Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Książka opowiada historię trzynastoletniej Luli. Dziewczyna nie ma łatwego życia. Regularnie jest świadkiem libacji alkoholowych i kłótni między swoimi rodzicami. Pewnego dnia jej życie się odmienia. Jednak nie na lepsze. Dzieje się coś, co sprawia, że Luli postanawia uciec do Las Vegas. • Podróż jest pełnia niespodzianek i niebezpieczeństw. Luli spotyka na swojej drodze różnych ludzi. Jedni są dla niej przyjaźni, inni chcą ją wykorzystać. Wszystko to sprawia, że dziewczyna zaczyna rozmyślać o swoim życiu i ostatecznie zmienia stosunek do pewnych spraw. • Luli jest dość dziecinna. Niby nic dziwnego, ponieważ ma dopiero trzynaście lat, jednak spodziewałam się, że dziewczyna, która praktycznie musi radzić sobie w życiu sama, będzie doroślejsza. Luli niestety jest dość naiwna. Wyobraża sobie, że wystarczy odejść z domu i dotrzeć do Las Vegas. A wtedy wszystko się ułoży. Dopiero później zdaje sobie sprawę, że to nie jest takie proste. Niestety, wcześniej musi ją spotkać wiele zła, które wpływa na jej sposób postrzegania świata. • Główną bohaterką jest Luli, jednak postaci drugoplanowe są równie ciekawe. Autorka wykreowała całą gamę przerażająco realistycznych osobowości. Większość z nich nie jest ani całkiem dobra, ani zła. Są po prostu ludzcy. Teoretycznie to powinno być oczywiste, jednak wielu pisarzy, albo za bardzo idealizuje swoich bohaterów, albo demonizuje. • Andrea Portes miała bardzo dobry pomysł na fabułę. Dodatkowym plusem jest fakt, że wydarzenia poznajemy z punktu widzenia Luli. Trzynastolatka nie zawsze wszystko rozumie, pewne sprawy postrzega z dziecinną naiwnością, niewiedzą czy brakiem doświadczenia. To podkreśla prawdziwość tej historii i sprawia, że wydźwięk tej książki jest bardzo mocny. • Komu polecam tę książkę? Na pewno jest to dobra pozycja dla rodziców. Wiem, że poznanie tej historii z punktu widzenia trzynastoletniego dziecka może być dla niektórych wstrząsające, ale niektórym rodzicom pewnie taki wstrząs się przyda. Jak najdalej stąd jest też dobrą lekturą dla młodzieży. Na pewno uświadomi im, że podejmowane pochopnie decyzje nie zawsze są dobre i że uciekając przed jednym złem, można wpaść w sam środek czegoś gorszego.
-
Po obejrzeniu filmu “Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy. Złodziej pioruna” byłam zachwycona tą historią. Niestety ze względu na to, że oglądałam go w czasie świąt, wrzawa spowodowana gośćmi i ogólne zamieszanie sprawiło, że po pierwsze nie widziałam filmu w 100%, a po drugie w większości nic nie słyszałam. Na początku przyszła mi do głowy myśl żeby obejrzeć ten film jeszcze raz. Znalazłam w internecie stronkę, na której spokojnie mogłam zapoznać się dokładnie z całą historią, lecz w tamtej chwili pomyślałam o tym jaki jest sens oglądania tego samego filmu drugi raz w ciągu dwóch dni? Otóż nie ma to żadnego sensu. I właśnie dlatego chwilę później zalogowałam się na swoje konto na stronie biblioteki publicznej i zamówiłam książkę :) Nie musiałam długo czekać, gdyż była ona dostępna i kwestią problematyczną okazało się tylko dotarcie do biblioteki, lecz wraz ze wznowieniem nauki szkolnej po przerwie świątecznej, natychmiast się tam udałam. •
• Źródło obrazka • Książkę zaczęłam przeglądać już na przystanku, a chwilę później zaczytywałam się w przygodach Percyego, Annabeth i Grovera. W autobusie kontynuowałam lekturę i nawet po powrocie do domu nie mogłam się oderwać. Od tego czasu czytałam w każdej wolnej chwili, a nawet w czasie, w którym teoretycznie powinnam być zajęta czymś innym. • Zapoznając się z treścią, zapisaną za pomocą 32 liter polskiego alfabetu, analizowałam zachowania bohaterów, co robią i jacy są. Doszukiwałam się w ich zachowaniach podobieństwa do bóstw, których byli dziećmi, aby stworzyć sobie prawdziwy obraz bogów greckich zawarty w książce. Próbowałam interpretować na różne sposoby ich zachowania, aby wychwycić coś co wcześniej pozwoliłoby mi odgadnąć kto jest zdrajcą, którego już znałam z filmu. Jednak książka i film to są dwa różne światy… • Prawdą jest, że różnice między filmem a książką są znaczne i dla osoby takiej jak ja, która najpierw oglądała film, chwilami mogą przeszkadzać. Jednak nie zniechęcałam się tym i dalej przeżywałam przygody moich ulubionych półbogów jakby to była moja własna misja :D Po jakimś czasie po prostu stwierdziła, że najlepiej traktować film i książkę “Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy. Złodziej pioruna” jak dwie osobne historię, dwie różne interpretacje. Przecież każdemu z nas zdarza się w czasie czytania myśleć, że coś można napisać inaczej, może lepiej. A w przypadku tej historii ekranizacja dała nam ten inny, dla niektórych lepszy, sposób. • Uważam, że książka nie jest idealna. Momentami, przejawia się w niej swego rodzaju “naiwność” stylu, po której można poznać, że jest to dopiero początek pisarskiej kariery Ricka Riordana. W czasie lektury można zauważyć, że niektóre zdania w ogóle nie pasują do kontekstu. Postać głównego bohatera także chwilami trochę mnie irytowała. Chwiejność zachować oczywiście można przypisać młodemu wiekowi Percy
ego, jednak to, że raz był niepewny, a już po chwili rzucał wyzwania bogu wojny, było trochę… powiedzmy, że dziwne. Także okrucieństwo, którym się wykazał w Prota Kruczka, była zaskakująca. Mimo wszystko dwunastolatek ćwiartujący olbrzyma jest jednak szokującym “widokiem”. Kolejną sprawą, która przykuła moją uwagę był miecz Perseusza.. W chwili, gdy go dostaje dowiadujemy się, że nosi on nazwę Anaklysmos, lecz chłopak od razu zmienia mu nazwę na Orkan, tylko po to, by posługiwać się tą nazwą przez większą część książki, po czym na chwilę znów wrócić do prawdziwego imienia miecza, by po paru stronach znowu to imię zmienić. • Sądzę, że powieść Ricka Riordana, jest całkiem nowym, świeżym spojrzeniem na mitologię. Spotkałam się z nią w różnych odsłonach czytając książki o kulturze starożytnej, Mitologię Parandowskiego czy oglądając bajkę pt. “Herkules” ;) Te historie, mimo wspólnych faktów, różnią się od siebie, jednak sądzę, że to właśnie Percy Jackson jest tym bodźcem, który na nowo zainteresuje młode pokolenie mitologią, którą część z was dotąd kojarzyła tylko z nudnymi lekcjami. • Gdy czytałam tą książę, chwilami czułam się tak, jak na początku mojej czytelniczej przygody. Nie spodziewałam się, że ta książka przeniesie mnie do czasów pierwszej serii, którą czytałam, czyli Harry`ego Pottera, i że dzięki niej znów poczuję się jak ośmioletnie dziecko na początku drogi, która zmieniła moje życie. Miło czasami wrócić do czasów tak beztroskich :) -
W czasie ostatniej wizyty w bibliotece moim oczom ukazała się “Trylogia czasu” Kerstein Gier. Mając na uwadze to, że słyszałam same pochlebne opinie o tych książkach, postanowiłam wypożyczyć pierwszą część. Jednak nie ma to jak nieświadomość i niewiedza, która część jest pierwsza. Zaczęłam przeszukiwać półki, aż w końcu natknęłam się na kolejną część tej serii. Okazało się, że trzymam w dłoniach pierwszą i drugą część. Wtedy właśnie stwierdziłam, że skoro mam już dwie pierwsze to czemu nie poszukać jeszcze trzeciej? Tak więc wyszłam z biblioteki przepełniona ciekawością i niesamowitym uczuciem oczekiwania, które było wręcz fizycznie odczuwalne. • Następnego dnia rozpoczęłam lekturę. Nie wiem czy byłam zawiedziona czy tez wręcz przeciwnie. Prawda jest taka, że książka na początku niemiłosiernie mi się dłużyła. Ciągłe opisy i wyjaśnienia, które tak naprawdę nic nie tłumaczyły, były dla mnie prawdziwą katorgą. Niby cały czas się coś działo, ale nie była to konkretna akcja. Wszystko było takie rozwlekłe… Aż w końcu nadszedł ten moment - Gwen pierwszy raz przeskoczyła w czasie. To było to! Jednak już po chwili okazało się, że w związku z tym doniosłym wydarzeniem, zostałam zasypana jeszcze bardziej ciągnącymi się opisami. Najpierw relacja mówiąca o tym, gdzie Gwendolyn trafiła i jak tam wszystko wyglądało, a później szczegółowa analiza jej przeżyć i uczuć ;/ I tak co kilka stron… Można by powiedzieć, że to istny koszmar, gdyby nie jeden mały, lecz niezwykle istotny, szczegół. “Czerwień Rubinu” jest niesamowicie wciągająca. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zostałam wessana w ten oszałamiający świat, gdzie bariery czasowe prawie że nie istnieją. Umknął mi moment, kiedy zaczęłam z zapartym tchem śledzić przygody Gideona i Gwendolyn. Tak szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, kiedy nastąpił ten moment, w którym nie mogłam oderwać wzroku od tekstu. • Czytając, cały czas myślałam o tym, że to absurd, iż książka rozkręciła się, tak naprawdę, dopiero po ponad 100 stronach. Jednak świadomość, że nawet w tym, nieco nudnawym, początku było coś niesamowicie wciągającego, sprawiła, że się nie zniechęciłam. Tak naprawdę już wtedy byłam świadoma, że o zniechęceniu nawet nie może być mowy, ponieważ nie jestem w stanie porzucić tej książki, zostawić ją nieprzeczytaną. Na lekcjach, przerwach, w domu i w szkole, a nawet w autobusie moje myśli były zaprzątnięte genami podróży w czasie, chronografem, ucieczką, zakazaną miłością i wielką tajemnicą. • Tak jak napisałam, książka nie jest pozbawiona wad. Rodzina, która irytuje nie tylko główną bohaterkę, lecz także czytelnika, obszerne opisy, akcja, która raz gna w zawrotnym tempie, a raz niemiłosiernie się ślimaczy… Ale to nic… Te wszystkie mankamenty umykają w czasie czytania. Nawet te nagłe, wręcz dziwne i niepasujące, ocieplenie relacji pomiędzy Gwen a Gideonem można przełknąć. Pani Gier miała tak niesamowity i niepowtarzalny pomysł, że tej serii nie da się z niczym ani porównać ani pomylić. A to z kolei, w porównaniu ze sposobem, w jaki książka została napisana, sprawia, że kto raz po nią sięgnie, ten już się nie uwolni. Stopniowo potęgowana ciekawość powoduje, że nawet w przydługich opisach można odnaleźć coś naprawdę fascynującego, nieważne czy będzie to opis przedwojennej architektury czy osiemnastowiecznej mody. • Prawie przez cały czas czytania “Czerwieni Rubinu” chodziłam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam się go pozbyć tak samo jak nie mogłam się pozbyć myśli o Gwen i Gideonie. To w końcu było to. Po długim czasie i naprawdę wielu książkach, w końcu znów udało mi się natrafić na utwór, który był tak niesamowity, że pochłonął mnie bez reszty. Od tak dawna nie mogłam znaleźć takiego dzieła… To sprawiało że chwilami wątpiłam w sens mojej miłości do książek i czytelnictwa, ale ta książka była jak plaster na ranę dla, znużonego monotonią ówczesnej literatury, książkoholika. • Komu polecam tą książkę? Z czystym sumieniem stwierdzam, że wszystkim. I tym, którzy od lat są powszechnie znanymi ze swojego nałogu, książkoholikami i początkującym czytelnikom, którzy sięgają po książkę z ciekawości, traktując ją tylko jako eksperymentalną odskocznię od telewizji i Internetu. “Starzy” czytelnicy odnajdą w niej nową jakość i powiew świeżości, a “nowi” przekonają się, że czytanie jest dużo lepsze od bezmyślnego gapienia się w ekran telewizora.
-
Już jakiś czas temu miałam okazję przeczytać książkę Susan Donovan pt.“Dziewczyna sponsora”. Nikt mi wcześniej nie polecał tej pozycji, nawet o niej nie słyszałam. Po prostu nudziło mi się w szkole, a to była jedna z tych książek, które udało mi się znaleźć w formacie jar. Tak, więc ciekawa co może się kryć za tym kontrowersyjnym tytułem, rozpoczęłam lekturę ;) To miała być taka książka dla zabicia czasu i nie spodziewałam się po niej czegoś szczególnego. •
• Książka rozpoczyna się od sceny w klubie. W każdy piątek miesiąca grupa kobiet wybiera się do baru i obchodzą Wieczór Picia i Depresji. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że nic ich nie łączy, gdyż jest wśród nich m. in. fryzjerka, bizneswomen i konsultantka polityczna. Jednak jest coś co sprawia, że są sobie w pewien sposób bliskie. Tym “czynnikiem” jest to, że wszystkie są samotne i zranione przez beznadziejnych mężczyzn. Jedną z tych kobiet jest trzydziestosześcioletnie Samantha Monroe - samotna matka trójki dzieci. Jakiś czas wcześniej, tuż po urodzenie najmłodszego dziecka, została porzucona przez męża, który odkrył, że jest gejem. Sądzę, że opis wydarzeń z klubu jest dobrym sposobem na wprowadzenie czytelnika w akcję bez zanudzania go kilkustronicowym opisem sytuacji. • Jak to w romansie bywa w pewnym momencie musiał pojawić się przystojny mężczyzna, który odmieni życie Sam. I oczywiście tak się dzieje. Na skutek, pewnego rodzaju, nieporozumienia, kobieta otrzymuje niecodzienną propozycję. A mianowicie ma udawać narzeczoną Jacka Tollivera - milionera ubiegającego się o miejsce w senacie. Największą przeszkodą w osiągnięciu celu jest dla niego to, że na skutek skandalu, społeczeństwo uważa go za niewyżytego seksualnie kobieciarza, który zawsze liczy na szybki numerek. Sam i jej dzieci mają ocieplić jego wizerunek i sprawić, że wyborcy spojrzą na niego w całkiem inny sposób. Ale czy ta intryga ma szansę na powodzenia? Szczególnie jeśli pewna zawzięta dziennikarka cały czas węszy za jakimś skandalem, którym pogrąży Tollivera na zawsze. • Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach między parą szybko zaczyna iskrzyć. Jedno się opiera, drugie nie, ale standardowo w końcu ulegają wzajemnemu przyciąganiu. I w tym momencie, według sporej grupy fanów tego gatunku, książka mogłaby się już skończyć. Ale nie w tym przypadku ;) Autorka postanawia podkręcić trochę napięcie… A co bardziej podgrzeje atmosferę jak powrót męża i pewne niebezpieczne nagranie? Moim daniem nic. No chyba, że ciąża ;) • Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Mają wyraziste charaktery i nie giną w tłumie. Zazwyczaj w książkach tego typu kobieta jest naiwną, biedną panienką albo skrzywdzoną matką, a mężczyzna to książę z bajki lub drań, który chce naprawić swoje winy. A tutaj jest całkiem inaczej. Samantha wcale nie jest ani naiwna ani biedna. Umie zadbać o siebie i o swoje dzieci. Jack także nie należy do tych dwóch kategorii. Jest kobieciarzem i lubi wygodne życie, ale do tego jest dobrym człowiekiem, który myśli o innych. Tolliver sam twierdzi, że jest uczciwym, lecz niepozbawionym wad facetem. Inni bohaterowie także nie zlewają się z tłumem. Mają swoją historię i niepowtarzalny charakter. Cieszę się, że pani Donovan tworząc postaci nie skupiła się tylko i wyłącznie na głównej parze, lecz równie wiele energii poświęciła wymyślając pozostałych. • Książka nie jest fenomenem, ale moim zdaniem, jak na romans, trzyma poziom. “Dziewczynę sponsora” polecam każdemu kto szuka czegoś na odstresowanie i zabicie czasu. Książkę szybko się czyta, akcja jest wartka i płynna. Pisarka zadbała o to, aby wszystko było spójne i pasowało do siebie. Na dodatek nie ma w niej nudnych, ciągnących się opisów uczuć i przeżyć bohaterów, co jest, moim zdanie, wielkim plusem. -
Książkę pt. “Wyjść z mroku” autorstwa Anne Stuart czytałam jeszcze w gimnazjum. Wynikło to z takiej trochę absurdalnej sytuacji. Wybrałam się z moją przyjaciółką do biblioteki szkolnej. Niestety, wybór był dość skąpy, a część z pozycji tam dostępnych już przeczytałyśmy. Przeszukiwałyśmy półki w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego tytułu z równie ciekawym opisem. W końcu moja przyjaciółka zdecydowała się na “Wyjść z mroku”, a ja na “Trzęsawisko”. Po weekendzie pierwsze słowa jakie do siebie wypowiedziałyśmy brzmiały “Musisz koniecznie to przeczytać”. I tak nadeszła chwila, gdy miałam okazję po raz pierwszy przeczytać książkę pani Stuart. I już na początku mogę z czystym sumieniem napisać, że nie żałuję tego, że wtedy ją posłuchałam.. Jej książkowe rady zawsze były trafne :D • Książka rozpoczyna się od wstępu, w którym pierwsze skrzypce gra Kuba Rozpruwacz. I tutaj w mojej głowie od razu pojawiła się myśl co on tam robi? Ale doszłam do wniosku, że w końcu jest to kryminał z wątkami romantycznymi, więc nie ma się co dziwić. Raczej nie miałam wtedy ochoty czytać o jakiejś masakrze opisanej w 16 rozdziałach, ale nie przerwałam lektury. I już niedługo okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. • Główną bohaterką jest Lizzie Stride - kelnerka i artystka tworząca różnego rodzaju maski. Jej życie nie jest wesołe i kolorowe, ale jakoś sobie ze wszystkim radzi i żyje dość spokojnie. Jednak wszystko się zmienia, gdy Rozpruwacz z Vennice zaczyna zabijać, a na twarzach swoich ofiar zostawia maski wykonane przez nią. Co to ma dla niej znaczyć? Czy morderca upatrzył ją sobie jako ofiarę? A może pała do niej jakimś chorym uczuciem? Policja nie ma pojęcia co o tym sądzić, a Rozpruwacz budzi coraz większy strach. Lizzie żyje w nieustającym napięciu, w każdej chwili oczekując, że u drzwi jej mieszkania pojawi się ON. Mimo to nadal ma nadzieję, że morderca nie wie kim ona jest i gdzie ją może znaleźć. Niestety, nadzieja ta ulatnia po się po ukazaniu pewnego artykułu napisanego przez znanego dziennikarza J. R. Damiena. Mężczyzna jest tak “miły”, że w swojej publikacji umieszcza informacje niezbędne do tego, aby każdy mógł spokojnie wydedukować kim jest i czym na co dzień się zajmuje Lizzie. Kobieta jest coraz bardziej przerażona, jednak nie zamierza zostawić tak tej sprawy i udaje się do jego mieszkania. Tam dowiaduje się o strasznej hipotezie, która ma swoje początki na wiele lat przed ich narodzinami. • Czy panna Stride może ulec wzajemnemu przyciąganiu i pokochać kogoś kto wydał ją w ręce szaleńca? Czy powinna zaufać temu dziwnemu mężczyźnie? Czy nie jest dziwny fakt, że zwykły dziennikarz wie więcej niż policja? Wytłumaczeniem może być fakt, że skrupulatnie zbiera informacje na temat zbrodni i ma dostęp do policyjnych akt, lecz jak wytłumaczyć to , że Damien wie o nowych zabójstwach szybciej niż stróże prawa? To jest wręcz niewytłumaczalne. Chyba, że ich historia rzeczywiście zaczęła się dużo wcześniej… Lecz, czy możliwe jest, że dziewczyna jest tą samą Lizzie Stride, która wiele lat wcześniej była jedną z ofiar Kuby Rozpruwacza? Czy poza imieniem i nazwiskiem kobiety łączy coś jeszcze? Coś, co przetrwało wieki, aby nagle wyjść na jaw i pochłonąć dusze tych, którzy wmieszali się w ponadczasowy wyścig z mordercą? • Książka naprawdę mi się spodobała. Autorka bardzo dobrze wprowadza czytelnika w fabułę. Bohaterowie są przemyślani i ciekawie wykreowani. W książkach o zabarwieniu romantycznym często pisarze skupiają się tylko na głównej parze bohaterów. Tutaj natomiast jest całkiem inaczej. Anne Stuart świetnie wykreowała całe grono bohaterów, dzięki, którym akcja nabiera tempa i nie zwalnia, aż do ostatniej strony. • Akcja jest wartka i nie powiewa nudą. Wydarzenia rozgrywają się bardzo szybko, jednak nie na tyle, by się zgubić. Widać, że akcja nie jest na siłę rozciągana, lecz kolejne zdarzenia są starannie przemyślane i wszystko stanowi spójną całość. W książce nie ma ani jednej sceny oderwanej od fabuły, o której czytelnik pomyślałby “A po co, to tu jest? Przecież to nie ma żadnego związku”. • Tę książkę polecam wszystkim tym, którzy lubią jak coś się dzieje i nie mają słabych nerwów. Na pewno jest to pozycja dla osób, które uwielbiają niebanalne historie kryminalne i nie znoszą schematów. Książka niesamowicie mnie wciągnęła i nie mogłam się od niej oderwać. Sądzę, że jeśli sięgniecie po tą opowieść, to także zostaniecie schwytani w sidła Kuby Rozpruwacza i tajemnicy, która przetrwała wieki. Dodatkowym plusem jest to, iż jest to mało znana pozycja i nikt nie zaspojleruje wam jej zakończenia ;)
Należy do grup