Recenzje dla:
Wiara/ Anna Kańtoch
-
To samo co w Łasce - dobrze się czyta i fajny klimat PRL - chyba ciekawsze postacie; podobnie - równowaga między domysłami i zaskoczeniem w szczegółach w miarę ok, ale jakoś ten "główny powód" całej sytuacji, przynajmniej dla mnie - mało zrozumiały, wydziwiony, tzn. przyjmuję do wiadomości, ale jakoś nie czuję sprawy.
-
„Ksiądz Jerzy Marczewski mocniej ściskał kierownicę, gdy rower podskoczył na wiejskich wertepach”. Tak zaczyna się powieść „Wiara” Anny Kańtoch, kryminał aspirujący do najlepszych wzorców obyczajowej powieści, mierzącej się z atmosferą ciasnej prowincji, schyłku lat osiemdziesiątych. Upalne, duszne lato w Rokitnicy pozwoli mieszkańcom, napływającym do wsi hippisom, bojkotującym budowę elektrowni jądrowej, milicjantom i młodemu proboszczowi na konfrontacje z ludzkimi słabościami i złem, drzemiącym głęboko w nas. Przenosimy się do roku 1986. W domu wczasowym „Stokrotka” pałętają się koloniści, a lokalni milicjanci, próbują rozwikłać zagadkę, w której przeszłość, jest nie mniej ważna niż teraźniejszość. Równolegle proboszcz Marczewski, będzie próbował odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego Rokitnicę nazywa się parafią przeklętą, a poprzedni proboszczowie, dokonali żywota topiąc się w stawie i wieszając się na sznurze, i co tak naprawdę oznacza, napisany grubą kreską na drzwiach kościoła napis, że „Zło nadejdzie ze Wschodu”. Ksiądz „jakby dotarł w miejsce, gdzie nikt nie mógł za nim pójść”. Ale my spróbujemy i będziemy z czytelniczą radością brnęli dalej. • Postaci milicjantów z komendy są kapitalnie rozpisane. Kapitan Witczak autentycznie budzi ciekawość, rzucające się cieniem na jego życiu traumy z przeszłości, czynią go osobą wieloznaczną: „Czasami miał wrażenie, że wspomnienia z dzieciństwa wyciekają z niego, tak jak piasek sypie się z dziurawego worka”. Starszy sierżant Stefan Waśkowiak to zapijający smutki korpulentny milicjant, którego dawne ideały dzisiaj mętne są jak piwna piana, z kolejnego kufla łykanego w pośpiechu. Jan Synowiec, młody kapral, to nie do końca rozgarnięty stróż prawa, który intelektualne ubytki nadrabia zaangażowaniem i iście pragmatycznym nastawieniem, zaś starsza szeregowa Hanka Gierasówna, choć jeszcze mało doświadczona, ma w sobie wszelkie zadatki na ambitną i widzącą sprawy holistycznie, śledczą. Dużym atutem jest język powieści i to zarówno w warstwie dialogowej, wartkiej, sprawnej, pędzącej za akcją, jak i budowanie gęstniejącej, mrocznej aury, po niemalże liryczne opisy przyrody Beskidów: „Las zamknął się wokół niego – gdziekolwiek spojrzał, widział jedynie strzeliste pnie odbite jak w gabinecie luster, dziesiątki szarobrązowych żołnierzy stojących na warcie w ciszy i cieniu”. • Wydaje się, że pisarka watek kryminalny czyni wymówką do mówienia o sprawach społecznych, o więziach w lokalnych światach, nastroju endemicznego regionu, który na każdą nowość reaguje podejrzliwie. Szkielet kryminalny jest pretekstem do przyjrzenia się relacjom i obyczajowości małej polskiej wsi, gdzie namiętności i resentymenty, kotłują się w bardzo niewielkim tyglu. Ludzie mogą mieć szare twarze w kolorze popiołu wygarniętego z pieca. Mogą też patrzeć na innych jak w lustro i nie móc znieść tego, co ujrzeli. To powieść bardzo klaustrofobiczna i duszna, której nastrój z każdą stroną gęstnieje i ciąży ku jakiemuś wewnętrznemu rozpadowi. Widzimy polski zaścianek, hermetyczną wieś, domykającą się do wewnątrz, gdzie każdą nowość traktuje się jak napaść na zastane wartości, a próbę wejścia w zapiekłe relacje, jako angażowanie się w nie swoje sprawy. „Tam u was chłopi – mówi jeden z bohaterów – są zamknięci jak ostrygi”. Anna Kańtoch bardzo dobrze pokazuje mentalność ludzi ubocza, klisze poznawcze i stereotypy jakby siłą ciążenia wdrukowane w mentalność i poglądy drobnych społeczności, rozsianych wokół leśnych krajobrazów. • Akcja rozgrywa się w Rokitnicy, dokąd zajeżdża oddelegowany z Żywca kapitan Andrzej Witczak, by pomóc rozwikłać morderstwo, a może samobójstwo młodej dziewczyny znalezionej przy nasypie kolejowym, nieopodal krzyża, którego historii nikt nie chce pamiętać. Fabuła jest wciągająca jak bagno, akcja toczy się sennie i powoli, postaci anonsują się na scenie z odpowiednią dramaturgią, autorka w znakomity sposób zadbała o temperaturę powieści, wzrastającej z każdym kolejnym rozdziałem. Postaci są nakreślone przekonywująco, ich psychologiczne uwarunkowania i cechy wydają się zniuansowane i nietoporne. I co najważniejsze, Kańtoch udało się pokazać jak pod fasadą magicznego na poły opisu rzeczywistości, skrywane są wciąż niewypowiedziane sekrety z przeszłości, jak trudno przekraczać własną strefę komfortu by wyjść innemu na spotkanie. Po takich powieściach jak „Wiara” cieszy, że Anna Kańtoch na chwilę zostawiła literaturę fantastyczną i dokonała transferu w nowe rejony swojej literackiej wyobraźni.