Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
5 6 7
...
43
  • [awatar]
    majuskula
    Używając modnego ostatnio określenia, książki o brytyjskiej rodzinie królewskiej są moją „grzeszną przyjemnością”. Podchodzę do tych historii z lekkim przymrużeniem oka, niemniej jednak, lubię o nich czytać. A opowieści Anne Glenconner mnie po prostu zauroczyły. Jej życie to gotowy materiał na film: powinna urodzić się chłopcem, aby zostać dziedzicem, inaczej musiała szukać narzeczonego (był nim najpierw ojciec przyszłej księżnej Diany), została druhną na ślubie księżniczki Elżbiety, damą dworu księżniczki Małgorzaty. A to tylko urywki z całego życia, bogatego w wydarzenia niezwykle wesołe i niezwykle smutne. • ⠀ • Anne pisze w sposób dowcipny, bez zbędnego dramatyzowania, wyolbrzymiania problemów, chwilami aż za bardzo (nazywanie przemocowego męża „ekscentrycznym”). Sięgając po tę publikację najbardziej interesowały mnie ciekawostki o Windsorach, ale ostatecznie to Anne okazała się zwyciężczynią. Pozornie wydaje się, iż pieniądze oraz przebywanie wśród królowej oraz jej rodziny to prawdziwe szczęście. Jednak Glenconner spotkało wiele tragedii: śmierć dzieci, choroba psychiczna małżonka, poczucie odrzucenia ze strony rodziny. I anielskie wręcz podejście do Małgorzaty, która naprawdę potrafiła dać w kość. „Dama dworu” to lektura fascynująca. • ⠀ • Z przyjemnością usiadłabym z jej autorką, pijąc herbatę, ewentualnie coś mocniejszego, bo słuchanie tych anegdot musiałoby być niebanalnym doświadczeniem. Lubię tego typu książki, niektórym mogą wydawać się „plotkarskie” (czasem trafiam na podobne opinie), aczkolwiek uważam, że w przystępny sposób mogą przemycać w sobie fragmenty prawdy historycznej. Wystarczy oddzielać ziarno od plew.
  • [awatar]
    majuskula
    Edward Hopper to bez wątpienia jeden z najbardziej znanych artystów-malarzy. Większość z nas chociaż raz zetknęła się z jego twórczością, choćby przypadkowo. Tworzył obrazy przedstawiające życie amerykańskiego miasta, razem z jego mieszkańcami — ich zajęciami, blaskami oraz cieniami egzystencji. Sztuka Hoppera nie jest przygnębiająca, bardziej skłaniająca ku bliżej nieokreślonym przemyśleniom, gdy zastanawiamy się jak rozwiązać własne problemy. Lubię przyglądać się dziełom tego artysty, choć równocześnie nie skupiałam się nad nim samym. Nadeszła okazja, aby przeczytać książkę autorstwa Christine Dwyer Hickey, choć muszę nadmienić, że nie mamy do czynienia z klasyczną biografią. To powieść, fabularyzująca prawdziwe wrażenia, gdzie luki uzupełniono fantazją, o czym należy pamiętać. Cóż, od czegoś trzeba zacząć, a przyznaję, „Wąski pas lądu” rzeczywiście zainteresował mnie Edwardem Hopperem, od strony czysto życiowej, abstrahując od sztuki, choć i jej nie zabrakło. • Autorka prezentuje nam całą gamę bohaterów. Bardzo interesująca postać, będąca swoistą klamrą opowieści, to Michael, dziesięcioletni Niemiec, sierota, wysłany do Stanów Zjednoczonych, aby zacząć nowe życie. Poprzez tego bohatera obserwujemy traumy, jakie w dzieciach wywołuje wojna. Traumy, które pozostają z nimi przez lata, czasami do końca życia. Z drugiej strony, jest Richie, chłopczyk niemal idealny, powinien być szczęśliwy, pomimo śmierci ojca. Jednak Richie cicho cierpi i zupełnie nie wie, komu mógłby się wyżalić. Czy ktokolwiek w ogóle chciałby go wysłuchać? Ta dwójka, ich psychiki, wzbudzają poczucie ogromnego smutku, przytłoczenia. Trudno tu zauważyć słynny „amerykański sen”… • Kiedy Christine Dwyer Hickey badała życie Edwarda Hoppera, zafascynowała ją relacja między nim a jego żoną Jo. Przeczytała różne artykuły o parze i zdecydowała się zamieścić w swojej powieści fabularyzowany opis ich historii, luźno oparty na faktach. To była świetna decyzja, bo autorka podeszła do Hopperów jak do prawdziwych ludzi, którymi przecież byli, z ich zaletami oraz wadami. Pisząc tego typu książki należy pamiętać o szacunku, zwłaszcza w sytuacji, gdy przedstawiane są poważne kwestie, niezbyt przyjemne — kłótnie, urazy, niezabliźnione przez lata rany. • Hopper malował po prostu życie, to samo robi Hickey. Pomaga nam zrozumieć różne reakcje, które towarzyszą zagubionym ludziom. Edward i Josephine to swoiste symbole, wiele osób może zobaczyć siebie w którymś z nich — albo nawet w obojgu? Finalnie, coś ich połączyło, mimo pozornych różnic. Obserwowanie ich związku skojarzyło mi się z corridą, ale tak właściwie nie umiem stwierdzić, kto był toreadorem, a kto bykiem. Teraz, już po skończonej lekturze, nadal odczuwam melancholię. Owszem, czasami pewne fragmenty wydawały mi się nierówne, jednak nie wiem, czy to na pewno wina książki. Ta powieść rzeczywiście najlepiej smakuje, gdy możemy poświęcić jej odpowiednią dawkę uwagi. • „Wąski pas lądu” to książka niezwykle oniryczna, posiadająca swoją własną niepowtarzalną atmosferę. Lektura świetna na schyłek lata, gdy słońce zaczyna robić się coraz bardziej senne, pomarańczowe, a my już powoli myślimy o jesieni. Naprawdę kawałek dobrej literatury, mimo drobnych potknięć. Zdecydowanie polecam, jeśli macie ochotę przeczytać powieść nietuzinkową, „powolną”, wymagającą pewnego skupienia, ale równocześnie sprawiającą, że czas mija nam szybko, choć odnosimy wrażenie, iż stoi w miejscu. I tylko zachodzące słońce przypomina nam o upływie godzin…
  • [awatar]
    majuskula
    Podobno góry mogą uzależnić. Jestem w stanie w to uwierzyć, czytając relacje alpinistów, himalaistów, a wreszcie — taterników. Ale teraz głos oddano taterniczkom, z wyjątkowym naciskiem na fakt, że są kobietami. Gdy myślimy o wspinaczkach, wówczas od razu przychodzi nam do głowy nazwisko Wandy Rutkiewicz. I co dalej? No, właśnie. Sama przyznaję, dotyczy mnie ten problem, dlatego postanowiłam sięgnąć po książkę Agaty Komosy-Styczeń, aby móc poszerzyć swoją wiedzę. Poznać bohaterki, które okażą się swoistą inspiracją. I, rzeczywiście, lektura okazała się być niebywale wciągająca. Momentami zaskakująca, sporo z niej wyniosłam, choć w innej dziedzinie niż się spodziewałam. Muszę także wspomnieć, iż wydanie jest po prostu piękne (wiem, zbyt często zwracam uwagę na podobne aspekty, może się kiedyś poprawię), świetnie uzupełniające treść. Treść dość istotną, choć też jednowymiarową, o czym wspomnę za moment. • Nie dajcie się zwieść pozorom, autorka opisuje nie tylko współczesność. Przenosimy się w czasie w odległe lata, gdy kobiety po górach chodziły jeszcze w sukniach i krynolinach. Nawet wtedy, mimo braku jakichkolwiek udogodnień, płynący z wysokości urok potrafił skutecznie zaczarować, wbrew konwenansom. Ta „historyczna” część książki najbardziej mnie zafascynowała, gdyż, jak zapewne sporo osób, wspinaczki kojarzyły mi się przede wszystkim z połową oraz końcem dwudziestego wieku, a jeśli wcześniej, to tylko z opowieściami mężczyzn. Naprawdę, początki były arcytrudne, dlatego wyjątkowy podziw budzą pionierki wspinania, niezwykle ambitne, przecierające, nomen omen, szlaki. Szlaki wcześniej dla nich niedostępne. • Gładko przechodzimy do części wypełnionej wywiadami. To galeria interesujących kobiet, choć nie wszystkie, z którymi Komosa-Styczeń się skontaktowała zgodziły się na rozmowę, z różnych powodów. Niemniej jednak dyskusje już nam przedstawione są rzeczywiście frapujące — wypełnione pasją bijącą z każdego słowa. Poznajemy blaski i cienie wspinaczki, bo również tych drugich nie brakuje, choć poczucie spełnienia rekompensuje wszelkie boleści. Rozmówczynie niczego nie ukrywają, unikają owijania w przysłowiową bawełnę. Pokazują rzeczywistość wspinania taką, jaka w istocie jest. Piękną, lecz równie trudną, i nie zawsze ma to związek z problemami technicznymi. • Książka ma wydźwięk feministyczny, nie mogę temu zaprzeczyć, ale też, według moich odczuć, trudno znaleźć tu jakiekolwiek przytyki na temat wyższości kobiet nad mężczyznami. Po prostu stwierdzono, że w pewnych kwestiach wspinaczki muszą borykać się z innymi problemami, zwłaszcza z umniejszaniem ich zasług, tak zwanymi „forami”, bo zapewne „są słabsze”, co naprawdę nie zawsze pokrywa się z prawdą. Jednocześnie, rozmówczynie przyznają, że momentami również kobiety wprowadzają kiepską atmosferę, głównie przez kłótnie między sobą. Dlatego pamiętajmy, to publikacja o kobietach, więc cóż dziwnego — właśnie nam poświęcono najwięcej miejsca, a feminizm jest nieodłączną kwestią w takiej tematyce. Z czysto socjologicznego punktu widzenia. • Taterniczki są świetną propozycją nie tyle dla miłośników wspinaczki, co dla osób zain­tere­sowa­nych­ tematyką feministyczną. Jeśli macie wokół siebie takich czytelników, to książka Agaty Komosy-Styczeń będzie dla nich idealnym prezentem. To lektura ważna, wzruszająca. Głęboko podziwiam każdą z przedstawionych bohaterek, mając nadzieję, że nigdy nie będą się bały mówić głośno tego, co myślą. Z przyjemnością sięgnę też po kolejne publikacje autorki. Liczę, iż już wkrótce usłyszymy o nowym tytule, a poprzeczkę powiesiła sobie naprawdę wysoko!
  • [awatar]
    majuskula
    Książki Nory Roberts wielu mogą wydać się banalne. Są skonstruowane w prosty sposób, często domyślamy się rozwoju wydarzeń, ale równocześnie lektura naprawdę nie nudzi. Jak to możliwe? Prędko wyjaśniam — mamy do czynienia z powieściami lekkimi, jednak uroczymi. Wspominałam o tym przy okazji recenzji poprzednich tomów, aczkolwiek chętnie powtórzę, że prawie wszyscy miewają chwile, gdy potrzebuje odpoczynku od pozycji ciężkich, wymagających dużej dawki skupienia. A seria opowiadająca o losach sióstr Calhoun poprawia mi humor. Owszem, od premiery każdej z części minęło już ładnych parę lat, więc niektóre motywy bywają przestarzałe, chociaż ja podchodzę do tego sentymentalnie. Czego absolutnie się nie wstydzę! Dzisiaj zwróćmy uwagę na tomy czwarty i piąty. Oceniam je wspólnie, ponieważ, moim zdaniem, są na równie dobrym poziomie, chyba najlepszym z dotychczasowych. I tym samym, niestety, kończymy przygodę z rodziną Calhoun… • Suzanna nie miała łatwego życia. Przeszła przez wyniszczające małżeństwo, straszny rozwód i koniecznie chce wrócić do względnej normalności. To fantastyczna kobieta, zasługująca na wszystko, co najlepsze. Bardzo polubiłam tę postać, licząc, że odnajdzie prawdziwą miłość. Jej relacja z Holtem wydała mi się słodka — znajomi sprzed wielu lat, poznający się na nowo, jako dorośli ludzie. Nie zapominajmy o mojej ukochanej historii Bianki i Christiana, będącej osią całej serii! Holt jest wnukiem Christiana, więc opowieść zatacza koło… Szorstki eks-policjant z troskliwą matką dwójki dzieci? Cóż, duet klasyczny, lecz idealny! Szybko zaczęłam kibicować ich romansowi, rozwijającemu się w środku szalonych zdarzeń. • Natomiast główna postać kobieca „Pomyślnych wiatrów” wprowadza nas w pewien rodzaj epilogu. Megan to siostra Sloana, czyli męża Amandy Calhoun. A na dodatek, nasza bohaterka oraz Savannah Calhoun mają dzieci z tym samym mężczyzną. Uff! Nadążacie? Takim sposobem Meg wchodzi do rodziny, a my możemy obserwować jej rosnące zainteresowanie przyjacielem i biznesowym partnerem Holta, Nathanielem. Oczywiście, następuje gra pozorów, aż do radosnego finału, który z łatwością da się przewidzieć. To relacja jest raczej mało skomplikowana, acz zdecydowanie ciekawa w odbiorze. • Moje serce zostało absolutnie podbite przez uchylenie rąbka dalszych losów bohaterów poprzednich części. Miło było znowu ich odwiedzić, sprawdzić, jak układają się ich związki, jak wielką rodzinę razem stworzyli. Tak to już jest, że przyzwyczajamy się do lubianych przez siebie postaci, niczym do starych przyjaciół. Ostatecznie wygrywa lojalność wobec bliskich, może też trochę patetyczne stwierdzenie, iż „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Ten ostatni tom serii był bardziej romansem niż tajemnicą, znamy sekret Bianki, historia Meg to przede wszystkim klamra spinająca każdą z opowieści. Teraz mogę odłożyć książkę w spokoju, moja ciekawość została w pełni zaspokojona! • Słówkiem podsumowania, z familią Calhoun spędziłam sporo radosnych chwil. To lektury nieco ckliwe, ale zwyczajnie fajne, wciągające, nawet trudno mi znaleźć jakieś konkretne wady. Powieści Nory Roberts są literaturą, na której ewentualne minusy troszkę przymyka się oko, ponieważ bohaterowie skutecznie wzbudzają w odbiorcy sympatię. Polecam wszystkim osobom szukających książek niezbyt rozbudowanych, a sprawiających, że czas szybko nam leci. A Roberts to autorka z niesamowitą ilością weny — w końcu stworzyła ponad dwieście fabuł! Więc zapewne jeszcze się spotkamy…
  • [awatar]
    majuskula
    Książki Nory Roberts wielu mogą wydać się banalne. Są skonstruowane w prosty sposób, często domyślamy się rozwoju wydarzeń, ale równocześnie lektura naprawdę nie nudzi. Jak to możliwe? Prędko wyjaśniam — mamy do czynienia z powieściami lekkimi, jednak uroczymi. Wspominałam o tym przy okazji recenzji poprzednich tomów, aczkolwiek chętnie powtórzę, że prawie wszyscy miewają chwile, gdy potrzebuje odpoczynku od pozycji ciężkich, wymagających dużej dawki skupienia. A seria opowiadająca o losach sióstr Calhoun poprawia mi humor. Owszem, od premiery każdej z części minęło już ładnych parę lat, więc niektóre motywy bywają przestarzałe, chociaż ja podchodzę do tego sentymentalnie. Czego absolutnie się nie wstydzę! Dzisiaj zwróćmy uwagę na tomy czwarty i piąty. Oceniam je wspólnie, ponieważ, moim zdaniem, są na równie dobrym poziomie, chyba najlepszym z dotychczasowych. I tym samym, niestety, kończymy przygodę z rodziną Calhoun… • Suzanna nie miała łatwego życia. Przeszła przez wyniszczające małżeństwo, straszny rozwód i koniecznie chce wrócić do względnej normalności. To fantastyczna kobieta, zasługująca na wszystko, co najlepsze. Bardzo polubiłam tę postać, licząc, że odnajdzie prawdziwą miłość. Jej relacja z Holtem wydała mi się słodka — znajomi sprzed wielu lat, poznający się na nowo, jako dorośli ludzie. Nie zapominajmy o mojej ukochanej historii Bianki i Christiana, będącej osią całej serii! Holt jest wnukiem Christiana, więc opowieść zatacza koło… Szorstki eks-policjant z troskliwą matką dwójki dzieci? Cóż, duet klasyczny, lecz idealny! Szybko zaczęłam kibicować ich romansowi, rozwijającemu się w środku szalonych zdarzeń. • Natomiast główna postać kobieca „Pomyślnych wiatrów” wprowadza nas w pewien rodzaj epilogu. Megan to siostra Sloana, czyli męża Amandy Calhoun. A na dodatek, nasza bohaterka oraz Savannah Calhoun mają dzieci z tym samym mężczyzną. Uff! Nadążacie? Takim sposobem Meg wchodzi do rodziny, a my możemy obserwować jej rosnące zainteresowanie przyjacielem i biznesowym partnerem Holta, Nathanielem. Oczywiście, następuje gra pozorów, aż do radosnego finału, który z łatwością da się przewidzieć. To relacja jest raczej mało skomplikowana, acz zdecydowanie ciekawa w odbiorze. • Moje serce zostało absolutnie podbite przez uchylenie rąbka dalszych losów bohaterów poprzednich części. Miło było znowu ich odwiedzić, sprawdzić, jak układają się ich związki, jak wielką rodzinę razem stworzyli. Tak to już jest, że przyzwyczajamy się do lubianych przez siebie postaci, niczym do starych przyjaciół. Ostatecznie wygrywa lojalność wobec bliskich, może też trochę patetyczne stwierdzenie, iż „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Ten ostatni tom serii był bardziej romansem niż tajemnicą, znamy sekret Bianki, historia Meg to przede wszystkim klamra spinająca każdą z opowieści. Teraz mogę odłożyć książkę w spokoju, moja ciekawość została w pełni zaspokojona! • Słówkiem podsumowania, z familią Calhoun spędziłam sporo radosnych chwil. To lektury nieco ckliwe, ale zwyczajnie fajne, wciągające, nawet trudno mi znaleźć jakieś konkretne wady. Powieści Nory Roberts są literaturą, na której ewentualne minusy troszkę przymyka się oko, ponieważ bohaterowie skutecznie wzbudzają w odbiorcy sympatię. Polecam wszystkim osobom szukających książek niezbyt rozbudowanych, a sprawiających, że czas szybko nam leci. A Roberts to autorka z niesamowitą ilością weny — w końcu stworzyła ponad dwieście fabuł! Więc zapewne jeszcze się spotkamy…
Ostatnio ocenione
1 2 3 4
  • Lulla La Paloma
    Szwan, Andrzej
  • Anne ze Złotych Iskier
    Montgomery, Lucy Maud
  • Pamiętnikarze
    Siegal, Nina
  • Priscilla
    Presley, Priscilla
  • Żuan Don
    Wilczek-Krupa, Maria
  • Kochany Święty Mikołaju
    Macomber, Debbie
CheshireCat

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo