Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
[awatar]
Opole MBP
Rodzaj: Biblioteki publiczne
Telefon: +48 77 454 80 30
Województwo: opolskie
Adres: Minorytów 4
45-017 Opole
E-mail: sekretariat@mbp.opole.pl

Biblioteka Główna

Poniedziałek 12:00 – 19:30
Wtorek 09:00 – 19:30
Środa 09:00 – 19:30
Czwartek 09:00 – 19:30
Piątek 09:00 – 19:30
Sobota 09:00 – 15:00

Najnowsze recenzje
1
...
22 23 24
...
37
  • [awatar]
    Opole MBP
    Jan Goczoł to poeta osobny i odrębny. Zainteresowany tym, co najmniejsze. Jego poezja zaczęła się od gorączki uczuć, jego debiut kręcił się wokół intymnej topografii, wokół lotnych piasków, którym na imię świat. Goczoł zdawał sprawę, że być może najbliżej z człowiekiem można być poprzez słowa, że to one skracają dystans, zjednują nam przestrzeń. Poeta niezwykle czuły na każde drgnienie, powab, falowanie rzeczywistości. Wydany przestworowi, który z wolna sylabizuje nam i nazywa światło, za sprawą którego zawiązują się widoki. Pozostaje po stronie szerokiego oddechu i świeżego powietrza. Poeta ziemi, którego miejscami najbliższymi stawały się pola, łąki, lasy, miedze. Kroczy własnymi ścieżkami i duktami, starając się zawsze zostawić w tyle miasto. W jego poezji jest coś z najlepszego rzemiosła: umiłowanie pracy i trud jaki trzeba ponieść starając się o cokolwiek. Poeta przydomowego ogrodu. Obserwator samotnej, postrzępionej chmury, wsiąkającej w glebę kałuży porzuconej w kącie rabatki, ptaków wzlatujących po okruszki, lotu pojedynczego liścia, którym targa wiatr.
  • [awatar]
    Opole MBP
    Wiesław Myśliwski w swojej najnowszej powieści powraca do tematów, które nie są mu obce. Głównymi tematami powieści jest: los, pamięć, przeszłość, codzienność, ale nie tylko. Pisarz zastanawia się nad mechanizmem pamięci, która modeluje i odpowiada za nasze postrzeganie tego, co odeszło i minęło. Człowiek według autora Traktatu o łuskaniu fasoli zawsze powtarza po poprzednich pokoleniach. Życie jest sumą wyborów i idących za nimi doświadczeń, które w słowach, w zależności od pory, mogą prezentować się odmiennie. „Życie to błądzenie za sobą bez nadziei, że się kiedykolwiek siebie odnajdzie”. • Fabuła powieści nie jest przesadnie wydumana. Stary mężczyzna spotyka siebie samego jako młodzieńca i z perspektywy minionego życia, przygląda się swoim decyzjom i wyborom. Zastanawia się nad sensem i ceną jaką płaci się za życiowe błędy. Jest wyrozumiały, zdaje sobie sprawę, że człowiek bywa zdumiewający i nieprzenikniony, ale ideałem nie jest. Nikt tak jak Myśliwski nie przygląda się człowiekowi: surowo, ale nie rezygnując z empatii, z czułością, a przy tym nie zapominając o pewnej dozie szorstkości, która wypracowuje szacunek. Wiesław Myśliwski widzi człowieka kompleksowo i holistycznie. Jego pisanie wyrasta z filozoficznej zadumy i głębokiego spojrzenia na rzeczywistość, a przy tym nie jest pozbawione niebywałego liryzmu, melodii najw­ybit­niej­szej­ polszczyzny.
  • [awatar]
    Opole MBP
    Elizabeth Strout operuje prostą paletą. Jej proza jest oszczędna i powściągliwa, choć zdaje się dotykać spraw naji­stot­niej­szyc­h. Pisarka próbuje opisać na czym polega pielęgnowanie więzi, czym jest akceptacja, jak dbać i starać się o bliskość i wzajemne zrozumienie. Niejednokrotnie udowadnia, że najtrudniejsze są dla nas najprostsze słowa i bardzo często egoistyczne pobudki, oddalają nas od innych ludzi, bardziej niż nam się na pozór wydaje. Autorka Braci Burgess, zastanawia się czy rodzina jest w stanie wyposażyć nas w fundament, na którym sami będziemy mogli budować własną przyszłość, czy raczej jej dysfunkcyjne momenty kładą się cieniami na naszych próbach budowania własnego szczęścia? • Strout udowadnia, że życie to proste słowa, czytelne gesty, w porę wyznane uczucia. Fabuła nie jest skomplikowana. Przy chorej córce, przy szpitalnym łóżku, pojawia się nagle niewidziana przez nią latami matka. Poinformowana przez męża chorej zostaje w szpitalu na pięć dni, które będą okazją do wspólnej wędrówki w przeszłość i teraźniejszość. Strout opisuje dzieciństwo wydane szykaną z powodu biedy, nie szczędzi opisów upokorzenia na jakie skazane są mniej zamożne osoby na amerykańskiej prowincji. Opisuje trudy i znoje życia zorganizowanego na pracy, pozbawionego prawie w ogól przyjemności. Widzimy dzieci wpisane w kukurydziany krajobraz, mieszkające z rodzicami w garażu, z szorstką, zaprawioną w pracy matką i milczącym ojcem, którego nawiedzają traumy z przeszłości, a który chyba nie do końca potrafi zdefiniować swoją seksualną tożsamość. • Mam na imię Lucy to książka o tym, że wiele w naszym życiu jest domysłów, może momentami, więcej niż faktów. O tym, że popełniamy błędy, za które płacimy stale wydłużającą się jak saldo w banku, samotnością. O miłości, trudnej, nieujarzmionej. Miłości do ludzi i słow. Do cudzych ramion, ale i opowieści. Strout zastanawia się jak rodzi się fascynacja, co powoduje, że inni wydają się nam atrakcyjni, choć przecież zawsze szukamy wokół siebie ludzi słabszych, aby czuć się lepiej w porównaniach, pewniej w adoracjach. W końcu pisarka stwierdza, że trudno nam zrozumieć rzeczy dotyczące nas samych, bo „wszyscy jesteśmy żałośni”, stale wypatrując kogoś, kogo można by poniżyć. I kto wie, czy to nie największa tajemnica naszych osobowości: umniejszanie zasług innych, aby w swoich oczach rosnąć. To powieść o tym, że bardzo trudno się wzajemnie zrozumieć, zaakceptować, zgodzić się na swoje słabości, na rezygnację z własnych ambicji na rzecz drugiej osoby, na zaprzestanie konfliktów w imię jakiegoś „my”, kiedy bardzo trudno przychodzi zostawić za sobą „ja”. Książka o tym, że każdy z nas ma tylko jedna historię do opowiedzenia, choć w bardzo wielu wariantach. O tym, że rozmowa może być najlepszą terapią i możliwością pogodzenia się z nieuniknionym.
  • [awatar]
    Opole MBP
    Książka Matara jest obezwładniająca. Poznajmy historię syna, Hishama Matara, który swoją biografię uczynił kanwą powieści, próbującego od kilkudziesięciu lat dowiedzieć się, co stało się z jego ojcem, znanym dysydentem, którego reżim Kadafiego pojmał w 1990 roku i słuch po nim zaginął. Matar dotkliwie rekonstruuje proces dochodzenia do prawdy i przeszłość, w której bezpowrotnie zatracił się jego ojciec, Dzaballah Matar. To książka niezwykle bolesna, opisująca pustkę i wyrwę po nagłej stracie ojca, z którą nie wiadomo co począć. To proza o dorastaniu w Libii, Egipcie, o humanistycznym arabskim domu, w którym wszystko brało swój początek z opowieści. I z przekonania, że uczciwym dniem naje się i ze sto osób. Książka napisana jest niezwykle sensualnie. Poetyckie kadry i cięcia nie pozostawiają nas obojętnymi na historię odzierającą z godności, złudzeń i z braku możliwości dotarcia do prawdy. „Czy jest większe osiągnięcie niż przeżycie cierpienia?”. Takie pytania wyrywają z letargu. • Ta proza sporo mówi o historii Libii, jej zakrętach i rozdrożach, o trudnym dochodzeniu do demokratycznej państwowości, o meandrach niezwykle skomplikowanych procesów dziejowych, pozbawiających wiele rodzin ojców, braci, mężów. To również rzecz o libijskiej gościnności o tym, że najważniejszą kwestią jest nie zasmucać swoich braci i bliźnich, pomimo okrutnych mechanizmów historii i wyroków losu. Kto z nas wiedział, że pierwszy uniwersytet założono w Libii dopiero w 1955 roku? Musimy pamiętać, że smutek jest dalekim krajem, choć jest bliżej nas, niż nasi najbliżsi. To książka o tym, że każdy znajduje się sam na terytorium własnych cieni, a tęsknota jest nie do opowiedzenia bo rozsadza język od wewnątrz jak przypadkowa sprężyna, działający bez szwanku mechanizm. • Krok po kroku dowiadujemy się ze strzępków urwanych rozmów, z zasłyszanych głosów, z nielicznych relacji współwięźniów o losach ojca autora, który w nielicznych, przemycanych do rodziny listach pisał: „Czasami przez cały rok nie oglądam słońca ani nie wypuszczają mnie z celi”. To świadectwo niezwykłego hartu ducha i niezłomnego charakteru człowieka, który pomimo uwięzienia i tortur pozostaje wierny wartościom i do końca nie pozbywa się wolności, jaką w sobie zaszczepił mu rodzinny dom i pustynia. Matar pisze o egzotycznym dzieciństwie, o hartowaniu ducha, o kodeksie, któremu miał pozostać wierny w swoim życiu. O ojcu, który był jak góra, niewzruszona przechodzącymi burzami. • „Z każdym mijającym dniem ojciec odchodzi coraz dalej w swoją noc, zagłębia się we mgłę, pozostawiając resztki siebie i wielce doniosły, ale oczywisty fakt, frustrujący i miłosierny zarazem – bo jakże inaczej syn ma żyć dalej, jeśli nie dane mu jest zapomnieć – że choćbyśmy się nie wiadomo jak starali, nigdy do końca nie poznamy naszych ojców”. Piękna, wstrząsająca książka!
  • [awatar]
    Opole MBP
    „Ksiądz Jerzy Marczewski mocniej ściskał kierownicę, gdy rower podskoczył na wiejskich wertepach”. Tak zaczyna się powieść „Wiara” Anny Kańtoch, kryminał aspirujący do najlepszych wzorców obyczajowej powieści, mierzącej się z atmosferą ciasnej prowincji, schyłku lat osie­mdzi­esią­tych­. Upalne, duszne lato w Rokitnicy pozwoli mieszkańcom, napływającym do wsi hippisom, bojkotującym budowę elektrowni jądrowej, milicjantom i młodemu proboszczowi na konfrontacje z ludzkimi słabościami i złem, drzemiącym głęboko w nas. Przenosimy się do roku 1986. W domu wczasowym „Stokrotka” pałętają się koloniści, a lokalni milicjanci, próbują rozwikłać zagadkę, w której przeszłość, jest nie mniej ważna niż teraźniejszość. Równolegle proboszcz Marczewski, będzie próbował odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego Rokitnicę nazywa się parafią przeklętą, a poprzedni proboszczowie, dokonali żywota topiąc się w stawie i wieszając się na sznurze, i co tak naprawdę oznacza, napisany grubą kreską na drzwiach kościoła napis, że „Zło nadejdzie ze Wschodu”. Ksiądz „jakby dotarł w miejsce, gdzie nikt nie mógł za nim pójść”. Ale my spróbujemy i będziemy z czytelniczą radością brnęli dalej. • Postaci milicjantów z komendy są kapitalnie rozpisane. Kapitan Witczak autentycznie budzi ciekawość, rzucające się cieniem na jego życiu traumy z przeszłości, czynią go osobą wieloznaczną: „Czasami miał wrażenie, że wspomnienia z dzieciństwa wyciekają z niego, tak jak piasek sypie się z dziurawego worka”. Starszy sierżant Stefan Waśkowiak to zapijający smutki korpulentny milicjant, którego dawne ideały dzisiaj mętne są jak piwna piana, z kolejnego kufla łykanego w pośpiechu. Jan Synowiec, młody kapral, to nie do końca rozgarnięty stróż prawa, który intelektualne ubytki nadrabia zaangażowaniem i iście pragmatycznym nastawieniem, zaś starsza szeregowa Hanka Gierasówna, choć jeszcze mało doświadczona, ma w sobie wszelkie zadatki na ambitną i widzącą sprawy holistycznie, śledczą. Dużym atutem jest język powieści i to zarówno w warstwie dialogowej, wartkiej, sprawnej, pędzącej za akcją, jak i budowanie gęstniejącej, mrocznej aury, po niemalże liryczne opisy przyrody Beskidów: „Las zamknął się wokół niego – gdziekolwiek spojrzał, widział jedynie strzeliste pnie odbite jak w gabinecie luster, dziesiątki szarobrązowych żołnierzy stojących na warcie w ciszy i cieniu”. • Wydaje się, że pisarka watek kryminalny czyni wymówką do mówienia o sprawach społecznych, o więziach w lokalnych światach, nastroju endemicznego regionu, który na każdą nowość reaguje podejrzliwie. Szkielet kryminalny jest pretekstem do przyjrzenia się relacjom i obyczajowości małej polskiej wsi, gdzie namiętności i resentymenty, kotłują się w bardzo niewielkim tyglu. Ludzie mogą mieć szare twarze w kolorze popiołu wygarniętego z pieca. Mogą też patrzeć na innych jak w lustro i nie móc znieść tego, co ujrzeli. To powieść bardzo klau­stro­fobi­czna­ i duszna, której nastrój z każdą stroną gęstnieje i ciąży ku jakiemuś wewnętrznemu rozpadowi. Widzimy polski zaścianek, hermetyczną wieś, domykającą się do wewnątrz, gdzie każdą nowość traktuje się jak napaść na zastane wartości, a próbę wejścia w zapiekłe relacje, jako angażowanie się w nie swoje sprawy. „Tam u was chłopi – mówi jeden z bohaterów – są zamknięci jak ostrygi”. Anna Kańtoch bardzo dobrze pokazuje mentalność ludzi ubocza, klisze poznawcze i stereotypy jakby siłą ciążenia wdrukowane w mentalność i poglądy drobnych społeczności, rozsianych wokół leśnych krajobrazów. • Akcja rozgrywa się w Rokitnicy, dokąd zajeżdża oddelegowany z Żywca kapitan Andrzej Witczak, by pomóc rozwikłać morderstwo, a może samobójstwo młodej dziewczyny znalezionej przy nasypie kolejowym, nieopodal krzyża, którego historii nikt nie chce pamiętać. Fabuła jest wciągająca jak bagno, akcja toczy się sennie i powoli, postaci anonsują się na scenie z odpowiednią dramaturgią, autorka w znakomity sposób zadbała o temperaturę powieści, wzrastającej z każdym kolejnym rozdziałem. Postaci są nakreślone przekonywująco, ich psychologiczne uwarunkowania i cechy wydają się zniuansowane i nietoporne. I co najważniejsze, Kańtoch udało się pokazać jak pod fasadą magicznego na poły opisu rzeczywistości, skrywane są wciąż niew­ypow­iedz­iane­ sekrety z przeszłości, jak trudno przekraczać własną strefę komfortu by wyjść innemu na spotkanie. Po takich powieściach jak „Wiara” cieszy, że Anna Kańtoch na chwilę zostawiła literaturę fantastyczną i dokonała transferu w nowe rejony swojej literackiej wyobraźni.
Ostatnio ocenione
  • koniec czerwonego człowieka
    Aleksijewicz, Swietłana
  • Dom tęsknot
    Adamczyk, Piotr
  • Kto ty jesteś
    Szczepkowska, Joanna
  • Córka rabina
    Mann, Reva
gordzies
patrycja.wicher87
o.sormolotova
magdaszczepaniak
jolanta.rachtan
kazia.rybka
agnieszka092
e.cechowska
agatkapytlas
julag2003
gosiakazia
szmorad
magann
meryk6
elka79
antoni2

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo