Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Oleska Biblioteka Publiczna
[awatar]
Olesno OBP
Rodzaj: Biblioteki publiczne
Telefon: +34 358 28 34
Województwo: opolskie
Powiat: oleski
Adres: ul. Aleksandra 5
46-300 Olesno
E-mail: bibliosfera@olesno.pl

Wypożyczalnia Główna czynna od poniedziałku do piątku w godz. 8:30 - 18:00,w soboty w godz. 8:00 - 13:00

Oleska Biblioteka Publiczna - w Internecie od 2000 roku.

Internetowa Biblioteka Olesno: bibl­iote­kaol­esno­.pl

Biblioteka Olesno również na Facebooku i Instagramie

Województwo: opolskie
Powiat: oleski
Adres: ul. Aleksandra 5
46-300 Olesno
E-mail: bibliosfera@olesno.pl

Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
...
9
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Weronika Murek to młoda – urodzona w 1989 roku w Bytomiu – polska pisarka z Katowic. Ukończyła Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Śląskim. Pracuje jako aplikantka adwokacka w sądzie. W 2014 r. otrzymała nagrodę w organizowanym przez Delegaturę Unii Europejskiej w Pekinie oraz chińską organizację literacką The Bookworm 28. konkursie na opowiadanie o długości do 500 słów za opowiadanie "Popołudnie, róża, ług". Utwór ten nie znalazł się w jej debiutanckim tomiku zatytułowanym „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” wydanym w lutym 2015 roku. Ten debiut literacki okazał się bardzo udany, gdyż książka była nominowana do wielu nagród: do Paszportów „Polityki” w 2015 r., do Nagrody Literackiej „Nike” i Nagrody Literackiej Gdynia w 2016 r., a otrzymała Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza w 2016 r. Książka zbudowana jest z siedmiu opowiadań, nierównej zresztą długości. Okładkę do zbiorku zaprojektowała Iwona Chmielewska, wykorzystując do jej wykonania malarstwo renesansowego twórcy Rogiera van der Weydena. Jego „Portret młodej kobiety” stał się podstawą zamysłu twórczego współczesnej artystki. Weronika Murek jest także autorką dramatu „Feinweinblein”, który ukazał się w 2015 r., a w grudniu tego roku został zaadaptowany przez Pawła Łysaka na słuchowisko radiowe. Za tę sztukę autorka otrzymała Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną (2015). • Eric-Emmanuel Schmitt pisał o muzyce: „Muzyka wzrusza, podsuwa myśli. Zgłębia człowieka, wstrząsa nim i go zmienia, docierając do jego najgłębszych pokładów. (…) Sens muzyki nie polega na tym, że ma ona jakiś dokładny sens, ale że jest metaforą wielu sensów. (…) Tajemnica bardziej niż jawność skłania do refleksji. Co więcej, nie jest jej wrogiem, bo przecież dostarcza jej materiału do odkryć”. Jeśliby zastąpić słowo „muzyka” tytułem debiutanckiego zbioru opowiadań Weroniki Murek, otrzymalibyśmy w zasadzie trafną ocenę tej książki. Jest w tym utworze i tajemnica, i wzruszenie, i refleksyjność, i brak konkretnego sensu, i metafora wielu sensów. Jest także humor i przekora w zabawie słowem. Jest to książka intrygująca poprzez jej swoistą grę z oczekiwaniami czytelnika. Jak ją ocenić?... • Czytam książki, najogólniej mówiąc, różne. I lubię czytać książki... wszystkie. Jedne czytam, bo pozwalają nie myśleć, oderwać się od otaczającej rzeczywistości, zanurzyć w świat fikcji, odpłynąć za słowem.... Inne, gdyż każą mi pomyśleć i przemyśleć otaczający mnie świat od nowa, zweryfikować sądy o nim, nauczyć się go jakby od podstaw, znaleźć w nim moją prawdę... Jeszcze inne, ponieważ skłaniają mnie do zamyślenia się nad otaczającą mnie rzeczywistością, dostrzeżenia w niej istotnych wartości i logicznych uwarunkowań, motywacji do konkretnych działań, do dokonywania takich, a nie innych wyborów i ich oceny... Zależy to oczywiście od moich aktualnych potrzeb intelektualno-emocjonalnych. Czasami odkładam lekturę jednej książki na rzecz innej, bo taką mam w danej chwili potrzebę. A książka Weroniki Murek? Czytałam tę książkę, aby się domyślać różnych rzeczy... Ta książka nie daje odpowiedzi. Ta książka stawia pytania. I ja te pytania w trakcie jej lektury sobie zadawałam. Zarówno te dotyczące treści poszczególnych opowiadań, jak i te dotyczące sensu tych opowiadań. Nie na wszystkie moje pytania znalazłam odpowiedź. I dochodzę do wniosku, że nie taki jest cel tej książki. Autorka bawi się z czytelnikiem, tworząc świat swojsko-obcy, dziwaczny, niby odległy, ale jednak osadzony w dobrze znanych czytelnikowi realiach, niby to zwyczajny, codzienny, ale jednak wykraczający poza znany świat doznań zmysłowych. Światem przedstawionym w utworach Murek rządzi absurd, może trochę groteska, a już na pewno niezwykłość. Osoba zmarła rozmawia z żywymi, przedszkolak jest z mięsa, dziewczyna nie wychodzi za mąż, bo jej dziadek żyje, dwie kobiety donoszą jajka, lusterka i… dzieci, Baśka jest laska, a wrzątek się przypalił... Dziwaczne to, wydumane, niezwykłe, szalone, ale przecież w jakiś sposób bliskie... Purnonsens, czyli sens w bezsensie... Mnie najbardziej zainteresowało, zamieszczone w tomiku jako pierwsze, opowiadanie zatytułowane „W tył, w dół, w lewo”. „Wyczytałam” w nim strach przed śmiercią, niezgodę na śmierć, przerażającą wizję życia po życiu, kpinę z uznawanych wartości. Ale czy Maria to na pewno samobójczyni albo dlaczego dziewczyna musi mieć w trumnie czerwony sweter? Na co zwróciłam szczególną uwagę, to na to, jak ogromnie kontrowersyjna, czy wręcz bulwersująca jest – przynajmniej dla mnie – wizja nieba w tym opowiadaniu. Oczywiście, bardzo odbiegająca od zakodowanych w podświadomości wyobrażeń. Zaciekawiło mnie także opowiadanie szóste z kolei „Trzeci pochówek generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca”. Doszukałam się w nim analogii do wiersza Wisławy Szymborskiej „Pogrzeb”, gdzie każdy tak naprawdę zajęty jest tylko swoimi sprawami, choć przecież uczestniczy w pogrzebie. Zresztą czy na trzecim pogrzebie można naprawdę szczerze wylewać łzy po osobie zmarłej? • W konwencję udziwnienia, surrealizmu wpisują się już same tytuły poszczególnych siedmiu opowiadań. „Organizacja snu w przedszkolu”, „Alergia na pióra pudrowe”, „Siwy koń w plamy kare” to niektóre tytuły opowiadań z tomiku Weroniki Murek. Są przewrotne, niewiele mówią o treści utworu, raczej zaskakują niż podpowiadają. Podobnie zresztą jak tytuł całego zbioru wydanego przez Wydawnictwo „Czarne”. Autorka zatytułowała swój tomik „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”. Oczywiście w utworze nie ma mowy ani o uprawie roślin, ani o roślinach południowych (o północnych zresztą także nie), ani o metodzie Miczurina, ani nawet o samym Miczurinie. Tytuł zbiorku jest jak najbardziej zaskakujący. Z osobą Miczurina łączy go tylko motto, czyli słowa radzieckiego ogrodnika, który – notabene – uprawiał rośliny „północne”, bo mrozoodporne: „Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć sobie ją od niej samemu”. Może autorka, tak jak Miczurin przyrodę, pragnie ujarzmić słowo i literaturę? Wbrew logice i na przekór konwencjom? Stąd jej opowiadania: przekorne, nieobliczalne, odbiegające od schematu, inne... • • Osobiście nie sądzę, by ta książka zyskała wielką popularność wśród ogromnej rzeszy czytelników. Raczej sięgną po nią ci wszyscy, którzy szukają w literaturze niespodzianki i odmienności. Tych nie zawiedzie. • Gabriela Kansik • Dyskusyjny Klub Książki • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Książka Swietłany Aleksijewicz „Cynkowi chłopcy” niesie z sobą niesamowicie duży ładunek emocjonalny. Trafia do umysłów, ale i do serc. I chociaż to reportaż, nie da jej się czytać jak zwykłą relację z wydarzeń. Maluje bowiem rzeczywistość, która jawi się jako tragiczna plątanina błędnych decyzji, złych wyborów, nietrafnych oczekiwań..., jako melanż bohaterstwa i okrucieństwa, męstwa i podłości, postaw altruistycznych i zwykłych ludzkich „małych egoizmów”... O czym jest ta książka? Odpowiedzieć można krótko: o wojnie, o radzieckiej wojnie w Afganistanie. Ale czy tylko o tym? • Jakże łatwo jest oceniać wydarzenie po fakcie! Gdy wszystko jest wyważone, omówione, ocenione. Zaszufladkowane jako dobre-złe, mądre-głupie, istotne-błahe. W momencie stawania się faktu jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, na własną ocenę tegoż faktu. Uczestniczymy w danym wydarzeniu tu i teraz, podejmujemy określone decyzje, kierując się oczywiście rozmaitymi pobudkami. O tym też mówi książka S. Aleksijewicz. Zagłębiając się w lekturę, wielokrotnie słyszymy opowieści o tym: Dlaczego? Dlaczego pojechałem/pojechałam na wojnę, dlaczego zdecydowałem/zdecydowałam się w niej uczestniczyć, co mną w momencie podejmowania decyzji kierowało. I tylko w niewielu wypadkach okazało się, że uczestnicy tej strasznej wojny, młodzi radzieccy chłopcy i młode radzieckie dziewczyny, zostali do udziału w niej przymuszeni. W większości wypadków do wyjazdu do Afganistanu zgłaszano się na ochotnika, bo tego wymagał patriotyzm, bo zostało się wychowanym na micie bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, których należało naśladować, bo samemu sobie chciało się udowodnić, że umiem, że potrafię, że podołam, bo chciało się przeżyć Największą Przygodę Życia... Jakżeż to zwyczajne, normalne, zrozumiałe. Zupełnie inną niż ta wyobrażana okazała się jednak rzeczywistość tam na miejscu, już w Afganistanie... O tym też mówi ta emocjonalna książka – dokument. O zabijaniu, o strachu, o śmierci, o narkotykach, przemocy, tęsknocie za bliskimi, wynaturzeniu, zobojętnieniu, koszmarach, o strasznych chwilach w kilk­udzi­esię­cios­topniowych upałach, gdy czekało się na strzał wroga, o widoku zmasakrowanych ciał kolegów, zwierzęcej potrzebie zabijania, by samemu móc przeżyć... • Jakże łatwo ferujemy wyroki! Mówimy: to jest dobre, a to złe; tak wolno postępować, a tak nie; za taki czyn należy nagrodzić, a za inny ukarać. Wszyscy wiemy, że życie należy chronić, że wojna jest złem. Wszyscy to wiemy, ale... Radziecką wojnę w Afganistanie oceniamy dziś jako błąd i zło, jako polityczną pomyłkę, ale jak przedstawić tę prawdę matce, która w tej wojnie straciła jedynego syna, żonie, która utraciła ukochanego męża, dzieciom, które nie rozumiały, dlaczego tatuś nie wrócił? O tym właśnie jest książka Swietłany Aleksijewicz, o relatywizmie odbioru rzeczywistości. Szczególnie wzruszają opowieści matek, które nie mogą pogodzić się ze śmiercią swych synów i pytają, dlaczego Jura, Sasza, Andriusza zginęli, dlaczego wróciły jedynie ich ciała w zaplombowanej cynkowej trumnie... Przecież ich synek taki był malutki, taki kochany, taki mądry i wspaniały... I miał dopiero dwadzieścia lat! Tyle miał jeszcze przeżyć... • Książkę „Cynkowi chłopcy” nazwałabym utworem wielogłosowym, bo też wielu w niej bohaterów-głosów. Aleksijewicz wysłuchała setek opowieści-zwierzeń „afgańców” i ich bliskich. Spośród nich wybrała kilkadziesiąt i zamieściła je w swojej książce. Są to przekazy z wojny widzianej i odczuwanej bardzo indywidualnie, bardzo prawdziwie. „Cynkowi chłopcy” więc to utwór, który jest przede wszystkim, zbudowanym z trzech rozdziałów, zbiorem opowieści uczestników afgańskiej wojny, poprzedzonych „Prologiem” i zakończonych przejmującym epilogiem ”Post mortem”, zawierającym napisy nagrobkowe poległych żołnierzy. Wiarygodności opowieściom dodaje relacja autorki z jej osobistego „oglądania” wojny w części „Z notatek (na wojnie)”. Książka kończy się dwoma rozdziałami dotyczącymi procesu wytoczonego książce i jej autorce – rzecz szokująca sama w sobie – „za znieważenie honoru i godności żołnierzy walczących w Afganistanie”. • Swietłana Aleksijewicz, z pochodzenia pół-Białorusinka, pół-Ukrainka, to białoruska pisarka i dziennikarka pisząca tylko w języku rosyjskim, autorka książek, filmów i sztuk teatralnych. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują m.in. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka” i „Cynkowi chłopcy” właśnie. Aleksijewicz to laureatka wielu radzieckich i międ­zyna­rodo­wych­ nagród, z których najważniejszą jest literacki Nobel, przyznany jej w 2015 roku. W swej twórczości podejmuje tematykę różnorodną, za każdym razem jednak ważką. Pisze o wojnie i jej ofiarach, o katastrofie czarnobylskiej, o pieriestrojce, o człowieku radzieckim, o samobójcach wreszcie. Przedstawia sprawy trudne i drażliwe, uwrażliwia na otaczający świat, nakreśla przeszłość, ocenia teraźniejszość. Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury otrzymała "za polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach". • Lektura książek Swietłany Aleksijewicz była dla mnie ogromnym przeżyciem intelektualno-emocjonalnym. „Cynkowi chłopcy” według mnie to książka - krzyk. Protest przeciw wojnie, ale także głos sprzeciwu wobec zabierania dzieci matkom, wobec okradania młodych ludzi z marzeń i nadziei na dobrą przyszłość, przeciw sterowaniu życiem setek, ba! milionów istnień w imię partykularnych interesów politycznych. To utwór, który porusza i nie pozostawia czytelnika obojętnym, poraża przedstawianą prawdą, zmusza do ocen, uświadamia, że każda sprawa może mieć drugą twarz, że nic nie jest tylko czarne bądź tylko białe. Ta książka – to swoisty wizjer rzeczywistości, w której żyjemy. • (Wojna w Afganistanie, zwana też radziecką interwencją w Afganistanie, trwała dziewięć lat, jeden miesiąc i dziewiętnaście dni. Zaczęła się 25 grudnia 1979 roku, a zakończyła 15 lutego w roku 1989. Pochłonęła miliony ofiar - po stronie afgańskiej 1,5 miliona zabitych, od 2 do 4 milionów rannych – w tym ok. 90 % ofiar to ludność cywilna. Żołnierzy radzieckich zginęło piętnaście tysięcy pięćdziesięciu jeden. Bez wieści zaginęło lub trafiło do niewoli czterystu siedemnastu żołnierzy. Do roku 2000 do domu wciąż nie powróciło dwieście osiemdziesiąt siedem osób... A ilu z ponad pół miliona żołnierzy ograniczonego kontyngentu wojsk radzieckich powróciło do kraju bez rąk, bez nóg, z rozchwianą psychiką, niepotrafiących dostosować się do otaczającej „normalnej” rzeczywistości bez wojny, zmagających się z narkomanią, alkoholizmem, chorobami psychicznymi?) • Gabriela Kansik • Dyskusyjny Klub Książki • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Janusz Majewski, rocznik 1931, lwowiak z pochodzenia, mąż, ojciec i dziadek to przede wszystkim znany i uznany reżyser filmowy, realizator około setki filmów kinowych, telewizyjnych, spektakli teatru telewizji i seriali, a także scenarzysta i pisarz. Jako pisarz zadebiutował auto­biog­rafi­czną­ Retrospektywką wydaną w 2001 roku. Jest także autorem książek: Ostatni klaps, Po sezonie, Siedlisko, Zima w Siedlisku, Mała matura, Ekshibicjonista, Glacier Express 9.15., Czarny mercedes. • „Czarny mercedes” – książka z 2016 roku – to utwór wpisujący się w obręb literatury sensacyjnej, z kryminalnym wątkiem toczącym się w wojennej scenerii. Akcja nie jest zbyt skomplikowana, a rozwiązanie zagadki zbrodni jest raczej przewidywalne, lecz książkę czyta się z przyjemnością, szczególnie od momentu, gdy do akcji wkracza niezłomny nadkomisarz zwany popularnie „Królikiem”. Wielkim walorem jest piękny i zindywidualizowany język tej powieści. • Akcję utworu można w skrócie przedstawić jak relację z meczu piłkarskiego, bo też nie brakuje jej dramaturgii, niespodziewanych zwrotów, nagłych przetasowań, nieczystych zagrań, a przede wszystkim wszechobecnych emocji. • Pierwszy gwizdek. Rozpoczyna się. Tak naprawdę trochę niemrawo. Esesman pomaga zbierać upuszczone przypadkowo dokumenty polskiemu prawnikowi. Rozmawiają. Po niemiecku oczywiście, co w okupowanej Warszawie jest normą. Nawiązują bliższą znajomość. Max odwiedza Karola w jego mieszkaniu na Wilczej. Poznaje jego żonę Krystynę... Mieszkanie Holzera, jego biuro, a później kolejne odwiedzane miejsca w Warszawie stają się prawdziwym polem bitwy toczonego meczu. Każdy z bohaterów rozgrywa własną walkę na tym specyficznym boisku. Stara się wykorzystać tę drugą osobę, by ostatecznie zdobyć zwycięską bramkę. Na razie jest remis. Do gry włączają się inni. Osoby zarówno z otoczenia mecenasa Holzera, przede wszystkim notariusz Grodecki, a także tajemniczy major, działacz polskiego podziemia, jak i z otoczenia Maximiliana von Fleckensteina (tu przede wszystkim pojawia się Egon Ernst von Wattenburg-Hutten). Mecz trwa. Zawodnicy odsłaniają się w coraz większym stopniu, widz poznaje ich zamierzenia i plany, upodobania i marzenia. Coraz lepiej znamy przeciwników. Gra staje się z minuty na minutę bardziej zażarta, wręcz niebezpieczna. Nagle gwizdek. Chwilowo walkę przerywa (a może jest to tylko wynik dotychczasowej rywalizacji?) swoisty faul – ginie bestialsko zamordowana żona Holzera. Chwilowa konsternacja. Lecz już po chwili do akcji wkraczają kolejni zawodnicy. Znów sprawiedliwie: i Polak – nadkomisarz policji Rafał Król, i Niemiec – Kriminalrat Kluge. W dalszym ciągu trwa zacięta walka. Teraz już o wszystko. Sędzia wciąż musi gwizdać, bo przeciwnicy ostro faulują. Giną ludzie. Boisko jakby się rozszerza. To już nie tylko okupowana Warszawa, ale także wojenny Lwów i Zakopane. Do akcji wkracza także młodzieniec o imieniu Jędrek, pseudonimie bojowym „Sęp”, który dotychczas tylko z ławki rezerwowych przyglądał się rozgrywce na boisku. Ma własne motywacje i oczekiwania, które chce za wszelką cenę zrealizować. Teraz aktywnie włącza się w grę. Jak ten mecz się zakończy? Kto ostatecznie wygra? Wreszcie ostatni gwizdek (nawet dosłownie, bo to gwizd odjeżdżającego pociągu) tego nietypowego widowiska. Kto wygrał w tym starciu? Czytelnik przekona się, oczywiście, po lekturze powieści. Ja, nie zdradzając wydarzeń, chciałabym zwrócić uwagę na niektóre tylko elementy tej powieści. • Jest to jedna z tych książek, które uświadamiają kolejny raz, że druga wojna światowa to wpisany w historię dziejów los zwyczajnych ludzi w różny sposób radzących sobie z zaistniałą rzeczywistością: walką, okupacją, represjami, wszechobecną śmiercią. Żyją oni w określonym miejscu w tym właśnie „wojennym” czasie i zmuszeni są do stawiania czoła wszelkim „nowym” sytuacjom. Nie stają się inni – ani lepsi, ani gorsi – tylko dlatego, że trwa wojna. Targają nimi emocje, ulegają uczuciom, starają się przeżyć kolejny dzień. Mimo że zmienia się całe ich życie, radzą sobie z codziennymi niedogodnościami, mają plany, zamierzenia, marzenia. Kochają i nienawidzą, pomagają i szkodzą, załatwiają swoje codzienne interesy i małe sprawy, jak by to robili także w tym innym czasie, w czasie pokoju. Starają się także uczestniczyć w sprawach tzw. „wielkich”, potrzebnych dla zmienienia oblicza rzeczywistości. Motorem ich działań są przede wszystkim pobudki egoistyczne, jak zresztą w każdym innym czasie. • W powieści jest więc i nielegalny handel żydowskimi nieruchomościami na rzecz głodującego getta, i ukrywanie Żydówki we własnym domu, i rozgrywki w niemieckich służbach, i polskie podziemie z doświadczonym majorem i młodziutkim Jędrkiem, jest głód i problemy aprowizacyjne, a także wykwintna restauracja za murami getta, ostrygi i kawior, drogie alkohole i perfumy. Jest zwyczajne życie – praca, podróże, i jest wojna – godzina policyjna, łapanki, więzienie na Pawiaku.. Jest nienawiść, ale jest też i miłość, w różnych formach i odmianach zresztą. No i jest dochodzenie w sprawie popełnienia morderstwa... • Ciekawie przedstawione zostały miejsca wydarzeń, zarówno Warszawa, jak i Lwów. Szczególnie ów wojenny Lwów przyciąga uwagę czytelnika. Odczuwa się wielki sentyment autora do tego miasta, gdy wraz z bohaterem spaceruje się jego ulicami, spogląda nań z daleka, spotyka się ludzi w nim mieszkających. I chociaż Lwów pojawia się tylko w epizodzie prowadzonego przez Rafała Króla dochodzenia śledczego, pozostawia niezatarty ślad w pamięci i bohatera, i czytelnika. Nadkomisarz zresztą do Lwowa właśnie wraca, co zapowiada wspomniany już wcześniej gwizd pociągu... • '"Nikt przecież nie gra, żeby przegrać. Gra zawsze toczy się o wygraną, mimo kart, jakie przyszły." • Te słowa Wiesława Myśliwskiego jak najbardziej przystają do treści powieści Janusza Majewskiego. Bohaterowie toczą swoistą grę: z sobą, z wojną, z życiem. O rozwiązanie zagadki śmierci i znalezienie winnego zbrodni, o godne życie w niegodnych czasach, o zwykłe przetrwanie i własne szczęście. Stawka jest więc bardzo wysoka. I jak w każdej grze, także i w tej są zwycięzcy i pokonani. Wydaje się, że przegranych jest więcej. Ale to być może tylko moje przekonanie. Zachęcam do lektury. • Gabriela Kansik • DKK • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Zwycięzcy robią to, czego przegrywającym się nie chce • Magdalena Kordel jest autorką ośmiu książek (a już niedługo ukaże się kolejna!). Zadebiutowała w roku 2005 powieścią „48 tygodni”. Później powstały książki tworzące dwa cykle: „Uroczysko” i „Malownicze”. Książki te stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników. Pozwalają wierzyć w człowieka. Zastanawiałam się nawet, ile jest prawdy, a ile pobożnego życzenia w tej głoszonej przez autorkę afirmacji człowieczeństwa oraz nobilitacji dobroci i wspaniałomyślności ludzkiej. Dopóki sama nie znalazłam się w trudnej sytuacji... Na własnym przykładzie się przekonałam, że obcy zupełnie ludzie potrafią pomóc, poświęcić swój czas, wskazać wyjście, z empatią podejść do cudzego przecież nieszczęścia. • Powieść „Okno z widokiem” ukazała się w 2011 roku i umiejscowić ją można niejako na pograniczu obu cykli – wydarzenia w niej przedstawione rozgrywają się w miejscowości o wdzięcznej („mówiącej”) nazwie Malownicze, a w tle pojawia się pensjonat pani Majki, czyli Uroczysko. Jest to jedna z tych książek, którą zaliczyłabym do kręgu literatury określanej jako „łatwa i przyjemna”. I rzeczywiście - jest to lektura łatwa w odbiorze, a czyta się ją z przyjemnością. • Fabuła przenosi czytelnika w świat ludzi, którym nie jest obojętne, co się wokół nich dzieje, którym chce się walczyć o wydawałoby się niewiele znaczące sprawy. Autorka tworzy całą galerię postaci, przede wszystkim grupę pozytywnych bohaterów, zaangażowanych, kreatywnych, mądrych, wytrwałych, wzajemnie się wspierających. Nie brak także czarnego (a jakże!) charakteru, z którym podjęta zostaje (oczywiście!) walka. Poznajemy więc młodą panią doktor archeologii, pracownika naukowego, przyjeżdżającą do babci, by zapomnieć o przykrym incydencie jej życia osobistego, poznajemy babcię Matyldę, mądrą i opiekuńczą, przyszywanego dziadka Julka, charyzmatycznego księdza, zapalonego historyka-amatora, profesora archeologii i jego żonę, grupę studentów prowadzących prace wykopaliskowe, właściciela restauracji o przekornej nazwie „Piąte Koło”, strażnika miejskiego, który tak naprawdę jest leśnikiem, kilku policjantów i wiele innych jeszcze ciekawych osób. Wszyscy oni zaangażowani są w sprawę ratowania kapliczki świętego Antoniego, która ma paść ofiarą rozwoju cywilizacyjnego. „Historia rozstajnych dróg, świętego Antoniego i odkryć” stała się okazją, by powiedzieć czytelnikom, że można poradzić sobie z przeciwnościami losu, że troska o innych pozwala zapomnieć o własnych problemach, że walka o sprawy ogólne jest wspaniałym lekarstwem na ból i cierpienie. Po lekturze książki czytelnik wynosi przekonanie o tym, że choć życie przynosi i ciężkie chwile, to jednak tych pozytywnych jest więcej, że obok niego jest bardzo wielu dobrych ludzi, a człowiek jednak potrafi walczyć i zwyciężać mimo przeszkód, bo w człowieku jest i upór, i wytrwałość, i determinacja. Przy okazji autorka sympatycznie uczy swoich czytelników, że w życiu popłacają grzeczność, uprzejmość, serdeczność i cierpliwość, cechy dziś już jakby zanikające, a na pewno niezbyt popularne. • Niewątpliwym atutem tej książki jest humor. Śmiech „oczyszcza” od miazmatów zła i goryczy, służy krytyce rzeczywistości, pozwala optymistycznie spoglądać w przyszłość. Efekty humorystyczne w książce wywołują przedmioty (niezapomniane sceny z „udziałem” trąbki), sytuacje („scena niejako więzienna”), ludzie (pyszna kreacja tajemniczego Honoriusza Pekłaka). Śmiejąc się, czytelnik jak gdyby oswaja przedstawione przecież w powieści zło współczesnego świata: egoizm, materializm, znieczulicę i zwykłą głupotę. • Innym walorem książki – według mnie oczywiście – jest jej optymistyczne przesłanie. Bohaterka stwierdza: „... właśnie otworzyło się przede mną całkiem nowe okno w pokoju z moim własnym widokiem”. Życzę każdemu, by znalazł własne „okno z widokiem”, by śmiało i z przyjemnością mógł wyglądać przez nie w przyszłość, by jego życie nabrało sensu i by mógł po prostu się tym życiem cieszyć. Jak bohaterowie powieści Magdaleny Kordel. • Książka „Okno z widokiem” pozwala na oderwanie się – choć na moment – od trosk dnia codziennego, zapewnia wspaniałą rozrywkę i relaks. Fabułę ma prostą i mimo jej przewidywalności (chociaż kilka razy udało się autorce mnie zaskoczyć), a nawet pewnej jej nierealności (choć ponoć w życiu wszystko jest możliwe) czytelnik wcale się nie nudzi. Powieść jest swoistym lekarstwem na zło współczesności i warto ją „przepisać” wszystkim malkontentom, znudzonym, zrozpaczonym i wątpiącym. Zaleca aktywność życiową i postawę zaangażowaną. Zainteresowanie otoczeniem i drugim człowiekiem. Sięganie po rzeczy wydawałoby się niemożliwe. Działanie, by ostatecznie zwyciężyć. A przede wszystkim - wspaniale podnosi na duchu! • • Gabriela Kansik • DKK • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    „Modlitwa za Owena” to siódma powieść amerykańskiego pisarza Johna Irvinga. Książka z roku 1989, która w Polsce ukazała się kilka lat później, w 1998 roku, w tłumaczeniu Magdaleny Iwińskiej i Piotra Paszkiewicza. Utwór ani nie pierwszy, ani nie ostatni, lecz jak przeczytałam w blurbie „najbardziej niezwykły” w dorobku pisarza. Z tą opinią chyba się zgodzę, „Modlitwa..” jest bowiem dla mnie utworem... o którym i z którym trzeba dyskutować. • Spotkanie z tą powieścią porównać mogę do balu, na którym zjawiam się w nieodpowiednim obuwiu. Czytając tę książkę, czułam - wielokrotnie! - jak uwierają mnie, do bólu nawet, nowe, wspaniałe przecież, buty, czasami jednak, jakby porwana oszałamiającą muzyką i wirem walca, zapominałam o tym, że mam na nogach jakiekolwiek buty... i płynęłam w rytm słów zauroczona przedstawianą sytuacją i humorem, wręcz zamroczona gorzką ironią i prawdą - sarkastyczną - o ukazywanym świecie. Bo też historia Johna i Owena to nie tylko opowieść o wspaniałej przyjaźni, bezinteresownej, takiej, która wywiera wpływ na całe życie, ale także utwór obnażający wszelką małość i hipokryzję dwudziestowiecznego, a więc przyjąć można – także współczesnego świata. • Opowiadając nam historię swoich bohaterów, autor igra z czytelnikiem. Ukazuje świat jakby odwrócony. Wszystko jest inne niż się z pozoru wydaje. Ta odwrócona konwencja przedstawiania rzeczywistości pozwala autorowi na jej demaskowanie, na obnażanie tych jej przejawów, które nie spełniają swej funkcji i raczej przeszkadzają, niż pomagają w egzystencji. Zbliża się Boże Narodzenie. Należy uczcić ten świąteczny czas szkolnym przedstawieniem. Zgodnie z tradycją – czyli jak każdego roku - wystawione zostaną w kościele dla ludności z Gravesend żywe obrazy z udziałem dzieci. Wszystko w porządku? Jak najbardziej, przynajmniej do tej pory... Jednak w tym spektaklu rolę Jezuska będzie odgrywał Owen. I tu widzimy odejście od schematu naszych wyobrażeń. Pomysł, by jedenastolatek był w szkolnym przedstawieniu jasełkowym narodzonym właśnie małym Dzieciątkiem, jest co najmniej dziwaczny – a w powieści służy skrytykowaniu i kościoła, i rodziny, i małomiasteczkowej społeczności. • Autor posługuje się także symbolem, by scharakteryzować rzeczywistość, ocenić ją, nadać jej sens, uwiarygodnić. Piłeczka bejsbolowa, manekin, czerwona sukienka, posąg Marii Magdaleny... i wiele innych jeszcze przedmiotów (a także sytuacji, osób, ba - nawet zwierząt) urasta do rangi znaku mówiącego. Wielokrotnie pojawiający się motyw uciętych kończyn (bo nie tylko rąk czy łap) staje się w powieści znakiem okaleczonego pokolenia. • Bo „Modlitwa...” jest to jednak przede wszystkim powieść antywojenna. Akcja właściwa toczy się w latach 1953-1968, więc tuż po zakończeniu wojny w Korei oraz wtedy, gdy rozpoczyna się i eskaluje konflikt w Wietnamie. Fabuła książki wprawdzie do Wietnamu się nie przenosi, jednak wojna tam toczona znacząco wpływa na losy obu głównych bohaterów, którzy urastają do rangi przedstawicieli całego pokolenia... Inny jest wprawdzie ich stosunek do udziału w tej wojnie, jednak obaj są nią niejako naznaczeni. • Dużo miejsca w utworze poświęca autor rozważaniom o religii, kościele i wierze. Obnaża przy tym powierzchowność praktyk religijnych, krytykuje postawy zarówno wyznawców różnych kościołów, jak i ich duchowych przewodników. Jest to więc w pewnym sensie powieść demaskatorska; krytykuje kościół, rodzinę, szkołę, wojsko, państwo... • Postać Owena Meany'ego jest z pewnością pomysłem nietuzinkowym. Można oczywiście zastanawiać się nad różnymi aspektami jego życiorysu, osobowości, postrzegania świata. Nie ulega jednak wątpliwości, że Owen Meany do nas przemawia, że zmusza do przemyśleń... Jest to bohater wyrazisty, choć kontrowersyjny. Dla mnie jednak dużo ciekawszą postacią jest drugi bohater i narrator jednocześnie - John Wheelwright. Zdominowany przez Owena, ukryty gdzieś z tyłu za wydarzeniami, niby bezmyślnie przyglądający się zmieniającej się rzeczywistości, a jednak to on jest – według mnie - tą postacią bardziej tragiczną. Skazany na drugorzędną rolę „tylko Józefa” musi jednak żyć z całym balastem smutnych doświadczeń dzieciństwa bez matki i młodości naznaczonej obawą przed Wietnamem. W tym drugim planie czasowym, w roku 1987, widzimy go jako człowieka, który w zasadzie wiedzie ustabilizowany tryb życia, pracuje, odwiedza swych bliskich, ale którym jednak targają demony niepewności egzystencjalnej. Wiecznie ucieka... przed prawdziwym życiem. Najpierw do Kanady, a następnie w samotność. Nawet jego nowo odkryta wiara jest w pewnym sensie ucieczką, szukaniem porządku i logiki w otaczającym go świecie. Musi także poradzić sobie ze śmiercią Owena, wyjaśnić ją sobie. Modlitwa za przyjaciela jest próbą oswojenia tej śmierci, próbą pogodzenia się z własnym życiem, wreszcie kołem ratunkowym na niepewną przyszłość. Powieść rozpoczyna się zdaniem: „Do końca życia będę pamiętał chłopca o ochrypłym głosie – nie dlatego, że miał taki właśnie głos, ani dlatego, że był najmniejszy w klasie, ani nawet dlatego, że przyczynił się do śmierci mojej matki, ale z tego powodu, iż dzięki niemu wierzę w Boga.” Bezsens otaczającego świata może tłumaczyć tylko wiara..., w przeciwnym wypadku nie da się żyć. A kończy utwór autor słowami: „Boże! Błagam Cię, oddaj nam go! Nie ustanę w moich modlitwach.” Owen Meany staje się symbolem normalności, ładu i porządku świata. Przede wszystkim dla Johna Wheelwrighta. • Powieść Johna Irvinga to dziewięć rozdziałów rozważań będących próbą przeniknięcia tajemnicy ludzkiej egzystencji, to ponad sześćset stron dywagacji na temat fascynującego zagadnienia życia w niedoskonałym świecie. Może warto zagłębić się w te rozważania i dywagacje? I sformułować swoje wnioski? Ja w każdym razie muszę po prostu stwierdzić, że mimo iż mam bardzo obolałe stopy, bal był zdecydowanie udany! • Gabriela Kansik • DKK • Oleska Biblioteka Publiczna
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
15
  • Lektury nadobowiązkowe
    Szymborska, Wisława
  • Pani Churchill
    Benedict, Marie
  • Ginczanka
    Kiec, Izolda
  • Manhattan Beach
    Egan, Jennifer
  • Wielcy zapomniani
    Borucki, Marek
  • My z Jedwabnego
    Bikont, Anna
wojciech
Opole MBP
Stanomino GBP
Anto
Ilona456
karina.l
biala-roza
AgaDu
Rene
tynaklb
wit-ar
Iwan_fiodorow
alaalicja81
linka2005
gabriela.sykulska
olga.sp1

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo