Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
„Przebudzenie” jest drugim tomem trylogii o Jarku i Monice. Część pierwszą, „Łatwopalnych”, czytałam w zeszłym roku (tak, wiem nie jestem na czasie) i od razu wiedziałam, że tom drugi wpadnie w moje łapki szybciej niż mi się zdaje. Link do recenzji części pierwszej TUTAJ. • Tak naprawdę, to nie spodziewałam się, że „Przebudzenie” okaże się lepsze od poprzedniej części. Byłam tak zachwycona tomem pierwszym, że pomyślałam, że w kolejnym tomie nie będzie aż tak dużych fajerwerków. No może nie do końca, bo znając autorkę nawet przez myśl mi nie przeszło, że któraś z części będzie słabsza, ale po zwrocie akcji w tomie pierwszym, nie mogłam się doczekać aż przeczytam kolejny. Nie zawiodłam się i tym razem. • Po niezbyt przyjemnych okolicznościach, z jakimi mieliśmy do czynienia na końcu „Łatwopalnych” tom I, już na samym początku drugiej części możemy odetchnąć z ulgą. Autorka zafundowała nam wiele emocji. Aż się same usta śmieją, kiedy widzimy jak bardzo nasi zakochani są szczęśliwi, okazują sobie uczucia, kochają się czystą, prawdziwą miłością. Sielanka trwa, ale pewne okoliczności sprawiają, że pojawia się niebezpieczeństwo. Absolutnie nie zdradzę co, gdzie i jak, ale uwierzcie mi, słowo szczęście nie będzie idealnie pasowało do sytuacji. • Oprócz kontynuacji historii Jarka i Moniki, w „Przebudzeniu” autorka dała nam szansę poznać bliżej innych bohaterów, Sylwię, Berniego oraz Grześka. Strasznie podobało mi się to, w jaki sposób opisane były perypetie każdej z tych osób i bardzo mnie cieszy fakt, że miałam właśnie okazję dowiedzieć się więcej o każdej postaci.
-
Mam wrażenie, że po kolejnej z rzędu recenzji książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, ludzie pomyślą, że nie mam innych książek lub że tylko jedna pisarka istnieje na świecie. Otóż drogi czytelniku, jeśli czytałeś mój wpis z Lipca (link tutaj), w którym zadaję pytania ulubieńcom, powinieneś wiedzieć, że książki tej autorki biorę w ciemno. I tak się akurat złożyło, że po skończeniu jednej książki Pani Agnieszki w moje rączki wpadła jej najnowsza powieść pt. „Wszystko wina kota”. Matko, jak ja czekałam na tę książkę! Komedia z nutą obyczaju i romansu to jest to, co lubię. • Fabuła • Akcja powieści dzieje się we Wrocławiu. Poznajemy w książce kilka naprawdę sympatycznych osób. Główną bohaterką jest bestsellerowa pisarka o pseudonimie Róża Mak, za którą kryje się Lidia Makowska, trzydziestopięcioletnia kobieta z burzą loków na głowie i masą pomysłów na nowe historie. Książka głównie opiera się na temacie ujawnienia się Lidki przed światem, jako że od samego początku kobieta pisze swoje książki pod pseudonimem. Jej agentka, a zarazem przyjaciółka Karolina, naciska na nią od pewnego czasu na wielkie „come out” z pompą, na co Lidka niekoniecznie chce przystać. Obiecuje kobiecie, że się nad tym zastanowi, ale tak naprawdę tylko przeciąga temat, mając nadzieję, że ta odpuści. • Bohaterowie • Lidka ma trzy przyjaciółki, bez których jej życie nie miałoby sensu. Są bardzo ze sobą zżyte i dzielą się każdą nowiną. Karolina jest jedną z przyjaciółek pisarki, a zarazem jej agentką. Kolejną postacią, którą poznajemy, jest Tatiana, poważna pani dyrektor dużej firmy, singielka od wielu lat. Trzecią przyjaciółką Lidki jest Anetka, idealna żona i matka dwójki dzieci. Popełniłabym błąd, nie wspominając o sąsiedzie Lidki, Jeremim, który otrzymał od niej przezwisko amerykański surfer. Mężczyzna jest bardzo przystojny i jak sama nazwa wskazuje, przypomina rozgrzanego słońcem aktora filmowego, szalejącego po falach. Za każdym razem, kiedy facet pojawia się na ganku swojego domu, kobieta nie może spuścić z niego wzroku. Jako że tytuł książki to „wszystko wina kota”, grzechem byłoby nie wspomnieć, że tytułowy kot nosi imię James. Rudy sierściuch nieźle namiesza w życiu Lidki. • Kilka słów o książce • Komedia omyłek-tak opisana była książka. Lubię ten gatunek, a zważywszy na to, że napisany przez ulubionego autora przyciągnął mnie jeszcze bardziej. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie pomysł na podzielenie rozdziałów książki, gdzie każdy z bohaterów miał szansę opowiedzieć nam trochę o swoim życiu i mogliśmy wejść do głowy każdego z nich, żeby przekonać się, o czym myślą i co czują. Muszę stwierdzić, że historia jaką stworzyła autorka była trochę zbyt przewidywalna. Praktycznie od samego początku wiedziałam jak zakończy się spotkanie Lidki i znanego blogera, Jacka Sparrowa. Nie byłam zawiedziona, ale oczekiwałam, że Pani Agnieszka wyprowadzi nas odrobinę w maliny, kręcąc tu i tam. Tak się nie stało. Ogólnie powieść oceniam bardzo pozytywnie, chociaż trochę zabrakło mi tego poczucia humoru, a miała być to komedia. Szczerze mówiąc nie śmiałam się w niebo głosy, ale pojawiały się momenty kiedy uśmiech zawitał na moich ustach. Powieść w pewnych momentach smuciła mnie, kiedy czytałam o problemach kobiet, które na przemian były narratorkami. Nie jest to do końca tylko komedia, jako że mamy do czynienia z bolesnymi przeżyciami bohaterów, ale książka z pewnością nie rozczaruje czytelnika. Chyba nie uwierzę, że komuś kto lubi twórczość Pani Agnieszki oraz tego typu historie, nie spodoba się ta lektura. Książka jest jak najbardziej godna uwagi i gorąco zachęcam do zapoznania się z nią.
-
Książki historyczne nigdy nie były ani nadal nie są moją mocną stroną, nigdy nie interesowałam się historią i zawsze wydawała mi się ona nudna. Kiedy otrzymałam książkę pt. „Brzydka Królowa” Victorii Gische do recenzji, zastanawiałam się jak, ją odbiorę i czy mi się spodoba. Podeszłam do lektury dość sceptycznie, nie oczekiwałam po niej zbyt wiele. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, kiedy po kilku stronach historia mnie wciągnęła. Powieść nie jest banalna, nie jest romansidłem ani kryminałem, które miałam w zwyczaju czytać, a urzekła mnie jak mało która. Tego zdecydowanie się nie spodziewałam. • Elżbieta wraz z rodzeństwem zostaje oddana pod opiekę stryjowi, po tym, jak traci oboje rodziców. Ciężki był to człowiek do życia, oszczędzał na wszystkim i nigdy nie okazywał uczuć. Dzieci nie miały kolorowego dzieciństwa w jego domu. Ciągle zamknięte w zimnie, notorycznie głodne, cierpiały swe męki. Elżbieta jako młoda dziewczyna marzyła w ciemnych murach o lepszej przyszłości. Nie grzeszyła urodą, co w tamtych czasach było dość ważne, jeśli chciało się wyjść za mąż. Wiedziała, że nie ma zbyt wielkich szans na poślubienie kogokolwiek, ale zawsze marzyła o wspaniałym mężu i gromadce dzieci. Los w końcu niespodziewanie uśmiecha się do kobiety i zsyła na nią urodziwego mężczyznę, który dodatkowo jest księciem. Zakochani biorą ślub i Elżbieta zostaje królową, Kazimierz zaś królem. • W książce przewijają się fragmenty prawdziwych zdarzeń z tymi specjalnie ubarwionymi na potrzeby powieści. Lektura jest niezwykle realna oraz lekka w czytaniu. Mimo że pierwszy raz miałam w rękach powieść historyczną i czytałam o książętach, dwórkach oraz królach, nie znudziła mnie ona, jak to myślałam na początku. Historia Elżbiety Rakuszanki – żony Kazimierza Jagiellończyka, jest naprawdę ciekawa. Książka przybliża nam wizję tamtych czasów, wyobraźnia działała w mojej głowie niezwykle mocno. Język powieści jest bardzo prosty, wręcz miałam wrażenie, że czytam najprościej napisaną książkę dla dzieci, a nie lekturę historyczną, co spowodowało, że każdą stronę przewracałam bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, książka była skończona. Bardzo lubię, kiedy w książkach narratorem jest trzecia osoba i tutaj także to dostałam. Wygodniej mi się czyta, kiedy widzę obrazy z perspektywy obserwatora. • „Brzydka królowa” nie jest lekturą dla każdego. Jak już wcześniej wspomniałam, spodziewałam się, że książka mnie znudzi, że będzie się ciągła w nieskończoność ze względu na tematykę. Tak się nie stało i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Nie ma chyba nic gorszego niż lektura, która nie spełnia naszych kryteriów czytelniczych i ciężko jest przez nią przebrnąć. Victoria Gische stworzyła naprawdę ciekawą historię. Wzrusza czytelnika, pokazuje poprzez szczegółowe opisy detali, że świat i życie w tamtych czasach nie było usłane różami. Uświadamia nam, że nie trzeba być pięknym na zewnątrz, aby być pięknym w środku i oczarować głowę pastwa. Inteligencja Elżbiety i jej zdeterminowany charakter doprowadziły ją daleko i mimo braku urody, zyskała szacunek podwładnych i stała się ważną postacią w tamtych czasach. • Książka jest naprawdę warta uwagi, a osoby lubujące się w tego typu tematyce pokochają tę historię. Szczerze polecam każdemu.
-
„Sekretna kolacja" jest drugą powieścią Montes'a, wydaną na naszym rynku. Opowiada historię o czterech młodych i ambitnych chłopakach, którzy chcieli wyrwać się z małomiasteczkowej społeczności i spróbować swoich sił w wielkim mieście, pójść na dobre studia i się usamodzielnić. Wynajmują ekskluzywne mieszkanie w dzielnicy Copacabana w Rio de Janeiro, życie dla nich dopiero się zaczyna. Tak im się przynajmniej wydaje. Sielanka trwa do momentu, kiedy właściciel mieszkania pojawia się, niespodziewanie oznajmiając, że mają się wynieść w ciągu dwóch tygodni, bo zalegają z zapłatą czynszu za dłuższy okres. Zszokowani chłopcy, nie mają pojęcia co zrobić. Większość z nich ciężko pracuje, wiążąc koniec z końcem, płacąc rachunki i próbując utrzymać się w drogim mieście. Muszą coś szybko wymyślić, żeby zdobyć pieniądze. Powrót do domu i przyznanie się do porażki nie wchodzi w grę. Oznaczałoby to, że przegrali. Podczas rozmowy, od słowa do słowa, pojawia się pewien pomysł, który na zawsze odmieni życie całej czwórki. Organizują nietypową kolację, na której podane będzie mięso mewy, za którą ludzie na bardzo wysokich stanowiskach są skłonni zapłacić grube pieniądze. Po takiej jednej kolacji ich dług u właściciela mieszkania będzie spłacony. Czy ich biznes zakończy się po tej jednej jedynej kolacji? Można się łatwo domyślić, że zarobienie szybkich pieniędzy jest przyjemne i nie będzie łatwo się z tym rozstać. • Moje przemyślenia • „Sekretna kolacja" jest jednym z lepszych thrillerów, które ostatnio przeczytałam, mimo że było kilka rzeczy, które mi się nie podobały. Montes miał rewelacyjny pomysł na fabułę, bardzo oryginalny. Narratorem całej powieści jest Dante – chłopak skończył studia w kierunku księgowości, ale przez kryzys, jaki panował w Brazylii oraz brak doświadczenia, nie wiodło mu się dobrze i chcąc nie chcąc zatrudnił się w księgarni. Muszę stwierdzić, że go trochę polubiłam na początku. Był cichy, nieco zagubiony, ale wydawało mi się, że ma najwięcej oleju w głowie z tego całego grona. • Książka jest mocna, szczegółowe opisy przygotowywania kolacji i każdego dania są dopracowane prawie na sto procent. Szczerze, bywały momenty, kiedy miałam ochotę odłożyć lekturę, bo tych detali było za wiele, ale z drugiej strony bardzo chciałam dowiedzieć się, co będzie dalej. Książka wciągnęła mnie totalnie, chciałam ją skończyć i zarazem nie chciałam. Co mnie odrobinę rozczarowało to to, że podejrzewałam, kto stoi za tym całym biznesem praktycznie od samego początku. Z czytaniem kolejnych stron poznawałam każdego bohatera coraz to lepiej i wyrobiłam sobie już pewne zdanie na jego temat. Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji na końcu książki. Naprawdę rewelacyjne zakończenie i powiem szczerze, że po przeczytaniu ostatniej strony, miałam nadzieję, że będzie kontynuacja tej historii, bo moim zdaniem ten wątek miałby potencjał, żeby go bardziej rozwinąć. Może się doczekamy, kto wie? • Podsumowanie • Ogółem książka ta nie nadaje się dla osób o słabszych nerwach lub takich, które mają słabe żołądki. Słynna żółta piła mechaniczna, która brała czynny udział w przygotowywaniu potraw, śniła mi się po nocach. Wykwintne dania, jakie pojawiały się na stołach, mogłyby konkurować z tymi, jakie widujemy w programach typu Master Chef, gdyby nie jedno – rodzaj mięsa. Chyba już każdy wie, co mam na myśli. „Sekretna kolacja” zapadnie mi w pamięci na dłużej. To bardziej niż pewne. Z początku, kiedy przeczytałam kilka recenzji tej książki, pomyślałam, że będzie to coś w typie Hannibala Lectera, którego historie bardzo lubię, bo budzą grozę i są zagadkowe, ale ta różni się od nich, co wcale mnie nie zasmuciło. Jest to coś nowego, innego, w jakiś sposób mroczniejszego, co tylko dodaje tego dreszczyku emocji. A emocji w tej książce nie brakuje – to pewne. Ta historia pokazuje czytelnikowi, że jedna zła decyzja może doprowadzić do tragedii i zmienić życie o 360 stopni. W tym przypadku decyzja podjęta przez bohaterów zamieniła ich życia w dramat, ale jaki konkretnie, tego musicie się przekonać sami, sięgając po tę książkę. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić wszystkich do tej lektury. Osoby lubiące lekki dreszczyk będą usatysfakcjonowane.
-
Beata Majewska na swoim koncie ma już kilka powieści, lecz to było moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Musiałam sprawdzić, o co ten cały szum związany z jej książkami. „Konkurs a żonę” przyciągnął moją uwagę głównie okładką, która jest przepiękna. Czy wnętrze książki jest tak samo dobre, jak okładka? Zaraz Wam o tym opowiem. • Hugo Hajdukiewicz jest trzydziestoletnim mężczyzną, który pod presją czasu szuka żony, aby odziedziczyć spadek po zmarłym wuju. Kilka kancelarii, ekskluzywne mieszkanie i nowiutki samochód są na pierwszym miejscu i Hugo zrobi wszystko, żeby to osiągnąć. Wraz z przyjacielem organizuje konkurs na jednym z uniwersytetów, gdzie nagrodą jest pokaźna kwota pieniężna, lecz to tylko przykrywka, bo nagrodą główną jest zupełnie coś innego. Konkurs wygrywa młodziutka Łucja Maśnik, szara myszka nieurzekająca swoim wyglądem, ponieważ mimo wspaniałej urody, jej strój nie zachęca do dalszych działań. Mężczyźnie to jednak nie przeszkadza i zaprasza Łucję na kolację. Tutaj zaczyna się pogoń za króliczkiem. Plan „konkurs na żonę” właśnie został oficjalnie rozpoczęty. • Beata Majewska oczarowała mnie historią, jaką stworzyła. Jest to z jednej strony lekka powieść o brzydkim kaczątku, typu Pretty Woman, ale z drugiej strony ukazuje życie zwykłych ludzi, którzy borykają się z demonami przeszłości. Łucja straciła oboje rodziców, będąc dzieckiem, wychowywała ją babcia oraz ciotki mieszkające w okolicy. Miłość babci i wnuczki mogłabym porównać do siebie i swojej babci, która była moją przyjaciółką, powiernicą tajemnic i wspaniałą kobietą. Moje serce rosło, kiedy na kolejnych kartach książki czytałam o uczuciach, jakimi obdarowywały się kobiety na wzajem. Bardzo silna więź, której nic nie jest straszne. Z drugiej strony Hugo, który po wielu latach spotyka osobę, której tak naprawdę nie chciał nigdy poznać i jego ból związany z tym spotkaniem. Wszystkie te sytuacje zawarte w książce poruszyły mnie bardzo i wcale się tego nie spodziewałam. Nie spodziewałam się historii, która aż tak poruszy serducho. W sumie to nie wiem, czego się spodziewałam. • Pamiętam, że kiedyś oglądałam polski film pt. „Nie kłam kochanie” z Piotrem Adamczykiem i Martą Żmudą-Trzebiatowską, gdzie fabuła filmu była bardzo zbliżona do fabuły książki pani Beaty. Po skończeniu książki od razu przypomniał mi się tamten film. Bardzo mile go wspominam. • Oprócz wątku głównego, jakim jest relacja Hugo i Łucji, w książce nie brakuje humoru i zabawnych sytuacji. • – Panienka przymierzy, to tegoroczny hit. – Sprzedawca podał komplet. • Łucja stanęła przed niewielkim lustrem, założyła czapkę, owinęła się szalikiem i tak ubrana odwróciła się w stronę obu mężczyzn. • – I jak? wyglądam jak misia Pysia – zaczęła śmiać się jak szalona. • – Mysia pisia? – przekręcił pan Leszek, powodując wybuch powszechnej wesołości wśród wszystkich klientek, a nawet klientów, czyli Hajdukiewicza i młodego chłopaka, który stał obok i mierzył grubą uszatkę. • – Misia Pysia. – Łucja ledwie była w stanie sprostować, tak się śmiała. – To postać z Troskliwych misiów, takiej bajki dla dzieci. • – Przepraszam panienkę, bo ja jestem ten, jak to mówią, „dysk-lektyk” – wytłumaczył sprzedawca. – Dysk mi wypadł i noszą mnie w lektyce. – Puścił do niej oczko. • Książka „Konkurs na żonę” nie jest typową słodką historią o Kopciuszku, nie ukazuje tylko problemów miłosnych, z jakimi borykają się bohaterowie. Opowieść, jaką stworzyła autorka, ma drugie dno. Pokazuje, że mimo ubóstwa, ludzie wzajemną miłością potrafią przezwyciężyć zło. Pokazuje, że nawet najtwardsze serce można rozgrzać miłością do drugiej osoby. Strzała amora potrafi trafić naprawdę głęboko i to, że ktoś z pozoru liczy na zyski materialne, a nie na prawdziwe uczucie, to tylko złudzenie. Miłość przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie naszego życia i wywraca wszystko do góry nogami. Hugo, wprowadzając w życie swój plan, nie spodziewał się, że dzięki temu konkursowi pozna miłość swojego życia. Nie wiedział co w tej sytuacji zrobić, nie wiedział, jaka jest instrukcja obsługi, bo schematy, które znał do tej pory, okazały się niczym. Uczył się od początku jak postępować z Łucją, jak ją zadowolić, jak ją kochać i jej to okazać. Sprawy przybrały trochę inny obrót, kiedy prawda wyszła na jaw i jestem naprawdę ciekawa kolejnej części tej historii, czyli „Biletu do szczęścia”, który już czeka na półce. • Książkę przeczytałam w dwa dni. Chciałam ją skończyć i nie chciałam. Tak zazwyczaj się dzieje, kiedy mam w ręku ciekawą historię i bardzo pragnę dowiedzieć się, jak zakończy się miłosna opowieść. Faktem jest, że autorka stworzyła główną bohaterkę jako młodziutką, trochę głupiutką i naiwną dziewczynę, która miejscami bardzo mnie irytowała, chociażby tym, jak reagowała w pewnych sytuacjach, ale mimo tych wad bardzo ją polubiłam. • Nie mogę doczekać się kontynuacji, mam nadzieję, że nie zawiodę się zakończeniem. Ze szczerego serca mogę polecić tę książkę wszystkim.