-
15.09.2012 20:51:55
-
...
- Czy tu mieszka Roman P. ?? - zapytał pierwszy z nich
- Roman Władystław P., syn Jarosława - doprecyzował drugi - numer karty 00231987.
Roman zbladł i rozpoczął strategiczny manewr wycofywania się w kierunku balkonu.
- Tak, to mój mąż. A skąd Panowie są? - zapytała Pelagia
- Z biblioteki.
Nastała chwila niezręcznej ciszy, którą przerwał przelatujący nieopodal komar.15.09.2012 20:53:48 -
...
- To chyba jakieś nieporozumienie - rzekła Pelagia - Nie byliśmy w bibliotece od 1968 roku.
- W tym rzecz - rzekł pierwszy z gości.
- Dokładnie od 15 marca 1969 - doprecyzował drugi z nich - godzina piętnasta zero jeden.
- Gdzie jest Cichy Don! - warknął pierwszy.
- Część pierwsza - dodał drugi - wydanie czternaste... (w.bibliotece.pl)
- Ale panowie... jaki cichy Don. Nie znam żadnego Dona. Roman? Roman?! Panowie pytają o jakiegoś Dona. Roman!
Ale Roman nie odpowiadał. Właśnie uciekał przez balkon.15.09.2012 20:55:49 -
Przeciąg zdmuchnał plik niezapłaconych rachunków i innych papierzysk z komody na podłogę. Pierwszy mężczyzna schylił się i po krótkiej chwili podniósł jeden z nich.
- Ten Cichy Don. - rzekł cicho acz dosadnie pokazując zdumionej Pelagii list z biblioteki.
- Ale... - Pelagia nie mogła uwierzyć w to co widzi
- Zabieramy telewizor! - zakrzyczał
- Ale...
- I internet! - wrzasnął
- Ale to nasz jedyny kontakt z kulturą! - błagalnie wykrzyczała Pelagia.15.09.2012 20:56:13 -
Niestety. Nie minęło nawet 5 machnięć ogonem i mili panowie opuszczali lokal z telewizorem i internetem pod pachami. Mijając Pelagię w drzwiach drugi z nich zatrzymał się i wyszeptał:
- Macie czas do jutra do ósmej trzydzieści. Jak nie zwrócicie Cichego Dona do biblioteki - wrócimy...
Pelagia zapłakana patrzyła, jak ochodzą pozbawiwszy ją "Tańca z Gwiazdami" i forum onetu. Nie mogła uwierzyć, że po tylu latach małżeństwa, Roman okaże się zwykłym czytelnikiem...15.09.2012 20:56:31 -
Czarny scenariusz :-)
17.09.2012 21:32:12
Dodaj komentarz
Roman siedział na balkonie na swoim ulubionym krześle i ukradkiem (o czym żona Pelagia pojęcia nie miała) czytał po raz tysiąc sto czternasty swoją ulubioną książkę. Akurat kończył czytać swój najulubieńszy rozdział, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. "Kogóż to licho niesie" - pomyślał. "Pewnie znowu listonosz z ponagleniem z biblioteki, huehue, frajerzy". Lecz po chwili kątem oka zauważył stojące pod domem czarne BMW. Takie, jak...
- NIEEE!!! Pelagia, NIEEE!!! - zawołał w rozpaczy zrywając się z krzesła - Nie otwieraj drzwi!!!
Ale było już za późno. W korytarzu stało dwóch gentelmenów w czarnych marynarkach i okularach słonecznych. Gęsiego. Bo obok siebie by się nie zmieścili.