Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
czytelniawpustelni
Ekspozycja

Każda moja decyzja ma wpływ na moje życie teraz i w przyszłości.
Gdy na przykład zegniemy kartkę na pół, to nawet po jej wyprasowaniu pozostanie zgięcie – nieodwracalny ślad.
(fragm, książki)

Człowiek jest taką kartką. Można ją nie tylko zgiąć, ale też pomazać, potargać czy spalić. Tak było z Henrykiem Krzoskiem, autorem książki „Bóg znalazł mnie na ulicy. I co z tego wynikło?”. Czasami wystarczy kilka zranień, które po równi pochyłej poprowadzą człowieka na samo dno. Autor miał to szczęście, że w ostatniej chwili Bóg posłał kogoś, kto wyciągnął do niego pomocną dłoń.
Wiecznie pijany ojciec, żyjąca w strachu i bezsilności matka. Dzieciństwo i wczesną młodość Henryka Krzoska ukształtowała ulica i koledzy z blokowisk. Później rolę wychowawcy przejęło więzienie. Mimo chęci i pozytywnych planów na przyszłość, po odbyciu kary było jeszcze gorzej. Autor popadł w alkoholizm, doprowadził do rozbicia swojej rodziny, utraty kontaktu z synami. Po dwóch latach nocowania na ulicy, gdy stracił już resztki sił i nadziei, postanowił zakończyć swoje życie. Tuż przed popełnieniem samobójstwa postanowił sprawić sobie ostatnią przyjemność: zjeść ciepły posiłek. I wtedy, w ulicznym barze, znalazł go Bóg.

Jasne, nie było łatwo. Takie zmiany nie zachodzą ot tak, po prostu, wychodzenie z nałogu wymaga bardzo dużo ciężkiej pracy i ogromu silnej woli. Ks. Paweł Gołofit powiedział: „Pan Bóg chce przemienić Twoje życie o 180 stopni, ale będzie to robił 180 razy, po 1 stopniu”. W przypadku Henryka Krzoska było podobnie: musiał dać z siebie bardzo dużo, musiał przezwyciężyć swój strach i wstyd, pokonać lęk przed tym, co pomyślą inni. Ale zawierzył wszystko Bogu i to się opłaciło.
Można odnieść wrażenie, że jest to książka dla zniewolonych chorobą alkoholową, a kto takiego problemu nie ma, nie powinien po nią sięgać. Nic bardziej mylnego! Autor porusza tematy, które dotyczą każdego człowieka. Bo czy jest ktoś, kto nigdy nie podjął złej decyzji, nie zranił lub nie został zraniony? Ktoś, kto nigdy nie czuł się samotny? Wreszcie, ktoś, kto nigdy nie zwątpił w to, że jest kochany?

Henryk Krzosek trafił na ludzi, którzy pomogli mu całkowicie i z pełnym zaufaniem rzucić się w ramiona kochającego Boga. Teraz on sam stara się przekazać tę wiarę innym, również za pomocą niniejszej książki. Historia, którą opowiada Autor jest autentyczna, czuć, jak z każdej strony wylewa się prawda i szczerość. Jest to książka, która może dać nadzieję ludziom zagubionym, skrzywdzonym, którzy nie mogą znaleźć oparcia w najbliższym otoczeniu. Można odnieść wrażenie, że w książce Henryka Krzoska każde słowo jest dokładnie przemyślane, każde zdanie daje do myślenia i zapada czytelnikowi w duszę. Jest to opowieść, która przez długi czas pozostaje w człowieku i towarzyszy mu w codziennym życiu. Pozwala także docenić to, co oczywiste, a czego na co dzień być może nie zauważamy: śniadanie, czyste ubranie, możliwość zdjęcia butów na noc… Warto to docenić, bo nie wszyscy mogą o tym nawet marzyć.

20211021_075959.jpg 20211021_075959
jpg, 132 KiB, 640x480
Komentarze (0)

Jedną z pierwszych informacji o "Tatuażyście...", którą przeczytałam (już po skończonej lekturze) było to, że autorka nie odwiedziła Auschwitz przed jej napisaniem. I w sumie już chyba to powinno wystarczyć za całą recenzję i odpowiedź na pytanie o to, dlaczego ta książka jest taka nijaka. Pokuszę się jednak o więcej, bo nie byłabym sobą, gdybym trochę nie ponarzekała.

Każda śmierć to o jedną za dużo.

Bardzo się bałam przeczytać tę książkę. Tematyka jest niezwykle trudna, dla mnie często książki, filmy czy same informacje o wojnach i obozach konc­entr­acyj­nych­ są nie do udźwignięcia. Sięgając po "Tatuażystę..." byłam przygotowana na oceany łez, targające mną emocje, typowe dla tej tematyki. Chciałam przeżyć tę książkę, maksymalnie wczuć się w realia obozu (na ile to możliwe, wiadomo). Co dostałam? No właśnie, niewiele.

Heather Morris zrobiła z obozu konc­entr­acyj­nego­ jedynie tło dla romantycznej historii miłosnej z happy endem. I to takie blade tło, dość płytko opisane, bo poza brakiem jedzenia i zimnem, to w sumie nie wiem, co tam się działo. No, może jeszcze uderzanie więźniów kolbą karabinu. Cały opis, otoczka, obozu w Auschwitz jest mdła, kompletnie nijaka, ślizgałam się po tych opisach niemal bez emocji. Tak naprawdę ta historia mogłaby się wydarzyć gdziekolwiek indziej, a czytelnik mógłby się nawet nie zorientować.

Lale jest mało wiarygodny w opisanej historii. Nie lubię takich cwaniaków i Lale bardziej mnie denerwował, niż wzbudzał sympatię. Wszystko przychodziło mu zbyt łatwo, zbyt idealnie. Podejrzewam, że za takie pyskówki do hitlerowców raz-dwa dostałby kulkę i do widzenia. Nie sądzę, żeby bycie tatuażystą czyniło z niego kogoś na tyle wyjątkowego i niezastąpionego, że tak się z nim cackali. Więc ktoś tu chyba dodał sporo koloru do historii.

Gita nie obudziła we mnie żadnych emocji. Jest w tej opowieści kompletnie nijaka. Nawet nie bardzo wiem co o niej napisać, bo po prostu nie sprawiłoby mi różnicy, gdyby jej w tej opowieści nie było.

Całość mi się po prostu nie klei. Historia opowiedziana przez Morris jest bardzo błaha, powierzchowna, realia obozowe potraktowane po macoszemu. Wiem, że to powieść, dużo tu fikcji, ale według mnie to trochę zakłamywanie historii. Nie lubię takich książek, przeszkadza mi taka fałszywość.

Czuję się kompletnie rozdarta po przeczytaniu "Tatuażysty". Bo normalnie czuję wyrzuty sumienia, że krytykuję historię dwojga ludzi, którzy przeżyli piekło obozu konc­entr­acyj­nego­, których rodziny zginęły z rąk hitlerowców, którzy widzieli tyle zła, że do końca życia nie byli w stanie oglądać filmów z Auschwitz. Ale Heather Morris ubrała to wszystko w taki lukier, że aż mdli. Ja tego nie kupuję.

20211026_091753.jpg 20211026_091753
jpg, 163 KiB, 640x480
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo