Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
Lotta
Najnowsze recenzje
1 2
  • [awatar]
    Lotta
    O tym komiksie napisano już wiele entu­zjas­tycz­nych­ recenzji, a portal Komiksomania umieścił go na liście 30 komiksów, które musisz przeczytać przed śmiercią (mam nadzieję jeszcze troszku pociągnąć, bo miałam przyjemność z 9 z listy). Faktycznie od auto­biog­rafi­czne­j opowieści Craiga Thompsona, prze­dsta­wiaj­ącej­ jego dzieciństwo i młodość, nie mogłam się oderwać, a emocje aż rozsadzają to prawie 600-stronicowe tomiszcze. Piękna kreska, wiele pomysłów graficznych - myślę, że rysowanie zajęło artyście kilka lat życia. Możemy mu tylko podziękować, że się odważył na tę gigantyczną pracę i rozgrzebanie na nowo starych ran. • I tu dochodzę do największego źródła podziwu dla rysownika: jak bardzo można mieć pod górkę, gdy się dorasta, i mimo wszystko nie zatracić wrażliwości i przekuć te nieszczęścia na sukces artystyczny! Craig doświadczył biedy, agresji w szkole, przemocy w domu, miał za rodziców fundamentalistów religijnych (w amerykańskiej prowincjonalnej wersji), był wykorzystywany seksualne i zastraszanym w szkółce niedzielnej. • Jako młodzieniec sam dostał religijnej korby (nie widząc innej drogi ucieczki przed rzeczywistością) i o mało co zmarnowałby młodość w seminarium. Z tym bagażem mógłby wylądować w najgłębszym rynsztoku i złego słowa by od mnie nie usłyszał. Jeśli teraz jest nie tylko bardzo cenionym twórcą komiksów, ale ma też szczęśliwą rodzinę, to czapki z głów przed jego terapeut(k)ą. A może to właśnie rysowanie jest dla niego terapią? • W każdym razie na nowe, prowadzące ku lepszej przyszłości tory zagubionego młodzieńca popchnęła pierwsza miłość - jasnowłosa, anielska, powszechnie kochana Raina. Również z rozmodlonej rodziny, też ze sporymi problemami, ale jednak pełna wewnętrznej siły. Dla głównego bohatera dzieciństwo było pasmem poniżenia i goryczy - jego dziewczyna wspomina, że czuła w sobie wielką moc. Mimo że z czasem relacje w jej rodzinie delikatnie mówiąc popsuły się, szczepionka z miłości widać chroni całe życie. • Dołączam do sporego chórku polecających tę książkę. Jest bardzo droga, ale zawsze można poszukać w dobrych bibliotekach. Ja ten gruby tom miałam z mojej ulubionej [Link] • Recenzję zamieściłam wcześniej na blogu [Link]
  • [awatar]
    Lotta
    Czym jest to puszczalstwo z zasadami? Według autorek drogą do rozwoju, ulepszania świata i poznawania fascynujących ludzi. A mają panie w tej mierze ogromne doświadczenie - wydaje się, że w materii seksu spróbowały już wszystkiego. Twierdzą, że nawet mnie zaliczyły, bo w końcu czym jest intymna rozmowa, jaką prowadzą na kartach książki z czytelnikiem, jeśli nie jeszcze jedną formą uprawiania miłości? • Obie kobiety to życiowe entuzjastki, co szalenie cenię i co sprawiło, że zmieniło się moje początkowe dość niechętne nastawienie do "Puszczalskich". Rozbroiły mnie już na wstępie, przedstawiając się jako dwie Amerykanki po sześćdziesiątce: matki dorosłych dzieci, lubiące pisać (wiersze i eseje), aktywnie działające w społeczności sado-maso. Pełna otwartość i szczerość! • Książka niesie dwie podstawowe tezy. Po pierwsze, heteroseksualna monogamia do grobowej deski jest koncepcją, która zrodziła się i została nam narzucona w określonym czasie i przy konkretnych uwarunkowaniach społecznych, nie jest odwieczna, nie jest powszechna. Dla ciebie może być lepsze coś innego. Autorki namawiają, żeby się nad tym zastanowić. Po drugie, osoba praktykująca poliamorię (różnorakie rodzaje związków nie będących monogamią) - z empatią i przestrzegając kilku ważnych zasad, a więc starając się nikogo nie zranić - może wiele zyskać i wiele dać inny ludziom. Bo nie o sam seks tu chodzi, ale też stosunek (pardon) do świata. • Puszczalskich lepiej się czyta, gdy autorki piszą o konkretach, np. o tytułowych zasadach. Gdy wchodzą w psychologię, robi się zwykły, i to do tego jeszcze amerykański, poradnik. Dla mnie fragmentami było to z lekka bełkotliwe. Ale mają też sporo bardzo celnych spostrzeżeń, np. "... jeżeli chodzi o seks i płeć, każdy z nas nosi w głowie mnóstwo śmieci." (s. 102) Albo to o singlach: "W naszą kulturę wbudowana została jednak skłonność do lekceważenia życia w samotności. ... Może gdyby taki styl życia był akceptowany czy wręcz ceniony, partnerstwo stałoby się naprawdę kwestią wyboru, ludzie przestaliby tworzyć związki tylko dlatego, że wydaje im się to konieczne albo że rozpaczliwie szukają ratunku." (s. 281) • Nawet jeśli po lekturze nie poczujesz, że orgie mogą się stać twoim nowym hobby, dobrze, że mamy już na rynku taki tytuł - czasem trzeba trochę przewietrzyć stare zakamarki w zwojach, wpuszczając tam świeże pomysły. Przypomnę, że paru twórców już nas oswajało z tymi ideami. Przychodzi mi na myśl wieloletni romans Mikaela Blomkvista i zamężnej Eriki z "Millenium". Jakoś nie pamiętam głosów potępienia. A gorący trójkąt z filmu "Vicky Cristina Barcelona" Allena? Przykłady z życia (o których wiemy) też nie są rzadkie. Czy powinniśmy przestać uważać Bertranda Russella za jednego z najw­ybit­niej­szyc­h myślicieli XX wieku, wiedząc, że żył w otwartych związkach?
  • [awatar]
    Lotta
    Jestem wzrokowcem jak cholera. Nie dla mnie audiobooki - gdy mi ktoś czyta, to zwykle nie chwytam sensu, nie wspominając o delektowaniu się tekstem. Ale moje pierwsze spotkanie z twórczością Kornela Filipowicza odbyło się przez uszy i, o dziwo, wrażenie było piorunujące. • Czy ktoś pamięta audycję "Pod tytułem" w radiu Tok FM? To tam prowadzący, Roman Kurkiewicz, poświęcił pół audycji na przeczytanie w całości opowiadania "Gutmann albo ostatnia przed wakacjami lekcja języka niemieckiego" z tomu "Cienie". Nie pamiętam, czy najpierw ostrzegł, że oto nad talerzem zupy (w kuchni radio mięliśmy) dotkniemy absolutu. Przylutowało nas do taboretów jak bufetowego z Mistrza i Małgorzaty. Zaraz ruszyłam do ukochanej biblioteki, gdzie "Cienie" jakby na mnie czekały i mówię wam - czytajcie Filipowicza. • Gdy na półce nowości (oczywiście znowu w tej bibliotece) dostrzegłam "Rzecz o KF" - z tymi postaciami, kapelusikami, turystycznym stoliczkiem i bukietem polnych kwiatów - zalały mnie ciepłe uczucia. To bardzo dobry powód, by przeczytać książkę. Do tego przypomniałam sobie, że i Wisława Szymborska, długoletnia towarzyszka życiowa pisarza, i sam nasz główny bohater mieszkali kilkadziesiąt metrów od moich nieżyjących dziadków, za którymi tęsknię. Nadzieja na odnalezienie choć cienia klimatu tej części Krakowa i tamtych czasów była więc drugim bardzo dobrym powodem, dla którego książka znalazła się w mojej torbie. • I świetnie się stało, bo od pierwszych stron poczułam, że czytam o kimś wyjątkowym, o kimś po prostu szlachetnym. Najlepiej w tej sprawie oddać głos przyjaciołom pisarza: • Karl Dedecius "Kornel miał od samego początku ... kwalifikacje na przyjaciela idealnego. Szczery, bez najmniejszego cienia fałszu, uczynny bezinteresownie ...." (str. 173) • Janina Katz "... zbliżał się okres nagonki na Żydów i Filipowicz był dla mnie - a wiem, że i dla wielu innych - człowiekiem, który samą swoją obecnością nie pozwala przekląć do reszty tej ziemi, którą nazywaliśmy ciągle ojczyzną." (str. 189-190) • Urszula Kozioł "Czy ktokolwiek mógł nie polubić Kornela z tym jego zmysłem przyjaźni, koleżeństwa, z jego prawością, rzetelnością, ale też z niesamowitym poczuciem humoru?" (str. 194) • Oprócz literatury (codziennie od rana przez kilka godzin wystukiwanej dwoma palcami na maszynie) jego życie wypełniały pasje (kajakarstwo, wędkowanie), przyjaciele (dla ludzi zawsze miał czas, celebrował spotkania) i używki (napić się legendarnej neski u Kornela było marzeniem wszystkich początkujących pisarzy, kornelówka była chyba zarezerwowana dla najbliższych osób, no i nieodłączny papieros). Generalnie mistrz nie stronił od drobnych przyjemności - wspominane są karcioszki, wódeczka i... serial "Isaura". Szymborska dzielnie mu w tym sekundowała, ale też i "jędzowała", np. "pędząc do domu grubo przed dziesiątą". (str. 150) • Dowiadujemy się tego ze wspomnień wielu przyjaciół oraz tekstów auto­biog­rafi­czny­ch i wywiadu z głównym bohaterem. Wiele wypowiedzi dotyczy twórczości KF. Przewija się refren, że choć wybitna, to niedoceniona. Cóż, nigdy nie słyszałam, by jakiś lite­ratu­rozn­awca­ odmówił mu wielkości, a że Filipowicz mistrzostwo osiągnął w krótkich opowiadaniach, więc trudno by było z tego sklecić serial dla HBO. Czy jemu samemu zależałoby na tłumie wielbicieli? Ma swoje gronko wyznawców, w bibliotekach jest sporo wydań z lat 70. i 80. oraz kilka wznowień sprzed kilku czy kilkunastu lat. Przypuszczam, że nigdy nie zostanie całkowicie zapomniany, ale, by tego przypilnować, powtarzam - czytajcie Filipowicza. • Recenzję zamieściłam wcześniej na blogu http://proczyliza.blogspot.com/
  • [awatar]
    Lotta
    II wojna światowa, wieś w okolicach Płocka. W gospodarstwie mojego pradziadka trwa rewizja. Niemiecki żołnierz, szukając ukrytych zapasów jedzenia, próbuje wejść na strych, lecz w wąskim otworze cały czas zawadza karabinem przewieszonym przez plecy. Pradziadek mamroce pod nosem po polsku: "Daj, ch..., to ci ten karabin potrzymam." Na to Niemiec odmrukuje po niemiecku: "Pewnie, żebyś mi, ch..., w dupę strzelił." I obaj wybuchają niepohamowanym śmiechem. Trafił się Niemiec swojak. • Taki klimat, kojarzący się z filmem Jak rozpętałem II wojnę światową, znajdziemy też w Oflagu, który jest opisem pobytu autora w niemieckim obozie jenieckim dla oficerów. Początkowo w koszarach w Choszowie, potem w Oflagu 2 D Gross-Born przesiedział Sadzewicz, wraz z tysiącami polskich oficerów, calutką wojnę. Bez nienawiści, bez dramatyzowania, za to z olbrzymim poczuciem humoru opisuje uwięzienie, warunki obozowe i niecodzienną społeczność, jaką stworzyli stłoczeni przez 5 lat na niewielkim obszarze mężczyźni. Co ciekawe, pamiętnik powstawał na bieżąco. W tym wypadku humor i dystans nie są więc dodane dopiero po latach, lecz towarzyszą Sadzewiczowi nawet w najo­krop­niej­szyc­h chwilach. • Oflag to nie obóz koncentracyjny. Jeńcy, dzięki ochronie konwencji genewskiej (częściowo respektowanej przez okupanta) są traktowani dość dobrze, nie podlegają obowiązkowi pracy i korzystają z takich przywilejów jak wymiana korespondencji i paczek (pod koniec wojny zdarzało się, że to oni wysyłali coś swoim bliskim), swoboda poruszania się po obozie czy własne dowództwo. Jest im wypłacany żołd (w specjalnej lagrowej walucie), chodzą w polskich mundurach, mają orzełki na rogatywkach, a niemiecki komendant obozu zwraca się do nich "meine Herren". Jeńcy to niemal wyłącznie wykształceni, inteligentni faceci, więc wymyślają sobie setki zajęć, byle nie poddać się rozpaczy i nudzie. Samokształcenie, teatr, prasa, biblioteka, wykłady, kluby sportowe, ogródki i życie towarzyskie plenią się swobodnie. • Dodatkową atrakcją jest gra w kotka i myszkę ze strażnikami. W obozie kwitną przemyt i konspiracja. Niemcy traktowani są z góry, jako półgłówki z typowo niemieckim "szufladkowym" umysłem. Prosty niemiecki żołnierz, za łapówkę chętnie oddający najdziwniejsze - częstokroć zdecydowanie sprzeczne z interesem Rzeszy - przysługi, "to szkop swój - oswojonym" (str. 90). Gdy podczas pożaru Niemcy tracą głowy i kompletnie nie panują nad sytuacją, Polacy automatycznie przejmują komendę, a nawet bezc­erem­onia­lnie­ wymyślają ogłupiałym zwycięzcom (str. 70-71). • Społeczność oflagu rządzi się specyficznymi prawami. Własność prywatna jest święta, własność publiczną można zwędzić bez skrupułów. Wokół podziału jedzenia narosło mnóstwo rytuałów, mających zapobiec nies­praw­iedl­iwoś­ci. Gdy do obozu zostają "dokwaterowani" powstańcy warszawscy, okazuje się, że na ich tle przedwojenni oficerowi, odcięci w oflagu od wojennej rzeczywistości, wypadają jako uczciwsi, bardziej koleżeńscy i bezinteresowni. Tak jakby w obozie przetrwał duch przedwojennego dżentelmena. • Więźniowie mają nielegalne radio, więc do obozu docierają informacje ze świata. Dni powstania warszawskiego cały obóz przeżył "w podniosłym zachłyśnięciu uwielbienia dla bohaterstwa bezprzykładnego w dziejach" (str. 218). Ale tuż po upadku następuje straszna refleksja. Już wtedy zadawano pytania, które do tej pory budzą olbrzymie emocje i wielu bulwersują. Kto się ważył wziąć na siebie odpo­wied­zial­ność­ za zabicie miasta? I kto pomyślał, że szaleństwem zaimponujemy światu? "Sami wyrwaliśmy sobie trzewia" (str. 219) - krzyczy główny bohater. Niemniej na wieść, że do obozu przybędą powstańcy, oficerowie czynią wzruszające przygotowania (m.in. oszczędzają jedzenie z własnych głodowych porcji), by podjąć ich najserdeczniej. No tak, przy tych scenach popłakałam się. • Bo w ciąg komicznych przygód autor wplata niekiedy obrazy i myśli niezwykle poruszające, wzruszające, bolesne, które tym większą mają siłę rażenia. Oflag jest więc jedynym w swoim rodzaju dokumentem tego dziwacznego wycinka polskich losów, ale też bardzo dobrą literaturą. • Recenzję zamieściłam wcześniej na blogu http://proczyliza.blogspot.com/
  • [awatar]
    Lotta
    Jeśli podobała ci się Biegnąca z wilkami - Filozof i wilk prawdopodobnie jest dla ciebie. Jeśli dodatkowo masz sentyment do książki Marley i ja (hit wydawniczy sprzed kilku lat, właściwie każdy dostał Marleya pod choinkę na Boże Narodzenie 2006), to zdecydowanym gestem sięgnij po opowieść o wilku Breninie. Bo Filozof jest formą pośrednią między zbiorem mitów i refleksji a opisem nieustannej awantury, w jaką przemienia się życie właściciela psa / wilka (już wiadomo, że to ten sam gatunek) obdarzonego wybujałym temperamentem. • Dla Rowlandsa epizody z życia jego wilka (stuprocentowego, nie jakiegoś wilkopodobnego huskiego zamiennika) są inspiracją do snucia rozważań o kwestiach podstawowych, a nawet ostatecznych. Tego filozofowania chwilami było dla mnie za dużo. Chociaż należy wziąć poprawkę, że jako osoba dość praktyczna i, cóż, chyba nawet epitet "przyziemna" by tu pasował, rzadko znajduję sens w takich abstrakcyjnych rozmyślaniach "o życiu". Za to po raz kolejny doceniłam dwie rzeczy: jak miło jest czytać kogoś, kto potrafi myśleć (nawet jeśli czasem schodzi na manowce) i jak ważna jest rola etyki - etycy (zwłaszcza bioetycy, z zupełnym wykluczeniem etyków związanych z religią) są najp­otrz­ebni­ejsi­ z całego tego myślicielskiego towarzystwa! • "Czasem trzeba pozwolić przemówić wilkowi w nas, uciszyć nieustanne trajkotanie małpy" (str. 20). Podstawowa teza książki jest taka, że małpy, a więc też i ludzie, nieustannie kalkulują, oszukują i tworzą nietrwałe alianse przeciwko innym małpom. Autor ma coś na pieńku z człowiekowatymi, bo uważa, że generalnie nasza inteligencja ma swoje źródło w tych paskudnych cechach, a tak w ogóle to rozchodzi się o przemoc i seks. A wilki - w dużym uproszczeniu - żyją chwilą i to jest piękne. Tak, czasem konkluzjom brakuje oryginalności. • Dodatkowe plusy książki: język (brawa też dla tłumaczki Dominiki Cieśli-Szymańskiej), próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego kochamy psy, i wegetarianizm autora (na który przeszedł z powodu swojego wilka i wspaniale to uzasadnił). • W serii Biosfera czeka jeszcze kilka książek. Myślę, że się doczekają. • Recenzję zamieściłam wcześniej na blogu [Link] • Egzemplarz wypożyczyłam z mojej ulubionej biblioteki w Wielkiej Wsi [Link]
W trakcie czytania
  • Pchły, plotki a ewolucja języka
    Dunbar, R. I. M.
  • Byliśmy u Kornela
    Lisowski, Krzysztof
  • Jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie
    Zychowicz, Piotr
Należy do grup

wojciech

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo