Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
Katherine_Parker
Najnowsze recenzje
1
...
21 22 23
...
43
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Po przeczytaniu Pierwszego dotyku, wprost nie mogłam się doczekać aż będę mogła zapoznać się z kontynuacją tej książki. Pozostawiła ona po sobie w mojej głowie tak wielki zamęt, że przez bardzo długi czas nie miałam w ogóle siły, aby sięgać po jakąkolwiek inną powieść. Co zabawne dopiero po przeczytaniu Ostatniego pocałunku (ostatniej części tej dwutomowej serii) czuję się w końcu wolna i bez problemu mogę zapoznawać się z innymi pozycjami - takiego bałaganu ta seria narobiła w mojej głowie! Ale wiecie co? Opłacało się to wszystko przeżywać, aby móc w pełni zapoznać się z tą jakże fantastyczną historią Emily i Reeve'a. Przez lekturą tej książki słyszałam wiele pozytywnych opinii, które krążyły wokół niej i teraz, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że w pełni ona sobie na to wszystko zasłużyła! • W recenzji pierwszej części wspominałam, że autorka zakończyła całość na prawdę brutalnie dla każdego czytelnika - urwała wątek w najciekawszym momencie! Bardzo spodobało mi się to, że Ostatni pocałunek zaczęła w dokładnie tym samym momencie i dodatkowo nieco dokładniej omawiała kilka czołowych postaci, aby czytelnik nie miał problemu z ponownym wdrożeniem się w tą historię. Czytając książkę czujemy się więc tak, jakbyśmy w ogóle nie przerywali sobie lektury i kontynuujemy tam, gdzie skończyliśmy. Za to autorce należy się na prawdę spory plus. • O czym jest tak właściwie ta część? Zarówno Emily, jak i Reeve muszą zmierzyć się tutaj z duchem przeszłości w postaci Amber całej i zdrowej. Kobieta pojawiając się na ranczu Reeve'a wprowadziła ta wielki zamęt, że pomiędzy głównymi bohaterami wszystko zaczęło się coraz mocniej walić. Choć w Pierwszym dotyku Amber odbierałam jako kogoś, kto uratował Emily z jej bezbarwnego życia (na swój własny i pokręcony sposób), to im bardziej spędzałam czas w jej towarzystwie, im więcej się o niej dowiadywałam, nie byłam już tego aż tak bardzo pewna. Tak bardzo nie polubiłam jej osoby, że marzyłam, aby jak najszybciej zniknęła z życia Reeve'a i Emily, bo przez nią wszystko szło źle. Wciąż też wydawało mi się, że dziewczyna nie jest tak na prawdę szczera i coś kombinuje i chyba po części miałam rację. Tak więc, choć w pierwszym tomie chciałam bardzo poznać Amber, to jednak, gdy w końcu nadarzyła mi się taka okazja, chciała po prostu to wszystko cofnąć. Żebyśmy się też dobrze zrozumieli - nie chodzi mi o to, że nie spodobał mi się sposób wykreowania tej postaci, bo tego na pewno nie mogę powiedzieć. Chodzi mi zwyczajnie o samą osobę tej dziewczyny, a to już całkowicie inna sprawa. • Jak więc mówiłam, pojawienie się Amber zepsuło prawie wszystko w budującym się związku Reeve'a i Emily. Szczerze to na prawdę nie mogłam tego przeboleć, gdyż zarówno w pierwszym tomie, jak i w tym z całych sił kibicowałam im, aby w końcu mogli być bez przeszkód razem. Troszkę przeszkadzało mi, że przez całą książkę ta dwójka tak na prawdę tylko krążyła wokół siebie i można by odnieść wrażenie, że przez to nie ciekawego się tam nie działo. Ale powiem wam, że gdy czyta się całość, zaczyna to nabierać sensu, przez co nie był to dla mnie jakiś wielki problem. • Bardzo ciekawił mnie ten wątek Michaelisa Vilanakisa i koniec końców jestem lekko rozczarowana, że autorka tak go zakończyła. Jak dla mnie mogła go nieco bardziej pociągną. • Podsumowując więc, uważam, że zarówno Ostatni pocałunek, jak i ogólnie patrząc cała seria, to kawał na prawdę świetnej lektury! Historia wciąga niesamowicie i sprawia, że czytając nie możemy się od niej oderwać. Dodatkowo też, już po zakończeniu lektury, cały czas myślimy o fabule, analizujemy ją i zastanawiamy się, co też będzie dalej. Gdyby nie te drobne wady, o których wspomniałam wcześniej, na pewno dałabym tej książce dziesięć punktów, ale i tak uważam, że jest ona po prostu genialna! Jedyne, czym jestem lekko rozczarowana, to zakończenie, bo liczyłam na coś nieco bardziej spektakularnego. Co prawda większość zagadek nam się tam wyjaśniła, ale no jednak myślałam, że to będzie coś o wiele, wiele lepszego. • Ogólnie muszę powiedzieć jeszcze, że pierwszy raz czytałam erotyk z wątkiem takim lekko kryminalnym i przyznam szczerze, że na prawdę mi się to połączenie podobało. Dlatego z całą pewnością jeszcze nie raz powrócę do tego typu książek.
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Do książki Jak pokochać freaka podchodziłam na prawdę dość sceptycznie. Nie wiem, czemu, ale gdy tylko dowiedziałam się o tej książce miałam wrażenie, że to raczej nie będzie nic specjalnego - ot taka pozycja typowo wakacyjna na jeden raz. Ale muszę wam powiedzieć, że już po pierwszym rozdziale na prawdę mocno się zdziwiłam, że to jednak może być coś o wiele lepszego! Sam opis jak dla mnie był dość zagadkowy i nie do końca wiedziałam, czego mogłabym się tutaj spodziewać. Jedno mogę powiedzieć, w życiu nie przypuszczałam, że ta lektura aż w takim stopniu mi się spodoba. • Główną bohaterką Jak pokochać freaka jest niejaka szesnastoletnia Zander, która poprzez inicjatywę swoich rodziców trafia na dość specyficzny letni obóz. Camp Padua jest bowiem miejscem, gdzie młodzież z różnymi problemami psychicznymi wspólnie, pod opieką przeszkolonych opiekunów, w trakcie trwania wakacji, stara się poradzić sobie z własnymi problemami. Jednakże Zander kompletnie nie rozumie dlaczego ona znalazła się w tym miejscu. Poznaje tam bowiem osoby takie, jak Grover, Cassie, Alex, które na prawdę muszą zmagać się z poważnymi chorobami (anoreksja, bulimia, patologiczne kłamstwo, czy próby samobójcze są tam na porządku dziennym). Bardzo spodobało mi się to, że autorka przez bardzo długi czas nie wyjaśnia do końca, z jakiej przyczyny na obóz trafiła właśnie Zander. Z początku jest to dla czytelnika na prawdę wielką zagadką, przez co całość czyta się z wielkim znie­cier­pliw­ieni­em, by w końcu dowiedzieć się, o co tutaj tak na prawdę chodzi. • Nie spodziewałam się też, że tak bardzo polubię wszystkich bohaterów książki. Zaczynając od Zander, która sama skrywała jakieś mroczne tajemnice, ale mimo wszystko była niezwykle przyjazna, poprzez Cassie i Alexa, którzy również byli dla mnie jedną wielką niewiadomą, ale potrafili mnie nieźle rozbawić, na Groverze kończąc. To właśnie Grovera polubiłam najbardziej i wszystko, co wypływało z jego ust dla mnie było niemożliwie interesujące. Każdy z tych bohaterów jest na swój sposób osobliwy i każdy, za maską, którą nosi, skrywa jakieś tajemnice, których nie chce ujawniać nikomu. Najlepsze w nich jest to, że choć z pozoru całkowicie różni, potrafili się nieźle dogadać. Okazało się też, że to oni są dla siebie najlepszym lekarstwem. • Przez całą książkę towarzyszymy Zander na obozie (od momentu jej przybycia, po chwilę, kiedy dobiega on końca). Przez ten czas dzieje się tam na prawdę sporo. Wydawać by się mogło, że nic ciekawego nas nie spotka, gdy będziemy po prostu przyglądać się tej nastolatce na obozie, ale powiem wam, że samo to, że możemy obserwować, wszystkie zajęcia, w których bohaterowie biorą udział, jest tak wciągające, że po prostu nie da się od tej książki oderwać. Nie są to bowiem jakieś tam puste chwile, które mają służyć tylko i wyłącznie zapełnieniu treści. Sami możemy się tam na prawdę wiele nauczyć i skłonić nasze mózgi do refleksji. • Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki książka została napisana. Jak pokochać freaka to pierwsza książka Rebekah Crane w Polsce, ale ja już wiem, że na pewno sięgnę po kolejną, która się u nas ukaże. Autorka ma na prawdę lekkie pióro, ale mimo wszystko, to co pisze to nie jakaś tam zwykła gadanina. Wydaje mi się, że poprzez swoją powieść, autorka chciała nas czegoś nauczyć, że mimo problemów, z którymi sami musimy się zmagać, nigdy tak na prawdę nie jesteśmy sami. Czasem wystarczy znaleźć odpowiednie osoby na swojej drodze, wystarczy im zaufać, aby móc poradzić sobie z tym wszystkim, co tak bardzo nas męczy. • Jak pokochać freaka to piękna i przesiąknięta emocjami historia, która została napisana w tak lekki i zabawny sposób, że po prostu aż chce się ją czytać. Autorka udowodnia, że niektóre ciężkie tematy można przedstawić w nieco mniej dołujący sposób, ale mimo wszystko da się zachować tą powagę i przemycić dla czytelnika cenną lekcję. Ja jestem na prawdę zachwycona i oczarowana tą historii bardzo żałuję, że mam ją już za sobą. Czasem sama chciałabym przenieść się do Camp Padua, aby tam przebywać z wszystkimi tymi osobami, które tak bardzo mnie zachwyciły i urzekły. Jak pokochać freaka to książka wręcz idealna na lato, także nie traćcie czasu i wykorzystajcie go na poznanie tej wspaniałej historii ukrytej w powieści Rebekah Crane. Jestem pewna, że będziecie nią zachwyceni równie mocno, jak ja!
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępan rónież na blogu: [Link] • Powiem wam, że chociaż pierwszy tom tej serii pochłonęłam tak na prawdę jednym tchem, to w przypadku tej książki miałam ogromne problemy. Nic do stracenia. Początek spodobała mi się tak bardzo, że zwyczajnie nie mogłam się od niej oderwać, co mnie bardzo zaskoczyło, bo moje poprzednie spotkanie z autorką, było raczej bardzo neutralne. Jednak jeśli chodzi o Nic do stracenia. Wreszcie wolni jestem na prawdę rozczarowana, gdyż przez bardzo długi czas nie mogłam dojść dalej niż do połowy książki... • O co chodzi? Już wyjaśniam. Zanim książka ta dotarła w moje ręce, niesamowicie ciekawiło mnie, co też ciekawego się w niej wydarzy. Liczyłam na to, że trochę bardziej zostanie rozwinięty wątek porywacza Anny, no i oczywiście, że dziewczyna się w końcu ogarnie i podda się wszystkim tym uczuciom, które odczuwa względem swojego ochroniarza. Od razu też wam powiem, że nie przeczytałam całej książki... Bardzo rzadko robię tak, że piszę recenzję pozycji, której nie doczytałam - nie lubię tego robić, jednak tym razem stwierdziłam, że innego wyjścia nie mam. Podchodziłam do tego tomu na prawdę wiele, wiele razy, jednak w ogóle nie byłam w stanie go ukończyć. Zawsze dochodziłam do połowy i to tak na prawdę cudem mi się to udawało - przez ten czas wynudziłam się tak, jak chyba jeszcze nigdy. Owszem, często zdarza mi się sięgać po powieści, które tak na prawdę mnie nie zainteresują i sama lektura wydaje się być stratą czasu, ale bardzo długo nie miałam już tak, jak właśnie w przypadku książki Nic do stracenia. Wreszcie wolni. I żeby nie było, że nie próbowałam - miałam chyba pięć, czy sześć prób z tą historią i zawsze (dosłownie zawsze!) kończyło się to w taki sposób. Także niestety tym razem poległam, z czego jestem na prawdę bardzo rozczarowana, gdyż nie spodziewałam się, że akurat ta książka może okazać się tą, której nie dokończę. • Strasznie mi się nie spodobało, że przez większą część książki tak na prawdę śledzimy tylko to, co bohaterowie robią będąc wspólnie na wakacjach. Czytając o tym czułam się, jakbym oglądała zbyt dużą ilość zdjęć, które podczas urlopu zrobili moi znajomi... Z początku jeszcze jest ciekawie, ale jak to się mówi, co za dużo, to nie zdrowo i po prostu czytając niesamowicie się zanudziłam. Wydawało mi się, że Anna i Carter przez większość czasu robią praktycznie to samo, a jeśli właśnie coś takiego mam przez cały czas czytać, to ja jednak podziękuję. • W recenzji pierwszego tomu wspomniałam, że jestem zaskoczona tym, jak poprawił się styl Kirsty Moseley, ale czytając tą część stwierdzam, że był to chyba taki tylko jednorazowy wypadek, bo tutaj było tak samo (albo może nawet i gorzej), jak w przypadku Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno. Z książkami tej autorki mam właśnie tak, że choć miejscami historia wydaje mi się być na prawdę ciekawa i wciągająca, to jednak styl autorki działa na mnie raczej usypiająco i przez to muszę się zwyczajnie zmuszać do czytania. • Trochę żałuję, że nie doczytałam tej pozycji do końca, bo jak wspominałam, bardzo nie lubię zostawiać niedokończonych książek, ale powiem wam, że jeżeli miałabym się tak męczyć przez tą część, która mi jeszcze została, to cieszę się bardzo, że jednak postanowiłam z niej zrezygnować. • Na razie nie będę sięgać dalej po książki Kirsty Moseley, bo zwyczajnie zbyt często się na nie rozczarowuję . Mam wrażenie, że przez to tylko tracę czas, podczas którego mogłabym poznać jakąś bardziej interesującą pozycję. Także podsumowując jestem na prawdę rozczarowana tą częścią, choć spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Jak dla mnie po prostu trochę szkoda na nią czasu. Może jeszcze kiedyś dam jej szansę i uda mi się poznać ją w całej okazałości (ale raczej nie wydaje mi się, żebym zmieniła co do niej zdanie). Jestem przekonana jednak, że na pewno nie będzie to miało miejsca w najbliższym czasie.
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Powiem wam, że gdy pierwszy raz dowiedziałam się o tej książce, nie byłam do niej jakoś mocno przekonana. Chociaż fabuła wydała mim się dość ciekawa, wciąż miałam wrażenie, że to może być coś na prawdę przeciętnego. Ale z racji tego, że bardzo lubię ten wątek magiczny w tle, który dotyka tak na prawdę zwykłych ludzi, postanowiłam dać tej pozycji szansę. Czy się nie zawiodłam? • River trafia do nowego miasta i nowej szkoły - w obydwóch tych miejscach niewątpliwe rządzi rodzina Grace'ów. Od samego początku, gdy dziewczyna poznaje wszystkie krążące wokół nich plotki, coś mocno ją do nich ciągnie. Uważa ona bowiem, że tylko oni mogą jej pomóc odnaleźć prawdę o sobie. W jaki sposób? Otóż wszyscy w mieście plotkują o tym, że Grace'owie pałają się magią. Widząc, jak dzieci państwa Grace'ów oddziałują na innych uczniów, jak nic nie robiąc przyciągają ich do siebie, mają nad nimi władzę River zaczyna wierzyć, że plotki mogą być prawdziwe. Postanawia wkraść się w łaski rodzeństwa, aby dzięki znajomości z nimi odkryć samą siebie. • Książka wciąga tak na prawdę już od pierwszych stron. Bardzo spodobało mi się to, że w pierwszym rozdziale autorka postanowiła przedstawić czytelnikowi tytułowych Grace'ów. Wydawać by się to mogło mało przekonujące, jednak wszystkie te historie na temat rodziny opowiada nam główna bohaterka River, która przedstawia wszystko tak, jak opowiadali jej uczniowie nowej szkoły. Dzięki temu czytelnik ma wrażenie, jakby to właśnie on sam był tą główną bohaterką i to jemu wszyscy zdradzali by opowieści o tajemniczych nastolatkach. Mi osobiście na prawdę się to spodobało, bo chociaż dowiedziałam się co nieco o Grace'ach, to jednak były to tylko i wyłącznie plotki i historyjki przekazywane z ust do ust, a jak wiadomo, nie zawsze wszystko w takich historyjkach jest prawdziwe. Z każdym kolejnym rozdziałem, razem z główną bohaterką coraz bardziej poznajemy u źródła mit Grace'ów, powoli zagłębiając się w niego coraz bardziej. • Mówiłam, że książka wciąga od pierwszych stron - i jest to całkowita prawda, jednakże odniosłam wrażenie, że później autorka sama nieco pogubiła się w swojej historii i chyba nie do końca wiedziała, co w danym momencie przedstawić. W środkowej części Uroku Grace'ów jest zwyczajnie trochę za dużo wszystkiego, lecz jednocześnie dzieje się trochę mało, przez co większa część książki na prawdę mocno mi się dłużyła. Historia sama w sobie była spójna, jednakże mało dopracowana. Niektóre fragmenty czytałam, czytałam, czytałam i końca nie było widać. Dopiero tak na prawdę w drugiej części książki (powieść podzielona została na dwie)zaczyna się dziać więcej, nie ma zbędnych fragmentów, czy opisów i zwyczajnie wszystko zaczyna się bardziej rozkręcać. Od drugiej połowy czytanie poszło mi tak na prawdę w mgnieniu oka, gdy tymczasem poznawanie pierwszej było po prostu z lekka nudne. Miejscami nawet zastanawiałam się, czy czasem nie odłożyć tej książki na jakiś czas i wrócić do niej później ponownie. Teraz bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam, bo autorka zaserwowała mi takie zakończenie, jakiego się w ogóle nie spodziewałam. • Jeśli chodzi o Raven, czyli główną bohaterkę książki, to sama tak na prawdę nie wiem, co mam do niej czuć. Przez całą powieść w ogóle nie mogłam jej rozgryźć - nie potrafiłam poprawnie jej zamiarów, cały czas miałam wrażenie, że gra, że jej przyjaźń względem Grace'ów to tylko jeden wielki pic na wodę. I chociaż po części miałam rację, to jednak nadal nie wiem, co tą postacią tak do końca kierowało. Frapuje mnie też jedna rzecz odnośnie Raven, a mianowicie jej imię. Szkoda, że autorka nie przedstawiła nam, jak na prawdę dziewczyna ma na imię, tylko później przedstawiła nam moment, w którym staje się właśnie Raven. Przeszkadzało mi to dość mocno we wczuciu się w nią. • Jeśli chodzi o Grace'ów to tutaj określiłabym ich dwoma słowami - dziwni a za razem intrygujący (i to bardzo). Ja sama byłam ich na prawdę bardzo ciekawa i w równym stopniu, jak Raven chciałam wszystko o nich wiedzieć - a uwierzcie mi skrywają oni na prawdę dużo tajemnic. • O Uroku Grace'ów mogę więc powiedzieć, że z jednej strony książka mi się podobała, a z drugiej lekko nie. Gdyby nie to, że dość mocno nudziłam się w niektórych momentach, oceniłabym tą pozycję o wiele wyżej. Jest to bowiem powieść, która ma na prawdę spory potencjał. Sama Laure Eve pisze w przyjemy sposób, choć jak mówiłam ma tendencje do gubienia się w tym, co sama chce przedstawić. Myślę jednak, że mimo wszystko moje pierwsze spotkanie z tą autorką mogę uznać za udane. Z pewnością będę czekać na kolejne tomy serii, bo już wiem, że na pewno będą niezwykle interesujące. Mam tylko nadzieję, że autorka troszkę popracuje nad swoim stylem i następnym razem będę mogła wypowiedzieć się o niej w samych superlatywach. A Urok Grace'ów polecam wszystkim tym, którzy mają ochotę oderwać się na chwilę od wszystkich tych romantycznych historii i tym, którzy lubią poznawać wszystkie te magiczne tajemnice.
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Na książkę Pierwszy dotyk trafiłam tak na prawdę całkowicie przypadkiem i podejrzewam, że gdyby nie książeczka reklamowa z fragmentem powieści, w ogóle nie miałabym o niej pojęcia i bym się na nią nie skusiła. Choć przeczytany fragment na prawdę mocno mnie zaciekawił, do całości podchodziłam dość sceptycznie - Pierwszy dotyk to erotyk i nie oczekiwałam od niego niczego zbyt wielkiego. Ale co ciekawe książka zaciekawiła mnie i to nawet bardzo - gdy zaczęłam ją czytać, dosłownie nie mogłam się od niej odkleić. • Cała historia zaczyna się w momencie, gdy Emily odsłuchuje nagranie na poczcie głosowej od swojej dawnej przyjaciółki, z którą rozstała się już ładnych parę lat temu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby Amber nie użyła słów niebieski prochowiec, które niegdyś były ich tajemniczym hasłem bezpieczeństwa. Emily wiedziała, że Amber nie użyłaby tych słów pochopnie i że na pewno grozi jej nieb­ezpi­ecze­ństw­o. Wynajmuje więc detektywa, który ma odnaleźć jej byłą przyjaciółkę, jednocześnie prowadząc śledztwo na własną rękę. Wszystkie ślady doprowadzają ją do przystojnego milionera Reevea Sallisa, który jako ostatni spotykał się z Amber. Emily postanawia więc powrócić do przeszłości, jeszcze raz stać się tym, kim była za czasów Amber, aby w ten sposób wyciągnąć jakieś informacje od Reevea, które mogłyby doprowadzić ją do przyjaciółki. • Gdy sięgałam po Pierwszy dotyk wiedziałam, że książka jest erotykiem, jednak wydaje mi się, że sceny seksu tak na prawdę zdominowały całą historię. Były one praktycznie w co drugim rozdziale, przez co ta główna fabuła została nieco zepchnięta na boczne tory. Nie zrozumcie mnie źle, dobrze, że w książce było dużo takich scen, bo w końcu o to w erotykach chodzi, ale jakby one zostały jakoś tak umiejętnie poprzeplatane z pozostałą fabułą byłoby dobrze, a tu praktycznie było tak, że 2/3 to sceny erotyczne, a 1/3 to ten główny wątek. No troszkę mi to tutaj nie pasowało i gdyby to ode mnie zależało, niektóre sceny z motywem seksu bym z tej książki po prostu wyrzuciła, bo można by było się bez nich zwyczajnie obejść. • Spodobała mi się natomiast sama historia Emily i Amber, to jak główna bohaterka szuka swojej byłej najlepszej przyjaciółki oraz to, do czego jest zdolna, by ją odnaleźć. Myślę, że autorka miała na prawdę ciekawy pomysł i nawet dobrze uda jej się go przedstawić. Fabuła mocno wciąga i czytelnik cały czas zastanawia się, jaką zagadkę kryje za sobą tajemnicze zniknięcie Amber i co Reeve ma z tym wszystkim wspólnego. Sama nie raz miałam tak, że gdy już zaczynałam myśleć. że to on stoi za jej problemami, on robił coś takiego, co sprawiało, że mocno zaczynałam wątpić w jego winę, by już za chwilę znów skierować na siebie światła oskarżenia. Spodobało mi się to, jak Laurelin Paige wodziła swojego czytelnika za nos, nie odkrywając od razu wszystkich kart. • Cieszę się również, że autorka wplotła pomiędzy fabułę liczne wspomnienia z dawnego życia głównej bohaterki. Poznawanie togo było bardzo interesujące, gdyż z teraźniejszości nie dowiadujemy się tak na prawdę za dużo na temat samej Emily. Dzięki tym wstawkom mogliśmy o wiele bardziej wczuć się w tą postać i choć trochę zrozumieć niektóre motywy jej działań. Z jednej strony właśnie te fragmenty wspomnień dziewczyny czytało mi się bardzo interesująco, ale z drugiej niesamowicie jej współczułam. Ona twierdzi, że Amber ją uratowała, bo pokazała jej po części właściwą drogę jej życia, a ja natomiast uważam, że Amber w dużej mierze ją wykorzystywała i często nie obchodziło jej dobro przyjaciółki. W sumie pokazała ona Emily swoją ścieżkę życia, w której nie widziała nic złego - dlaczego więc miała by uważać, że to może być złe dla Emily? I choć tak jak mówiła, postać Emily bardzo mi się spodobała, to do Amber (przynajmniej tej ze wspomnień głównej bohaterki) nie zapałałam zbyt wielką sympatią. • A jeśli już o Emily mowa to muszę powiedzieć, że niesamowicie się cieszę, że w końcu ktoś wykreował postać niezależnej i silnej kobiety! W końcu nie mamy do czynienia z nieśmiałą dziewuszką, która nie zna poczucia własnej wartości i która nie jest w niczym doświadczona. W ciągu lektury dowiadujemy się, że główna bohaterka nie zawsze była tą silną i odważną, ale poznajemy, jak się zmieniała, bo sama nie chciała się czuć już taka bezbronna. Oczywiście coś z tej dawnej osoby pozostało, ale Emily udowodniła, że takie silne i harde kobiety również mogą być świetną postacią dla erotyku. Więcej takich bohaterek poproszę! • Dużo osób pewnie powie, że książka, gdzie młoda dziewczyna spotyka się z bogatym biznesmenem już była i na pewno od razu przywoła Pięćdziesiąt twarzy Greya (nie rozumiem, dlaczego wszyscy każdy erotyk porównują właśnie do tego tytułu...), a ja powiem, że to nie jest to samo, tylko całkowicie coś innego. Główna bohaterka ma jakiś cel, który tłumaczy wszystkie jej poczynania i chociaż po drodze nie raz jest ciężko, właśnie tego celu się trzyma. Sama postać Reeve'a również ma wiele do ukrycia - wcale nie jest tylko tym bogatym przystojniakiem, za jakiego uważają go wszyscy. Dla mnie więc Pierwszy dotyk to coś nowego i bardzo przyjemnego. Książę czytało mi się szybko i dodatkowo towarzyszyło temu wielkie zaciekawienie tym, co może się wydarzyć dalej. Połączenie erotyku z elementami thrillera okazało się jak dla mnie na prawdę świetne i w przyszłości chciałabym poznać więcej takich pozycji. Sam styl autorki również przyciąga uwagę, gdyż jest przemyślany i niebanalny. Widać, że autorka pisała po to, aby swoją książką coś pokazać, a nie żeby była to lekka książka przeznaczona tylko dla rozrywki. Ja z lektury jestem jak najbardziej zadowolona, a jej zakończenie sprawiło, że teraz z wielką niecierpliwością wyczekuję momentu, gdy ukaże się kontynuacja serii - Ostatni pocałunek. Autorka zakończyła książkę akurat w takim momencie, że chcąc nie chcą chce się sięgnąć po drugi tom, aby zobaczyć, jak dalej potoczy się akcja. • Słowem podsumowania, uważam, że Pierwszy dotyk to na prawdę dobra książka, którą warto przeczytać. Czas z nią na pewno nie będzie stracony!
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
42
  • Idealni rodzice
    Davis, L. G.
  • Tajemnica domu w Bielinach
    Miszczuk, Katarzyna Berenika
  • Terapeutka
    Paris, B. A.
  • Verity
    Hoover, Colleen
  • Musisz mi uwierzyć
    Kent, Minka
  • Idealna rodzina
    Jewell, Lisa
Należy do grup

grejfrutoowa
ilona3
Betik

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo