwlekła, a wybuch wulkanu jest tylko tłem powieści obyczajowej. Jeśli ktoś się nastawia na powieść akcji, to będzie mocno zawiedziony. W dodatku historia, w moim odczuciu, urywa się w dziwnym momencie. • Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest tłumaczenie. Strasznie się męczyłem czytając tę książkę. Miałem wrażenie, że tłumaczył to jakiś licealista samouk bez doświadczenia. Zdania często są niezrozumiałe, przeczą wcześniejszym zadaniom, a nawet zdarzyło się, że zdanie przeczyło samo sobie. • Ponadto tłumacz posługuje się słownictwem, które zupełnie nie pasuje do tego typu powieści. Nie wiem jaki był tego cel, chyba chciał zabłysnąć elokwencją np. nagminnie nadużywa zwrotu "rodzinne stadło" albo używa słów typu "podwoda" czy "zniszczyć coś do imentu". Samo tłumaczenie to często "kalkowanie" co powoduje śmieszne, nienaturalne zwroty. Pomijam, że usilnie tłumaczy nazwy własne jezior, gór itp. Nawet nazwy kapel. Ale zdarza mu się zostawić nazwy nieprzetłumaczone. • Przez to wszystko przebrnięcie przez Superwulkan to nie lada wyzwanie.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo