Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Czytając Synowi książki zawsze jestem tuż przy nim. To nasze wspólne chwile. Czytanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie czasu czy poznanie świata; przede wszystkim to poznawanie własnego Dziecka jest dla mnie absolutnie kluczowe. Kątem oka podpatruję jego reakcje. Doświadczam niemal na sobie na sobie zmian w jego dziecięcym ciele: czuję napinanie wewnętrznych strun i symfonię emocji grających mu w duszy. Ten Mały Człowiek to najwspanialsze dzieło stworzenia - a ja mam zaszczyt móc go z uwagą i fascynacją odczytywać.
Czytam też samej sobie. Dla rozrywki, poznania lub ubogacenia duchowego. Potrafię docenić każdy typ książki, jeśli dzieło jest dobre, zapada w pamięć i zostawia we mnie choćby swoisty wodny znak. Sięgam też po te, które pozornie kaleczą czytelnika. To nieoceniona kuracja dla niegdyś zmartwiałej duszy. Parę wybitnych książek przewartościowało mój system wartości i sprawiło, że zmieniłam sposób postrzegania świata. Lektury otwierają mnie na świat. Dzięki nim jestem, kim jestem i gdzie jestem. Świat znów potrafi mnie zdumiewać.
Jednak wciąż to kiążka, która otwiera przede mną moje Dziecko i mnie samą, która scala nasze myśli i jednoczy we współodczuwaniu, pozostaje dla mnie czymś najcenniejszym, co mogę nam ofiarować w prostocie życia; wspólna lektura to najbardziej wartościowy prezent.
-
Szczegółowo, malowniczo zbudowana historia kilku pozornie niezależnych istnień, których losy splatają się ze sobą powoli, acz coraz bardziej, by wreszcie się okazało, że świat tak naprawdę duży nie jest, a podobne ludzkie dramaty przeżywane są niezależnie od czasu, okoliczności, środowiska. Historię poznajemy z perspektywy żyć kilku różnych bohaterów, patrzących na ten sam świat w różny sposób, umiejscawiający się w nim w oparciu o różne kryteria i konwenanse społeczne. Wszystko to scala jednak jeden motyw; motyw miłości, miłości różnych. Matczynej, dziecka, tej dedykowanej wybrankom serca, braterskiej. Niezauważanej, niezrozumianej, nieposzanowanej, zawieszonej w przeszłości, brutalnie rozerwanej, dogasającej, wykorzystanej, kiełkującej, żywo wybuchającej, pięknie rozkwitającej. Powieść o złożoności ludzkich uczuć, pięknie wprowadzona w ramy czasowe pierwszej i drugiej wojny światowej. Międzypokoleniowa. Bez zbędnego moralizowania. Nie ma tu ponadczasowej prawdy "miłość wszystko zwycięży, miłość wszystko wybaczy". Opowieść pozostawia przedstawiony świat bez oceny, ale na tyle realistyczny i wielopłaszczyznowy, że pozwala odbiorcy zmierzyć się z własnymi (otoczenia?) normami i systemem wartości.
-
Chyba każdy przynajmniej słyszał o Bridget, pewnie jednak większość za sprawą filmu "Dziennik Bridget Jones", będącego ekranizacją powieści Helen Fielding o tym samym tytule. Osobiście znałam do niedawna tylko wersję filmową oraz późniejsze kontynuacje historii o trzydziestolatce bez faceta, o czym zdaje się jej przypominać cały świat, na czele z najbliższymi. Dziewczynie wyjątkowo podatnej do pakowania się w żenujące przygody, bez reszty zabujanej w swoim seksownym - i seksistowskim szefie, której dzień za dniem, a nawet niemal godzinę za godziną życia, poznajemy dzięki jej dziennikowi. Jej codzienność to nieustanne postanowienia i rozliczenia - jakże to życiowe! ;) Wszyscy znający filmową Bridget wiedzą, że ma ewidentny problem z wagą. Nie wiadomo, czy jest zepsuta, czy jednak to alkoholowo-papierosowo-wszystkojednojaka dieta doprowadza swoimi wahnięciami bohaterkę to do dumy, to histerii. Co więc może zaskoczyć w książce to to, że... Bridget gruba nie jest. O ile więc w filmie mamy do czynienia z ewidentnym problemem z wyglądem, o tyle w książce zarysowany jest cichcem głębszy problem, dotyczący efektu krzywego zwierciadła, niskiej samooceny i braku samoakceptacji. I dlatego książkę oceniłabym lepiej od filmu - ale to ekranizacja mnie szczerze ubawiła.
-
Zastanawiam się, jak bym odebrała "Szczęście do wzięcia", gdyby nie zachwyty nad nią i chwytliwy opis, umieszczone na tylnej okładce, oraz bezpośrednie skojarzenie lektury (na podstawie opisu) z głęboko poruszającym mnie dziełem filmowym "Podaj dalej". No więc może, gdyby nie to wszystko, nie czułabym lekkiego rozczarowania co do treści. Opowieść, sama w sobie może będąca i dobrym "materiałem na", wydaje mi się dość płytko opowiedziana. Może ciężko w tak krótkiej formie (książka liczy sobie 167 stron) narysować postacie tak, by niemal poczuć je obok siebie, realne i namacalne. Z drugiej strony tanie chwyty przyciągające uwagę, jak cudowne dziecko o nietuzinkowym imieniu, którego przeżywanie niewątpliwych dramatów (śmierć matki) jest na tej samej płaszczyźnie emocjonalnej co obrabowanie domu, a niżej niż niemiła demaskacja swojego kłamstwa dla śledztwa "po trupach do celu" - no nie przemawiają do mnie. Łezka w oku pod koniec się zakręciła, ale serca wzruszające zakończenie nie ścisnęło.
-
Opowieść o zapomnieniu. Opowieść, którą chce się zapamiętać. Opowieść, którą chciałoby się użyć do wypowiedzenia swoich obaw i lęków, gdy nie będzie się już potrafiło - albo wiedziało. Nieuchronność degradacji ciała i umysłu. Tragedia własna i otoczenia. Strata przeżyta - i niekończący się proces zatracania. • A że w tak trudnej materii udało się zawrzeć ziarno nadziei i tragiczny, ale jednak happy end - to byłam, i pozostanę pod wrażeniem. Chciałabym i żywię głęboką nadzieję, że odarci z całej naszej pamięci, z całego naszego jestestwa, zostajemy ludźmi - zdolnymi, by czuć coś więcej, niż nam nasze 5 zmysłów pozwala.
-
Powieść napisana tak realistycznie (w dużej mierze dzięki niekrótkim przypisom samego autora), że ma się nieodparte wrażenie, że czyta się fabularyzowaną biografię. Człowieka kusi wręcz czasem, by skorzystać w międzyczasie z Wikipedii i sprawdzić to nazwisko czy tamtą historyczną anegdotkę... Niesamowicie dobrze, wiarygodnie skonstruowana opowieść o odkryciu tego, o czym każdy przynajmniej czasem po cichu marzy - i konsekwencjach, których każdy przynajmniej czasem się boi. I nie chodzi tylko o pokusę życia wiecznego. Lektura, opierając się bowiem na tym wątku, sięga głębiej - do instynktów i pierwotnych potrzeb człowieka oraz tego, co je ogranicza - naszej stadności.