Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
kkarwacka

Czytając Synowi książki zawsze jestem tuż przy nim. To nasze wspólne chwile. Czytanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie czasu czy poznanie świata; przede wszystkim to poznawanie własnego Dziecka jest dla mnie absolutnie kluczowe. Kątem oka podpatruję jego reakcje. Doświadczam niemal na sobie na sobie zmian w jego dziecięcym ciele: czuję napinanie wewnętrznych strun i symfonię emocji grających mu w duszy. Ten Mały Człowiek to najwspanialsze dzieło stworzenia - a ja mam zaszczyt móc go z uwagą i fascynacją odczytywać.

Czytam też samej sobie. Dla rozrywki, poznania lub ubogacenia duchowego. Potrafię docenić każdy typ książki, jeśli dzieło jest dobre, zapada w pamięć i zostawia we mnie choćby swoisty wodny znak. Sięgam też po te, które pozornie kaleczą czytelnika. To nieoceniona kuracja dla niegdyś zmartwiałej duszy. Parę wybitnych książek prze­wart­ości­ował­o mój system wartości i sprawiło, że zmieniłam sposób postrzegania świata. Lektury otwierają mnie na świat. Dzięki nim jestem, kim jestem i gdzie jestem. Świat znów potrafi mnie zdumiewać.

Jednak wciąż to kiążka, która otwiera przede mną moje Dziecko i mnie samą, która scala nasze myśli i jednoczy we współodczuwaniu, pozostaje dla mnie czymś najcenniejszym, co mogę nam ofiarować w prostocie życia; wspólna lektura to najbardziej wartościowy prezent.

Najnowsze recenzje
1
...
33 34 35
...
77
  • [awatar]
    kkarwacka
    Lubię sięgać po fikcję tylko wtedy, gdy nie wzbudza ona we mnie poczucia obcowania z fałszywą kreacją rzeczywistości. Innymi słowy, gdy mam nadzieję na to, że podczas czytania zapomnę, że nie czytam prawdy i dam się porwać. Podchodzę do powieści polskich autorów, z akcją osadzoną w granicach naszego kraju, z dużą dozą dystansu, bowiem samo miejsce akcji może być mi niechcący zbyt znane ze świata realnego. • Cymanowski chłód pojawia się na Kaszubach, konkretnie w okolicach Cymanowa i Cymanowskiego młyna. To lokalna, jesienna anomalia pogodowa. Nie jakaś tam bardzo niep­rawd­opod­obna­; ot, późną jesienią zdarza się, że tam właśnie i tylko tam temperatura spadnie nieco bardziej i sypnie śniegiem. Znam takie lokalne anomalie z rzeczywistych miejsc, więc uwierzyłam i w tę tytułową. O dziwo, dałam wiarę także reszcie opowieści, choć jest ona mocno niep­rawd­opod­obna­. Zjawiska nadprzyrodzone pojawiają się w niej tak zwyczajnie, że właściwie nie ma się wrażenia obcości tego świata. Jest normalnie i swojsko. Bohaterowie nie wkurzają, nikt nie jest tak naprawdę zły, ale też nikt nie jest tak naprawdę "czysty" - każdy swoje za uszami ma, czy to lokalny mafiozo z przypadku, czy sklepikarka. • Ogółem, mimo całego dość oderwanego i niemal odważnego pomysłu na akcję, lektura jest bardzo strawna i da się nad nią spędzić cały dzień. Dreszczyku jednak nie wywołała. Gęsiej skórki ani wypieków na twarzy też. Wzbudziła jedynie dość powierzchowne emocje i dlatego nie okrzyknę jej świetną. Ale jako czysta rozrywka na jeden dzień czy dwa popołudnia doskonale się nada.
  • [awatar]
    kkarwacka
    Pożywna, nieciężka lektura, igraszka rozrywki z wiedzą. • To moje pierwsze spotkanie z twórczoscią Hanny Krall (przynajmniej pierwsze świadome z imienia i nazwiska); dotychczas była dla mnie znajomym nieznajomym, ikoną polskiego reportażu, o której wiedziałam tylko, że jest. Sięgnęłam więc po "Smutek ryb", wybierając tę książkę na lekturę ze względu na autorkę. I na tytuł, bardzo sugestywny. Nic więcej o tej pozycji nie wiedziałam. • Okazało się, że książka nie jest tym, za co ją pochopnie wzięłam; to miłe zaskoczenie, zważywczy na fakt, że spodziewałam się ciężkiego reportażu, może o losach zwierząt, a może o mniej dosłownie określonym tytułem cierpieniu innych. Zamiast tego miałam popołudnie spędzone z naprawdę wciągającym zbiorem króciutkich wywiadów z wykształconymi osobami różnych profesji. • Motywem przewodnim rozmów zawsze była ryba. Dosłowna, metaforyczna, symboliczna - ale ryba. Autorka nie pozwalała sobie i rozmówcom nawet na najdrobniejszy dryf rozmowy w inną stronę. Ryby wracały jak bumerang za każdym razem, gdy wywiadowi groziło to, że jednak o nich nie będzie - i przywoływane były w sposób nieraz bardzo bezpośredni. Potencjalne wątki poboczne Hanna Krall ucinała w sposób kategoryczny i bezpardonowy - momentami nawet miałam wrażenie, że ocierający się o swoistą niegrzeczność. Dzięki temu jednak prawdopodobnie rozmowy te były tak wartkie, interesujące i... mieściły się w wydzielonej rubryce w czasopiśmie wędkarskim, w którym były publikowane. • "Hanna Krall i ryby? Zaskakujące połączenie. A jednak!" - pisze we wstępie do "Smutku ryb" Mariusz Szczygieł. No więc i ja byłam zaskoczona, choć dzięki temu wstępowi właśnie dowiedziałam się, jak to z tą współpracą z wędkarskim czasopismem było. Poznając konktekst można czytać książkę w zupełnie inny sposób. I rozumieć w zupełnie inny sposób. Ale wcale nie trzeba. Bo nade wszystko jest o rybie.
  • [awatar]
    kkarwacka
    Nie spotkałam dotychczas pisarza, która TAK pisze. To moje drugie spotkanie z twórczością tej autorki i znów jestem pod silnym wrażeniem. Lektura jest mocna i bezkompromisowa, obraz kontrowersyjny i często perwersyjny - a równocześnie podany z uderzającą pros­todu­szno­ścią­. Ciężko nie poczuć samemu, że to przecież tylko (i aż) zwyczajne życie.
  • [awatar]
    kkarwacka
    Piękna, niezwykle mądra opowieść, wywołująca autentyczne szkliste wzruszenie w oczach czterolatka.
  • [awatar]
    kkarwacka
    Powiedzieć, że ten picturebook w stylu wyszukiwanki jest świetny, to może za dużo, na pewno jednak jest dobry. • Dobre jest w tej książce to, że nie ma tu miejsca na fikcję. Poznajemy char­akte­ryst­yczn­e miejsca kilku miast Polski przyciągających rzesze turystów. Nie ma mowy o snuciu domysłów; jeśli dziecko było na rynku w Krakowie, pozna, że oto na rozkładówce przedstawiony jest właśnie on. Wieliczka? Proszę bardzo. A także Lublin, Malbork, Gdańsk, Warszawa i Zakopane. Niestety, jeśli jeszcze w którymś z tych miejsc mały czytelnik nie był, to raczej przy takich ilustracjach podróżniczego bakcyla nie złapie - wszystkie charakteryzuje ta sama kreska, paleta barw i szczegóły. Kolorystyka jest przy tym dość krzykliwa i po dłuższej chwili oglądania nuży. • Miast jest raptem kilka, tekstu niewiele (i niezbyt ciekawy), więc przebodźcowanie dziecku raczej nie grozi. Ogółem radzę pozycję traktować jako krótki przerywnik od innych zabaw lub tematycznie przy okazji planowania podróży w któreś z przedstawionych miast - albo odwrotnie, już po takiej wycieczce. Rozpoznanie znajomego widoku na pewno będzie dla dziecka czymś miłym.
W trakcie czytania
  • Nasz las i jego mieszkańcy
    Dyakowski, Bohdan
  • Dukla
    Stasiuk, Andrzej
Należy do grup
  • [awatar]
    las_w_nas
  • [awatar]
    Montessori

Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo