Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
[awatar]
Opole MBP
Rodzaj: Biblioteki publiczne
Telefon: +48 77 454 80 30
Województwo: opolskie
Adres: Minorytów 4
45-017 Opole
E-mail: sekretariat@mbp.opole.pl

Biblioteka Główna

Poniedziałek 12:00 – 19:30
Wtorek 09:00 – 19:30
Środa 09:00 – 19:30
Czwartek 09:00 – 19:30
Piątek 09:00 – 19:30
Sobota 09:00 – 15:00

Najnowsze recenzje
1
...
15 16 17
...
37
  • [awatar]
    Opole MBP
    Zawsze te same powroty i te same intuicje. Poezja Julii Hartwig stoi po stronie życia i wysycona jest jego powabami. Docenia zmysłowe piękno otaczającego nas świata, podziwia jego błyski i refleksy, dzieła sztuki i miraże. Z rzeczy pierwszych, wybiera Hartwig spojrzenie – głodne, szukające oparcia w materialnym kontakcie z rzeczywistością; widziane przez poetkę z wielu perspektyw, z wielu miejsc, w rozmaitych nastrojach, w prostych słowach, szukających natchnienia w krajobrazie i wdzięku w erudycji. Jeżeli poezja może być jak dobra kolacja w gronie przyjaciół, wspólne celebrowanie smaków i zapachów, umiejętność otwierania się na cudze głosy i podszepty, to tak możemy odczytywać wersy tej poezji. Jest ona zaproszeniem do wspólnego stołu, gdzie można dzielić się radością, a o troskach na jakiś czas zapomnieć, zostawić je w cieniu nocy. Hartwig reprezentuje poezję wierzącą w sens wypowiadanych słów, w ich możliwość konsolidowania wokół określonych tematów, w ludzi szukających swoich wspólników we wrażliwości. • Nie idźmy jeszcze spać • póki tak pięknie gra muzyka • nie idźmy jeszcze spać • póki nie świta • Póki umiemy stąpać za krokami nocy • w ciemności z którą szukamy braterstwa • Nie idźmy jeszcze spać • dopóki dźwięki gubią czas • Nie idźmy jeszcze spać • Nie idźmy spać • To przede wszystkim poezja zauroczona istnieniem. Z kruszców ceniąca tradycyjne, z miar – szlachetne. W jakiś sposób nienasycona i głodna. Intelektualnie gęsta, nie mająca litości wobec zmartwień, nie pogłębiająca beznadziei. W podróży upatrująca moment wyzwolenia się z rutyny znanego. Dostojna. Dużo w niej dobrego smaku i odpędzania zwątpień. Dobrze brzmiąca w rejestrach zarówno niskich jak i wysokich. Na swój sposób uładzona, choć stale poszukująca odpowiedniego tonu czy melodii. Poezja, która nie dokłada nam sceptycyzmu, raczej przeciwnie, próbująca wyrwać nas z okopów ciemnych myśli i melancholii. Hołdująca przekonaniu, że tylko stale pogłębiana wiedza, może dawać oparcie, a kultura jest wizytówką każdego z nas. Julia Hartwig upominała się o człowieka, który kierował się imperatywem, aby życie traktować jako czas studiowania, dochodzenia do własnej mądrości, którą jest umiejętność przepracowania przeszłości, by móc mówić o swoim „teraz”. „Pod tą wyspą”: • Pod tą wyspą jest inna wyspa, może jeszcze piękniejsza. • Ku niej szybuje uśmiechnięta pływaczka, łącząca błyskawicznym • łukiem skałę, powietrze i wodę. • Chciałabym widzieć cię naraz ze wszystkich stron, stworze, • fragmencie, zawierucho, wspaniały obłędzie jasnego • umysłu.
  • [awatar]
    Opole MBP
    Nową prozę Zośki Papużanki możemy czytać na kilku płaszczyznach. Pierwsza z nich opowiada o wygasaniu uczucia i rozpadzie związku między kobietą, a mężczyzną. Tematem drugiej jest relacja sztuki do rzeczywistości i na odwrót. Z pozoru historia wydaje się banalna. Nie pozostaje nam nic innego niż forsowanie kolejnych truizmów. Ale od początku: mężczyzna w oknie fotografuje ukradkiem kobietę, którą porzucił, ale która nie przestała być jego żoną. Papużanka pokazuje powolny rozpad wspólnego kosmosu i nieumiejętność akceptowania siebie w momencie, kiedy pierwszy żar dopala się na stronie, ukradkiem. Mówi o nieumiejętności rezygnowania z własnych aspiracji i o ambicji, która przyćmiewa – a w ostateczności – przekreśla potrzebę dzielenia swoich trosk z drugim człowiekiem. O słabnącej potrzebie bliskości i obcości, narastającej wobec siebie niechęci. Czytamy o afroncie jako jedynym sposobie na obronę swojej podmiotowości. Coś nam to przypomina? Co pozostaje? „Radość tylko w nutach, tylko”. • „Życie trzeba żyć powoli”. „Przed sobą wszystko można udawać”. Papużanka pokazuje codzienność osadzoną w swoich rutynowych kontekstach, która przelewa się z wolna jak kra po zimowej rzece, kiedy ustaje bieg, a sprawy z wolna zamierają. Siłą tej prozy jest pozorna inercja oraz bezsilność, która zaraża innych. Powolnej entropii więzi, wypalaniu się emocji, towarzyszy coraz więcej oskarżeń i coraz większy dystans do sforsowania, dla ludzi, którzy w jakiś sposób z bliskich sobie, nagle, stają się obcy. I ta powieść jest właśnie o tym „nagle”. O szczelinie, która powoduje, że coraz bardziej pogłębia się rysa, odseparowująca od siebie dwie osoby. Książka o inności każdego z nas, o życiu, szukającym zrozumienia poza własnymi opłotkami. To powieść o codzienności składającej się dokładnie z takiego samego arsenału chwytów jak wczoraj. O poruszeniach serca, które nie są już w stanie zagłuszyć nieznośnej monotonii wzajemnych wobec siebie oskarżeń. O uśmiechu nie w porę, o kubku odłożonym w inne miejsce, o kątach stających się karykaturą dawnej przychylności. O nienarzucaniu własnego zdania, ale nie zostawiania miejsca na inne. „Nie umiemy wymyślić własnej rzeczywistości, więc czepiamy się tej, która jest”. • To również proza o nieumiejętności porzucenia wypracowanych schematów, o spontaniczności zamienionej w przymus i na samym końcu, o braku chęci do adaptacji się w nowych okolicznościach i wychodzenia naprzeciw oczekiwaniom, innych. Często zapominamy, że „Wszystko funkcjonuje dzięki najprostszym scenariuszom”.
  • [awatar]
    Opole MBP
    „Podkrzywdzie” to piękna powieść opisująca świat minionej wsi, opartej na ludowej mądrości i wiedzy, zabobonnych porzekadłach, cnocie prawdy, hartu ducha i znoju pracy. To powieść, która jest współczesną wersją „Chłopów”, pożenionych z realizmem magicznym reprezentowanym przez iber­oame­ryka­ński­ch prozaików. Literatura mocno przywiązana do ziemi, z której wyrasta. Rekonstruuje język, tradycje i obyczaje, gdzie obok nagich i surowych faktów, występuje wiele magicznych porządków, mających zaklinać i zjednywać zainteresowanym rzeczywistość. Atutem powieści Muszyńskiego jest niezwykle gwałtowny język, bardzo sensualny i porywczy. Rzecz czyta się znakomicie, a zmieniający się cykl pór roku jest jak klamra każdego rozdziału. „Świat rozklejał nam się w oczach – jak w uskoku tektonicznym zdawały się osuwać zręby drzew, dachów i stodół, tonąc w mydlinach nieba”. • W świat powieści wchodzimy za sprawą wnuka, opisującego swoją codzienność w Lasach Błędowskich, gdzie, wraz z dziadkiem – w którym „zamieszkało” coś złego, jakaś blaga – i babcią, żyją swoim rytmem na gospodarstwie. Wraz z narratorem snujemy się po lasach, sadach, wreszcie tropimy dziadka (opisy jego pijackich wybryków to arcydzieło powieściowego realizmu!), umykającego nie wiadomo gdzie (ta zagadka niezwykle trapi wnuka) małomównego, mającego skłonności do chandry, pędzącego bimber i oddającego się zwyczajnym zajęciom na roli: oporządzaniu i sprawianiu zwierząt (sporo tu znajdziemy takich opisów), grzybobraniu, codzienności w kontekście przypadających pór roku. Pojawiająca się na kartach powieści galeria postaci to zbiór oryginałów przeróżnej maści, które z miejsca darzymy sympatią. Na przykład taki Stójkowy: „Wcześniej tkwił długo na widnokręgu jak zapałka wbita w piach, znacząc jego kres”. „Przychodził często w błękitne, bezwietrzne dni, gdy myśli, jak opadające kwiaty lipy układają się nieruchomo na pniu”. • To powieść o potrzebie nadawania sensu nawet najbardziej chaotycznej i rozpadającej się na nieprzystające do siebie części rzeczywistości. O tajemnicach, które skrywane przez każdego z nas, zaczynają dotkliwie boleć. O szacunku wobec tradycji, bez której świat potykałby się o własne pomylone cienie. O tym, że czas indywidualnie znajduje w życiu każdego z nas, i nikt nie wie. O tym, że w każdym z nas walczą dwie siły, racja i pasja, i w zależności, która bierze górę, albo się w życiu budujemy, albo wypalamy.
  • [awatar]
    Opole MBP
    Książka polskiej noblistki jest post­mode­rnis­tycz­ną wariacją na temat sumeryjskiej bogini Inanny (bogini starożytnego sumeryjskiego miasta Uruk; na swoje wdzięki próbowała uwieść Gilgamesza), która zstąpiła do krainy zmarłych, by przechytrzyć śmierć. To literatura, która łączy w sobie nowatorstwo narracji (monologowo-kaskadowej), z ponadczasowym tematem, udowadniając, że w mitach mieszka sens, nie tylko aktualny w przeszłości, ale i bliski nam, odległym w czasie o tysiące lat. Bliższy niż się nam zdaje. Trzeba nam stale opowiadać i podnosić to – tak mówi pisarka – co już tyle razy wyjaśniano, choćby dlatego, żeby kontynuować upór, pomimo braku szans na wiążące odpowiedzi. „Mówić do kogoś, kto nie rozumie, to próbować otworzyć zamek źdźbłem trawy, to kroić chleb gałązką bazylii, wkręcać żarówkę w ptasie gniazdo, wkładać dyskietkę między dwa kamienie”. • Olga Tokarczuk, korzystając z mitycznych wzorców, buduje swoją wielogłosową opowieść, na szczątkach zachowanych historii, przetrwałych do naszych czasów świadectw, dotyczących Sumeryjki. Bohaterka Olgi Tokarczuk porusza się w świcie przyszłości, technologicznie egzotycznym, nieco dziwacznym, będącym znakomitym przykładem galopującej i nieujarzmionej dystopijnej wyobraźni autorki, idącej na przekór naszym oczekiwaniom, malującej przyszłość jako horrendum, momentami jednak przyjazne. Pisarka udowadnia, że choćby nie wiadomo jak zmieniły się nasze okoliczności zewnętrzne, a technologia odpowiadała za widoki, wizje rzeczywistości, to takie uczucia jak strach, solidarność, pragnienie życia, chęć odparcia śmierci, wpisane są na trwałe w ludzką naturę, szukającą konsolacji w dawnych wierzeniach, porzekadłach, opowieściach, w cudzych słowach. Tokarczuk udowadnia, że nasze podstawowe obawy i tęsknoty, w gruncie rzeczy, opierają się wpływom czasu, i zwykle, pozostają takie same, przynajmniej podobne, w rozmaitych czasach, wiekach, momentach historii. • To powieść o tym, że tylu, ilu jest ludzi, tyle jest światów i punktów widzenia. O tym, że jesteśmy tu krótko, na wieczne zdziwienie, podatni na zranienia, krusi i szukający sensu, od narodzin po demencje. Uczymy się i zapominamy, a czas powitań, niechybnie staje się czasem pożegnań. Tokarczuk pisze o nas, o determinującej nasze poczynania świadomości, będącej zarówno fatalnością, jak i elementem decydującym, o byciu wyżej w hierarchii stworzenia, co nie zawsze musi być czymś pozytywnym. Szczególnie dla braci mniejszych. Pamiętajmy: „Nic nie zachowa swojego kształtu. Każdy porządek okaże się nietrwały – i boski, i ludzki”.
  • [awatar]
    Opole MBP
    W swojej książce z esejami, autorowi Rozwiązywania tekstów, przyświeca Norwidowskie credo, w myśl którego, z rzeczy świata tego zostanie poezja, dobroć i dodaje Małczyński: muzyka. Ziaren dobroci, empatii, dobrego słowa szuka się tu w poezji Władysława Sebyły, Jerzego Lieberta, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Juliana Kornhausera i jeszcze kilku innych. Pisanie Małczyńskiego meandruje wokół kilku uparcie powracających tematów. Dobroć być może jest jedyną miarą ludzkiej wielkości, muzyka płynie nie tylko na pocieszenie, a poezja wypływa ze źródeł niezmąconych smołą. W zasadzie pytania stawia się tutaj dyskretnie, poetom oddaje się głos z przejęciem, buduje się tu dla wierszy konteksty i tła niezwykle zajmująco, wręcz z przejęciem. Książka uczy szacunku do poezji, do jej enigmatycznej natury – nigdy nie rozwiązanego równania z wieloma niewiadomymi. Kolejne studia, poprowadzone detalicznie, wręcz onieśmielają. Przywracają człowiekowi równowagę w zdyszanym, zagonionym świecie. • W rozdziale o Sebyle, czytamy, że poeta ćwiczył na skrzypcach, a muzyka była nieodzownym elementem jego życia. Przez wiele lat zgłębiał wiedzę o harmonii i kontrapunkcie. „W liryce tej kołyszą się żałobne dzwony, fale oceanu, stawy i morza, drzewa, liście i trawy, niebo i gwiazdy, a nawet dnie, noce i cała wieczność”. O Baczyńskim powie się tu tak: „W trudny do uchwycenia sposób uzyskał on w młodym wieku świadomość, że śmierć wkrótce rozstroi instrumentarium jego talentu”. Wiele inte­rpre­towa­nych­ przez dyrygenta-Małczyńskiego poezji, pozostaje „pod batutą przemijania”. • Małczyński pisze bardzo blisko wierszy, a jednak sytuując omawianą twórczość w kosmicznej perspektywie. To osobiste szkice, ale nie prywatne, osobne, a jednak budujące wspólnotę wrażliwości. Znamienitą cechą Małczyńskiego jest doskonale wyważona narracja. Wszystkie ingrediencje są tu zmieszane idealnie, z troską o każdą najmniejszą drobinę. Po aptekarsku. Cierpliwa, a jednak dramatyczna to opowieść. Wiele w tych tekstach ciemnych chmur, zwalistych, a jak światło – to przeszywające. Eseje, które są jak bliźniaki na wadze. Książka przywracająca należyty szacunek poezji, w sposób niezwykły mówiąca o sprawach ducha, poruszeń serca, aksjologii. O dźwiękach odpędzających zwątpienia i spojrzeniach, zapo­dzie­wają­cych­ smutek. Małczyński przypomina, że należy pielęgnować to, co piękne, kruche, pojedyncze, naznaczone ewangelicznym pogłosem. Małczyński uczy nas, że do kresu smutku trafiają oprócz muzyki, pojedyncze, przyszpilające strofy. Zostajemy na skraju percepcji możliwej i niemożliwej.
Ostatnio ocenione
  • koniec czerwonego człowieka
    Aleksijewicz, Swietłana
  • Dom tęsknot
    Adamczyk, Piotr
  • Kto ty jesteś
    Szczepkowska, Joanna
  • Córka rabina
    Mann, Reva
gordzies
patrycja.wicher87
o.sormolotova
magdaszczepaniak
jolanta.rachtan
kazia.rybka
agnieszka092
e.cechowska
agatkapytlas
julag2003
gosiakazia
szmorad
magann
meryk6
elka79
antoni2

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo