Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Oni wszyscy byli tylko aktorami grającymi w szkole swoje role. Rolę handlarza narkotykami. Rolę grzecznej dziewczynki. A on? On też grał tylko jakąś rolę... Ale niektóre role były bardziej niebezpieczne. • Po opisie wydawcy spodziewałam się historii dla młodzieży z lekką nutą kryminału. Opis mówi: „ABEL TANNATEK, outsider, wagarowicz, handlarz narkotykami. Mimo to Anna zakochuje się w nim do szaleństwa, gdyż wie, że Abel ma jeszcze inne oblicze: łagodnego, smutnego baśniarza, opiekującego się młodszą siostrą." Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl to, że jest to typowy schemat romansu w książkach Young Adult, gdzie ona to dobra dziewczyna, pilna uczennica i cicha, szara myszka, a on rozbójnik, ten zły chłopak, o którym marzą dziewczyny w szkole. Jakże bardzo mylne skojarzenie. Historia ta tylko tak z pozoru wygląda, bo wnętrze książki kryje całkiem coś innego. • Wszystko zaczyna się od znalezienia szmacianej lalki w klasie szkolnej. Anna podnosi ją, odwraca się i nie wie, że od tej chwili jej życie zmieni się całkowicie. Naprzeciw niej stoi Abel Tannatek nazywany przez wszystkich polskim handlarzem pasmanterią, którego wszyscy unikają, chyba że mają do niego sprawę związaną z towarem. Anna, tegoroczna maturzystka, pochodzi z dobrego domu, ma kochających rodziców, dom z niebieskim powietrzem, w którym wszystko jest pięknie poukładane i sterylne, uwielbia grę na flecie i wdychanie morskiego powietrza. Abel ma swój świat, w którym ze słuchawek starego walkmana słychać biały szum. Handluje narkotykami, nie chodzi na zajęcia, a kiedy już się na nich pojawia, to większość przesypia. Nie obchodzi go nic poza jednym - Michi, jego młodszą siostrą, którą opiekuje się pod nieobecność ich matki. • Było bardzo cicho. I nagle poczuła strach. Kurczowo objęła lalkę. On odchrząknął i powiedział coś, czego się nie spodziewała: • Trzymaj ją ostrożnie. • Co? - spytała ze zdumieniem. • Za mocno ją trzymasz. Trzymaj ją ostrożnie ... - To ja ją zgubiłem. Rozumiesz? • Anna żyje w mydlanej bańce, nie wie co się dzieje wokół niej, a może po prostu nie chce tego wiedzieć. Różni się bardzo od swoich rówieśników; nie pali, nie pije alkoholu, nigdy nie miała chłopaka. Ma wielkie plany związane ze swoją nauką i przyszłością, jako jedyna będzie zdawała muzykę na maturze i po studiach wyjedzie do Anglii. Abel natomiast jest jej kompletnym przeciwieństwem. Żyje z dnia na dzień, codziennie widziany na szkolnym podwórku obok stojaków na rowery, skręca swojego papierosa i czeka na klientów. Jego jedynym planem na przyszłość jest zapewnienie swojej siostrze w miarę dobrych warunków do dorastania. Kiedy drogi obojga się stykają, to jakby spotkały się dwa różne żywioły. • Anna jest tak zaintrygowana chłopakiem, że postanawia poznać go lepiej. Nie udaje się jej to od razu, bo chłopak zachowuje dystans i nie pozwala nikomu się zbliżyć. Pewnego dnia, kiedy Anna podąża za nim po zajęciach szkolnych, jej oczom ukazuje się kompletnie inny obraz, kompletnie inny człowiek. Widzi chłopaka, który wiruje w kółko z dziewczynką na rękach. Widzi chłopaka, który śmieje się i jest szczęśliwy. Widzi dziewczynkę w różowej kurteczce, kurczowo trzymającej za rękę tego szczęśliwego chłopaka. Baśniarza. Ta chwila, podczas której obserwuje przez moment scenę jak ze snu, zmienia jej nastawienie do Abla. W tej chwili Anna odkrywa inną stronę chłopaka, mięknie jej serce i zrobi wszystko, aby go poznać lepiej, musi się dowiedzieć, kim tak naprawdę jest Abel Tannatek. • Bardzo ciężko było mi napisać, co tak naprawdę myślę o tej książce, bo wywołała we mnie sprzeczne emocje. Po pierwsze, nie spodziewałam się tego typu historii, a po drugie tej książki pewnie nigdy nie zapomnę. • To, co tam się stało... nie wiem co napisać! Czuję, że nie czuję nic. • „Baśniarz" z pewnością nie jest historią, o jakiej myślicie, czytając opis wydawcy. Nie zaliczyłabym go także tylko do powieści dla młodzieży, bo miesza w sobie kilka gatunków. Wiem natomiast, że nie mogłam się od niej oderwać, zwłaszcza w drugiej połowie książki. Smutek towarzyszący tej książce udzielił się także mnie. Czytając, czułam całą sobą ten gorzki smak historii. Nie wiem jak, ale autorce udało się mnie rozłożyć na łopatki, wymemłała mnie i wypluła, jak gumę do żucia. Przez ostatnie 50 stron nie mogłam odłożyć książki, bo koniecznie już teraz, w tym momencie, chciałam się dowiedzieć, co będzie na końcu i jak skończy się ta baśń. Miewałam chwile, kiedy się uśmiechałam, ale większość książki jest bardzo smutna, wręcz depresyjna, przez co klimat był bardzo mroczny. Baśń opowiadana przez Abla zawierała opisy osób i zdarzeń z prawdziwego życia, każdy miał swoje miejsce i swoje role do odegrania. • (...) To cudowna historia. Skąd ty bierzesz te wszystkie słowa? Te wszystkie obrazy? • Z prawdziwego życia - odparł. - Oprócz niego nic więcej się nie ma... • Masz rację. Oprócz tego nic więcej się nie ma...
-
Świat szpitalnych romansów, miłości i nienawiści, nuta dramatu i współczucia, trudnych decyzji i ciągłego strachu, ucieczka przed samym sobą – takich słów bym użyła, opisując książkę Grety Gulsen, gdyby ktoś mnie zapytał, o czym jest. Trudno mi wybrać jednoznaczne określenie, bo książka zawiera wiele wątków, mimo niedużego rozmiaru. • Laura Chojnicka, wychowanka domu dziecka, borykająca się z demonami przeszłości, rozpoczyna staż w jednym z sopockich szpitali. Bardzo ładna dziewczyna już od początku zyskuje kilku adoratorów, co w rezultacie przysparza jej wielu kłopotów. Zaprzyjaźnia się z kilkoma osobami z pracy, a pewnego dnia poznaje mężczyznę na którego widok, jej serce zaczyna bić szybciej. • Fabuła • Książka podzielona jest na 3 części, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Zaczynając czytać, zastanawiałam się, gdzie autorka skończy jedną część zanim zacznie kolejną. • Pierwsza część to przeszłość, rok 2000. Dowiadujemy się w niej, jak Laura i kilkoro znajomych ze szpitala, radzą sobie w nowych rolach, mając do czynienia codziennie z czymś innym. Mnóstwo postaci i imion, dosyć niepopularnych i jeśli ktoś, tak jak ja ma problem z zapamiętywaniem imion, zwyczajnie nada im swoje. Poznajemy Konstancję i jej brata Kostka, Nikodema, profesora Wolińskiego i kilku innych. Moim zdaniem troszkę zbyt wiele osób, nie były one do końca potrzebne, nie wniosły także niczego dobrego lub złego do całości historii. Szybko o nich zapomniałam. Obserwujemy Laurę, kiedy poznaje przystojnego Włocha Federico i w końcu zakochuje się w nim. Zwodząc go kilka tygodni, ulega mu i po wspólnie spędzonej nocy on się ulatnia. Laura zostaje ze złamanym sercem. Ale czy tylko z tym? • Część druga to teraźniejszość, rok 2006. Laura przenosi się do innego miasta, zaczyna poniekąd nowe życie, odnajduje osobę, której nie widziała wiele lat, osobę, z którą jest spokrewniona. Cieszy się, ale także smuci, bo życie również nie rozpieszczało krewnego. Oprócz spotkania tych dwojga, drogi Laury ponownie splatają się z drogami Wolińskiego, którego poznajemy w części pierwszej. Jako że Laura jeszcze podczas stażu miała słabość do profesora, teraz kiedy jest dorosłą kobietą, ich relacje stają się śmielsze i bliższe. • Część trzecia to przyszłość, rok 2016. Nie ma tutaj mowy o Laurze ani Wolińskim. Jak gdyby zapadli się pod ziemię. Cała ta część opiera się na kardiochirurgu Gustawie i jego pacjentce. Moim zdaniem najgorzej wyszła ta część. Nie zaciekawiła mnie wcale. • O książce • Szczerze powiedziawszy, nużyła mnie ta książka. Nie była nudna, w żadnym wypadku, ale czasami opisy sytuacji, dialogi, zwyczajnie się dłużyły, nie widzę potrzeby przeciągania jakiegoś tematu na siłę. Miałam wrażenie, że prowadzenie ich było wymuszone. Bohaterowie – było ich bardzo dużo, nie zapamiętałam większości imion oraz nazwisk. Dodatkowo autorka użyła mało popularnych imion, co w rezultacie pogorszyło moją sytuację z zapamiętaniem ich. Język autorki uważam, był niezwykle płynny, czysty, miałam wrażenie, że czytam książkę autorki z innej epoki. Greta Gulsen w naprawdę świetny sposób dobiera słowa, samo to przyciąga do sięgnięcia po tę książkę. Opisy szpitalnych zabiegów, operacji – czułam się tak, jakbym naprawdę miała to wszystko przed sobą, jak w jakimś filmie. Widać, że Pani Gulsen wie, o czym pisze i doskonale zna się na rzeczy. • Z rzeczy, które mi się nie podobały, muszę wspomnieć o wplataniu do książki tematu religii. Jako że jestem chrześcijanką i wierzę w Boga, troszkę nie spodobało mi się to, jak autorka używając do tego Laury, wyraża się o Bogu i religii. Uważam to za niepotrzebne, jednak z drugiej strony rozumiem pobudki Pani Grety do poruszenia tego wątku w książce. Różni ludzie, różne zdania i opinie, różne religie, różne wiary. To tylko takie moje spostrzeżenie. Kolejna rzecz, która drażniła mnie jako czytelnika, to postać Laury. Była tak irytującą bohaterką, że miejscami chciałam odłożyć książkę, byleby tylko przestać czytać o niej. To, jak dziewczyna się zachowuje, jak nie wie, czego chce, zmienia zdanie bardzo szybko, gubi się w swoich słowach. Bardzo nie lubię tego typu bohaterów. Z pewnością nie polubiłabym się z nią w realnym świecie. Ostatnią rzeczą, do której niestety muszę się przyczepić, było to, że miałam wrażenie, jakby autorka książki za wszelką cenę nie chciała nam pozwolić zapomnieć o tym, jaką w tym momencie czytamy książkę, bo przynajmniej 4 lub 5 razy, zdanie Jak Feniks z popiołów przeleciało mi przed oczami. Nie wiem, jaki był tego zamiar, trochę drażniło moje oczy. • Podsumowanie • „Jak Feniks z popiołów” to debiut autorki Grety Gulsen, która książkę wydała pod pseudonimem. Widząc wiele debiutów na polskim rynku, często jedne są udane, inne wręcz przeciwnie. Książkę Pani Gulsen zaliczę do udanych, lecz z drobnymi, według mojej opinii, mankamentami. „Jak Feniks z popiołów” pokazuje czytelnikowi, jak w jednej chwili życie ludzkie może się zmienić o 360 stopni. Pokazuje trudy życia, to jak nasze postępowanie z przeszłości wpłynie na naszą przyszłość. Mimo kilku rażących mnie w oczy rzeczy, książka jest warta przeczytania. Największy plus autorce należy się za słownictwo, wprost przepiękne. Uważam, że autorka mogła bardziej rozwinąć niektóre watki, bo czuję lekki niedosyt, zwłaszcza kończąc część drugą i bez wyjaśnienia co stało się z bohaterami, rozpoczęła kompletnie inną historię.
-
Czym jest przyjaźń? Na czym ona polega? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego nazywamy kogoś przyjacielem? A miłość? Czym jest miłość? To coś podobnego do przyjaźni? Czy można kochać kogoś przyjaźniąc się równocześnie, lub tylko przyjaźnić się kochając te druga osobę? Odpowiedź na te wszystkie pytania znajdziecie w tej niesamowitej książce pt. „Present Perfect” od Alison G. Bailey. • Zawsze go kochałam. Od dnia, kiedy przyszłam na świat. Nie kwestionowałam tego, nie miałam wątpliwości. • Kiedy przyjaźń nie wystarczy • Amanda Kelly spędziła całe swoje życie w cieniu swojej idealnej, pięknej, mądrej i miłej starszej siostry. Nigdy także nie mogła się równać z tą perfekcją, jaką był jej odwieczny przyjaciel, Noah. • Amanda znała Noaha Stewarta całe życie. Od zawsze był jej najlepszym przyjacielem pod słońcem, ale z czasem kiedy oboje dorastali i ich młodzieńcze hormony szalały jak zwariowane, zaczęli inaczej postrzegać siebie nawzajem, zdali sobie sprawę, że ich związek i uczucie jakim siebie darzą, to coś więcej niż tylko przyjaźń. To było takie przyciąganie, taka chemia, jakiej nie można opisać słowami. Problem w tym, że Amanda zawsze uważała się za niewystarczająco dobrą dla Noaha. On musiał być z kimś idealnym, tak idealnym jak on sam. Nigdy z kimś, kto na niego nie zasługiwał. Ona nie była dla niego wystarczająco dobra. Nikt nie był wystarczająco dobry dla Noah. Jej Noah! • Wszystko może się zmienić, gdy spojrzysz na kogoś oczami drugiej osoby. • Książę w plastikowej zbroi • Pokochałam tę historię i ich bohaterów. To była taka lekka z początku lektura, nie wymagająca zbyt wiele od czytelnika, schemat jak w większości książkach tego gatunku (young adult), słodka, ale nie za bardzo, taka akurat… a potem BUM! Nagle taki zwrot akcji, jakiego w życiu bym się nie spodziewała. Jest pięknie, uroczo, niesamowicie, a tu nagle takie coś. W gardle pojawiła mi się wielka gula, której nie mogłam przełknąć, kiedy to wszystko, co do tej pory było idealne i piękne, nagle zamieniło się w taki ból i strach! Chyba na moment też przestałam mrugać oczami i musiałam kilka razy przeczytać TEN fragment, bo zwyczajnie nie dochodziło do mnie, to co się tam stało. • Ale wiecie co Wam powiem? Dzięki Bogu za epilogi! Nigdy nie podejrzewałam, że w tym przypadku tak mnie ucieszy ten kawałek! W momencie, kiedy myślałam, że moje serce już się nie pozbiera po TYM, nagle pojawiło się światełko w tunelu. Skończyłam czytać o 2 w nocy i gdyby ta historia skończyła się przed epilogiem, chyba zaczęłabym krzyczeć na całe gardło NIEEEEEEE. Aż zrobiło mi się gorąco, wiecie. • A wracając do gorąca… Noah Stewart! Książę w plastikowej zbroi. Ależ on był gorący! • Matko, co za chłopak? Chyba właśnie został moim wymarzonym, ulubionym, najukochańszym, najwspanialszym książkowym mężem! Jest niesamowity, opiekuńczy, kochany. Kocha swoją dziewczynkę z taką siłą i okazuje jej takie uczucia, że czytając, w brzuchu czułam ucisk, a na twarzy pojawiał się wielki uśmiech. Oboje z Tweet potrzebują się nawzajem, wszystkie ich dotyki, czułości, pocałunki w policzek (i nie tylko) i słodkie słówka, były po prostu nie do opisania. Zwłaszcza kiedy wychodziły od Noaha. Rozpływałam się, wiecie! On skoczyłby za Tweet w ogień, gdyby ona tylko mu kazała, pobiegłby na Antarktydę w samych majtkach – matko takie ciałko zamarzłoby – gdyby tylko ONA go poprosiła. Dla niej zrobiłby wszystko, dosłownie. Aż trochę żałuję, że takiego Noaha nie mam przy sobie, nie ubliżając tym mojemu mężowi 🙂 • Wiecie co jeszcze jest niesamowite? On nazywa Amandę Tweet. Jak ten ptaszek z kreskówki. • P R Z E S Ł O D K I E. Uwielbiam przezwiska w książkach, ale to pobiło wszystkie inne! Najsłodsze przezwisko ze wszystkich przezwisk. • Kochałem cię od dnia, kiedy razem przyszliśmy na świat. Chciałbym, żebyś mi na to pozwoliła. • Tweet – ta niewystarczająco dobra • Postać Amandy też wspominam całkiem nieźle, mimo, że chciałam kilka razy strzelić ją w łeb, kiedy kolejny raz odrzucała Noaha. Była tak irytująca w pewnych momentach, że gdybym mogła wejść do książki i coś zrobić, złapałabym ją za ramiona i mocno nimi wstrząsnęła. Każda jej decyzja miała swoje konsekwencje w przyszłości, kiedy jedna rzecz poszła źle, kolejne waliły się jak domino zaraz po niej. Czasami warto płynąć z wiatrem niż pod wiatr, czasami warto zaryzykować i dać się ponieść emocjom, niż potem żałować, że się nie spróbowało, lub zwyczajnie już na to za późno. • Osobą, którą naprawdę polubiłam pod koniec powieści był też Dalton. Chłopak miał niesamowite poczucie humoru i w realnym świecie od razu byśmy złapali wspólny język. • W oczekiwaniu na powrót nadziei stajesz się silniejszy. • Co to była za książka! • Dokładnie, jak w nagłówku – co to była za książka! – ja się pytam? Co ona ze mną zrobiła? Co mi się naprawdę podobało, to to, jak autorka podzieliła rozdziały. Były napisane jako wpisy w pamiętniku. Świetny pomysł. Książka jest napisana z perspektywy Amandy, co bardzo pomaga czytelnikowi wejść do jej głowy i zrozumieć, dlaczego zrobiła tak a nie inaczej. Jak już wspomniałam, będziecie chcieli ją trzepnąć kilka razy, ale potem zrozumiecie, co nią kierowało. Kompleksy. Tak, one potrafią zniszczyć samoocenę jak nic innego. • Dzięki tej książce przypomniałam sobie wspaniałą piosenkę, dosyć starą, ale przepiękną. Przesłuchajcie jej koniecznie po przeczytaniu książki. Niesamowite uczucie! Ta powieść, cała historia, wyprała mnie z emocji. Tego typu lektury, zazwyczaj lekkie romansidełka o nastoletnich miłościach, przypominają mi, za co właśnie kocham romanse. Mogę sięgnąć od czasu do czasu po mrożący krew thriller czy fantastykę, ale to jest chyba jeden z moich ukochanych, ulubionych gatunków. Ta chemia pomiędzy tymi dzieciakami sprawiła, że moje serce się roztopiło kilka razy. Niezapomniana książka, która zostanie w mojej głowie jeszcze na długo. Jest też moim numerem 1 w tym gatunku literackim, jak do tej pory przeczytanych książek. • Amanda, nie możesz zmienić przeszłości. … ta teraźniejszość jest idealna, bo to w niej oddychamy, poruszamy się, śmiejemy, płaczemy i dziwimy, że ktoś nas rozumie. Przestań żyć przeszłością i marnować teraźniejszość. • Podsumowanie • Czy ta książka ma jakieś wady? Absolutnie ich nie znalazłam. Pokochałam „Present Perfect” od pierwszej strony aż do jej ostatniej. Nie zmieniłabym nic, nie dodała i nie odjęła. Jest idealna. Piękna, fantastyczna, przepełniona emocjami, tymi dobrymi i tym złymi, historia o wielkim uczuciu. Nie potrafię ubrać w słowa tego, co siedzi w mojej głowie. Ta z pozoru błaha historia o nastolatkach i ich miłościach, to tylko złudna otoczka. Autorka zaserwowała nam prawdziwą ucztę dla naszego mózgu – żadnej nudy. Owszem schemat dosyć popularny i znany – para przyjaciół się w sobie zakochuje – ale ta historia ma drugą stronę, tą brzydką, smutną i nieobliczalną. • To jest absolutne MUST READ! Nie mogę się doczekać kolejnych części, w których poznajemy bliżej jednego z bohaterów Present Perfect, a w kolejnej <tu werble> ta sama historia opowiedziana z perspektywy Noaha. Nie mogę się doczekać! • Każdy zasługuje na „dziękuję” i „do widzenia”
-
Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, czy „Dominic. Bracia Slater" L.A. Casey, zasługuje na wszystkie OHY i AHY. Lubię książki z gatunku YA z wątkami erotycznymi, więc postanowiłam jej dać szansę, tym bardziej, że było bardzo głośno o tych książkach wśród blogerów i prawie wszystkie opinie były pozytywne. Czy i mnie przypadła do gustu? Hmmh... no nie do końca. • Dominic • Kilka słów o fabule • Akcja dzieje w Dublinie, w Irlandii. Bronagh po utracie obojga rodziców będąc dzieckiem, zostaje pod opieką swojej starszej siostry, Branny. Bronagh zamyka się w sobie, nie dopuszcza do siebie ludzi, ponieważ nie chce zostać skrzywdzona w przyszłości. Nie rozmawia z nikim, unika kontaktu ze wszystkimi dookoła, stała się szkolnym outsiderem, byleby tylko ludzie zostawili ją w spokoju. I to jej jak najbardziej odpowiada. • Kiedy Dominic Slater pojawia się w jej życiu, zaczyna go ignorować, co w rezultacie przybiera odwrotne skutki, bo tylko go tym zachęca. Dominic, seksowny, przystojny, wysportowany, umięśniony chłopak, przyzwyczajony do tego, że każdy na niego zwraca uwagę i nigdy nie odrzuca, przeprowadzając się z Nowego Jorku do Dublina, tym bardziej przykuwa uwagę wszystkich wokół. Wszystkich, oprócz jednej, niezwykle pięknej, lecz nieśmiałej dziewczyny z ciętym jerzykiem. Podejmuje wyzwanie pt. "złapać króliczka". • Dominic obrał sobie cel - Bronagh Murphy. Dosyć dużym utrudnieniem może się wydawać to, że ona z nikim nie rozmawia, z nikim nie przyjaźni, lecz dla Dominica Slatera nie ma rzeczy niemożliwych. Kiedy Dominic czegoś pragnie, to to dostaje. A w tym momencie pragnie własnie jej i zrobi wszystko, żeby swój cel osiągnąć, nawet.... jeśli będzie musiał zmusić ją do tego. • Styl autorki • Bardzo mi przykro, ale ta książka nie zaliczy się do moich ulubionych. Niestety, czytając miałam wrażenie jakby L.A. Casey zrobiła z tej historii irlandzką wersję „Pięknej katastrofy" Jamie McGuire. Jedyną różnicą jest to, że książki McGuire pokochałam od początku, a tutaj...no cóż. „Dominic" jest opowiedziany z perspektywy Bronagh. Wszystko co dzieje się w jej głowie, kiedy jest przy Nico, opisane jest dosyć szczegółowo, co pomaga zrozumieć jej zachowanie, jednak jest tak dziecinna, tak irytująca, że nie potrafiłam jej znieść. Nie mam problemu z wulgaryzmami w książkach, nie przeszkadzają mi wcale, ale te odzywki do innych, lub później do swojego ukochanego... Boże broń. Czułam się jak w szkole podstawowej. • Miałam wrażenie, że nie czytam o dziewczynie która ma 18 lat, a o 10 letnim dziecku. Była głupia, irytująca, wszystko rozumiała na opak. Nie wytrzymałabym z nią ani minuty. Z drugiej strony ON - Dominic. Traktował ją jak pewnego rodzaju zwierzaka, którego musi mieć, zachowując się przy tym jak skończony dupek. Obrażał ją, a ona nie była mu wcale dłużna, ubliżał jej i posyłał sprośne komentarze na temat jej wielkiego tyłka, zupełnie jak dzieci w przedszkolu. Ewidentnie zadziałał schemat "kto się czubi, ten się lubi", ale nie do końca wyszło to autorce, bo zamiast rozbawić mnie, zniesmaczyło. • Czytałam wiele książek, w których on próbował ją do siebie przekonać na tej samej zasadzie, robił to bardzo dojrzale i aż chciało się to czytać, ale to, co zafundowała nam L.A. Casey, przebiło wszystkie inne na głowę. I to w złym znaczeniu tego słowa. Były momenty, kiedy się śmiałam, bo jakaś sytuacja mnie rozbawiła, ale większość książki przeleciała jakoś tak obojętnie. Nie zaskoczyła mnie ani trochę. Wszędzie widzimy lub słyszymy o "pieprzeniu się" jak króliki, a z tego co czytałam opinie innych osób, nie miał to być erotyk, a romans YA z erotykiem w tle. Wyszło trochę nieporadnie. • Bohaterowie • Jak już wspomniałam, Bronagh była irytującym, pyskatym, głupim dzieciakiem. Pod koniec książki, trochę zmieniłam o niej zdanie, bo była mniej irytująca, ale nadal nie mogłam jej znieść. Była zamknięta w sobie, po śmierci rodziców. Unikała ludzi i była raczej cicha, ale w momencie, kiedy ktoś stanął jej na drodze, potrafiła się odezwać. Próbowała być twarda i uchodzić za niedostępną, ale tak naprawdę robiła z siebie idiotkę prawie za każdym razem. • Dominic, wiecznie napalony, mówiący tylko o wielkim tyłku swojej dziewczyny, rzucający sprośne komentarze o seksie i chwalący się przy braciach i znajomych, czego oni to nie będą robić w jego lub jej sypialni. Był nieziemsko przystojny, wysportowany, dobrze zbudowany, miał wszystko to, co płci przeciwnej się podobało. Ale czegoś mi zabrakło. Chyba którejś części jego mózgu. Hmmh, sama nie wiem. • Branna, siostra Bronagh. Niewiele o niej jest napisane, lecz pojawia się w większości scen. Jest pełnoprawnym opiekunem swojej siostry, w przyszłości chce zostać położną. Mam mieszane uczucia co do niej. Ani jej nie polubiłam, ani nie znienawidziłam. Jest mi obojętna. W kolejnych częściach jest też miejsce dla niej - jako osobna książka. • Bracia Slater, czyli Alec, Damien, Ryder i Kane. Wszyscy to typowi samce alfa. Przyjechali ze Stanów do Irlandii, by zająć się rodziną. Niesamowicie seksowni, uwodzicielscy, przystojni, wysportowani, po prostu chodzący bogowie. Tak szczerze, to chyba tylko dzięki nim doczytałam tę książkę do końca. Uwielbiałam, kiedy rzucili jakimś komentarzem, który powodował, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Potrafili rozbawić. Autorka podzieliła losy każdego z braci na osobne książki, ale w mojej głowie toczy się walka, czy po nie sięgnąć. Jeśli okażą się tak słabe, jak ta część, to tylko stracę czas, kiedy mogłabym zając się ciekawsza lektura. Nadal myślę nad tym, co z tym fantem zrobić. • Podsumowanie • Według mnie „Dominic" jest nieudolną wersją historii Travisa i Abby z „Pięknej" i „Chodzącej katastrofy" Jamie McGuire. Nie miałam przyjemności z czytania, co jak widać, przeniosłam do tej recenzji. Były owszem momenty, które mi się podobały, ale zapomniałam o czym były i co w się nich działo. Zwyczajnie chyba chciałam ją po prostu skończyć, nie zwracając większej uwagi na nic konkretnego. Książka ma zwolenników jak i przeciwników. Ja zdecydowanie należę do tych drugich.Wiem, że wiele osób chwali sobie tę serię o braciach i ich dziewczynach. Mnie jednak nie rozłożyli na łopatki, nie pokochałam ich, mimo że sami chłopcy Slater byli bardzo gorący, nie miałam gęsiej skórki czytając, nie wzdychałam do nich, nie śnili mi się po nocy. Możliwe, że w kolejnych częściach, o ile po nie sięgnę, będzie lepiej, kiedy zacznę czytać historie pozostałych braci. Na tę chwilę chyba spasuję i sięgnę po coś innego, żeby szybko zapomnieć o Dominicu i Bronagh.
-
Kolejną częścią historii „Dominica” jest „Bronagh”. Jest niby dopełnieniem „Dominica”, ale wcale nie ukazuje niczego konkretnego. Narratorką nadal jest Bronagh. Cała książka opiera się na jednym dniu – 21 urodzinach Bronagh, na które Dominic – jej chłopak, zaplanował wiele atrakcji. Jak dla mnie, ta część nic nie wniosła do historii tych dwojga. Jedynym pozytywnym aspektem było to, że odrobinę spoważnieli. • Dominic stał się mężczyzną, który wiedział czego chce, co czuje i nie bał się o tym mówić na głos. Bronagh jest nadal irytująca i nadal jej nie lubię, ale trochę się zmieniła na lepsze. Nie było żadnego sensu pisać osobnej recenzji o tej książce, bo jest tak krótka i nic szczególnego się w niej nie dzieje. Miało być to dopełnienie, z którym czytelnik Dominca musi się koniecznie zapoznać, ale na Boga! Nie napiszę już nic więcej, bo brak mi słów.