Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
AsKier
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
  • [awatar]
    AsKier
    Świat, w którym żyjemy, nie jest idealny. Nic nie jest proste, nie wszystko jest łatwe i przyjemne, ludzie mają wady i nie są nieomylni. Nie znaczy to jednak, że brakuje w życiu codziennym dobra. Każdy z nas może przyczynić się do uśmiechu na twarzy drugiego człowieka, każdy z nas jest w stanie sprezentować komuś dobry uczynek. • Jeden pechowy (albo szczęśliwy, zależy z której strony na to spojrzeć) dzień zmienia życie rodziny Corcoran na dobre. W małej miejscowości, do której Libby i Jason przeprowadzili się niedawno, by "zacząć od nowa", dochodzi do wypadku samochodowego. Wydarzenie to jest niecodzienne, gdyż wioska na co dzień jest przepełniona spokojem. W jego wyniku młoda dziewczyna traci przytomność, a Libby postanawia jej pomóc i zaopiekować się do czasu, aż przyjedzie karetka. Przeznaczenie chciało jednak, by te dwie kobiety się zaprzyjaźniły. W szpitalu okazuje się, że nieznajoma straciła pamięć, a droga do jej odzyskania będzie bardzo trudna, zwłaszcza że nikt z rodziny jej nie szuka, nie ma przy sobie żadnych dokumentów, nie wie nic o swoim miejscu zamieszkania. Nieznajoma postanowiła, że chce być nazywana Pippa, a Libby utwierdziła ją w przekonaniu, że powinna "na chwilę" przyjąć to imię, skoro z jakiegoś powodu dobrze się jej kojarzy. • Libby i Jason przejęli hotel, który Margaret – matka Jasona – prowadziła do tej pory z mężem. Ten niestety zmarł, co rodzina głęboko przeżywa i nie może pogodzić się z utratą bliskiego członka. Młode małżeństwo ma ogromne ambicje, chce odnowić hotel, dostosować do wymogów nowoczesnego świata i wprowadzić na rynek, zarabiać. Jednak "zacząć od nowa" nie jest wcale tak prosto, nawet w małym miasteczku. Na drodze do szczęścia pojawia się duża przeszkoda: pieniądze. Libby postanawia przyjąć Pippę do hotelu, a gdy nieznajoma odzyska pamięć, wróci do domu. Z czasem małżonkowie zaczynają się kłócić, a teściowa o wszystko obwinia synową. Sukces hotelu i rodziny staje pod znakiem zapytania, a życie każdego dnia udowadnia, że każdy problem rodzi kolejny. • „W taki sposób dowiadujesz się, kim jesteś. Życie złożone z epizodów, anegdot, testów i chwil, potwierdzonych i skatalogowanych przez przyjaciół. Ale jeśli ich nie ma – i przyjaciół i wspomnień – skąd się dowiesz bez konieczności zaczynania wszystkiego od początku?” • Powieść „Dobry uczynek” zainteresowała mnie od razu krótkim opisem na okładce. Kto nie lubi od czasu do czasu poczytać o czymś przyjemnym? Lucy Dillon stworzyła historię bardzo rodzinną, pełną ciepła, dającą nadzieję na lepsze jutro. Ogromnym jej plusem jest właśnie klimat. Czuć, że książka jest napisana z pasją, podziwem, miłością do ludzi. Żadna z przedstawionych relacji nie jest sztuczna czy nierealna, dzięki czemu łatwo jest wczuć się w sytuację rodziny Corcoranów i razem z nimi cieszyć się obecnością drugiego człowieka, radzić sobie z problemami. Każdy bohater książki ma swój charakter, dość szczegółowo dopracowany i opisany, dzięki czemu wyróżnia się na tle innych. Niestety, książki są jak ludzie – mają wady i zalety. Skazą tej książki są czasami przydługie i zbędne opisy oraz nudny początek. Pierwsze dwieście stron historii są o czymś, ale o niczym. Miałam ochotę po prostu ją odłożyć i nie czytać dalej, bo nie dość, że męczyła czcionka, to jeszcze historia rozwijana jakby na siłę. • „Jedyna osoba, która naprawdę się liczy, jedyna, która naprawdę cię zna, to ty sama. Więc jeżeli myślisz, że jesteś osobą, która po tego rodzaju ciosie potrafi się podnieść, iść dalej i skończyć robotę, to nią jesteś”. • Wszystko zmieniło się w połowie książki, gdy wydarzenia z życia Libby i nieznajomej zaczęły nabierać tempa. Hotel stanął na skraju bankructwa, kobieta zaczęła przypominać sobie dawne życie, a Jason z dnia na dzień był bardziej zdenerwowany. Od połowy historia jest tak wciągająca, że już trudno książkę odłożyć. Wciąż znajdzie się miejsce na długie opisy, które momentami ma się ochotę pominąć, bo nic konkretnego nie wnoszą, ale więcej miejsca zajmują emocje i uczucia. Myślę, że można doszukać się w tym jakiegoś zamiaru. Książka opisuje życie ludzi tak prawdopodobnych, że aż realnych... Na pewno gdzieś w świecie żyje taka Libby, która marzy o pięknym hotelu, i taka Margaret, która nieprzerwanie tęskni za mężem. Na pewno gdzieś jakiś mężczyzna nie potrafi obchodzić się z pieniędzmi, a jakaś kobieta nie wie, co w jej życiu jest prawdą. A życie jak to życie, nie zawsze jest niesamowite i ciekawe, zdarzają się w nim chwile nudy i monotonii, zaś jak coś się wali, to wszystko na raz. • „(...) romantyczność nie musi się kończyć w dniu ślubu!” • Na szczęście Lucy nie chce wprowadzić czytelnika prosto w depresję i z czasem się reflektuje, serwując całkiem dobrą opowieść o walce... Ale nie takiej ze smokami czy wiatrakami, raczej o walce o szczęśliwą i spokojną codzienność, o pewne relacje i wspólne jutro. Przyjaciół poznaje się w biedzie i czasami się ich nie zauważa. „Dobry uczynek” pokazuje, jak ważna jest rodzina i bliscy, którzy kochają bezwarunkowo. Na przykładzie Libby i Jasona łatwo dostrzec, że każdy człowiek może popełniać błędy, ale musi umieć je naprawiać. Bez starań żadna miłość nie przetrwa, a "zdobywanie" nie kończy się w dniu zawarcia małżeństwa. Z kolei gdy druga połówka zawiedzie, nie powinno się odrzucać pomocnej dłoni. Zrób dla kogoś dobry uczynek, a kiedyś dobro do ciebie wróci... Niby taka prosta lekcja, ale często zapominana. Dlatego polecam książkę „Dobry uczynek” wszystkim, którzy szukają nadziei i siły, którzy lubią czytać o ludziach z krwi i kości.
  • [awatar]
    AsKier
    Pierwsza część erotycznej trylogii „Uwikłani” zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejną. Byłam ciekawa, jak potoczy się życie Alayny i Hudsona oraz czy autorka utrzyma lekką i wciągającą fabułę oraz bardzo dobre sceny erotyczne wywołujące rumieńce na policzkach. W „Pokusie” Laurelin stworzyła ciekawych bohaterów – nie tylko tych głównych – i pozwoliła ich zrozumieć, a nawet się trochę do nich przywiązać. Pytanie brzmi: czy druga część zachowała poziom poprzedniej? • Hudson i Alayna znają się trzy tygodnie. Wspólnie odgrywany teatrzyk bardzo ich do siebie zbliżył, chociaż początkowo oboje bali się do tego przyznać. Ona ze względu na swoją przeszłość, która przepełniona była burzliwym i niezdrowymi relacjami z mężczyznami oraz chorobliwą obsesją, on natomiast sądził, że nie potrafi wyrażać uczuć. Wszystko się zmieniło tak nagle, jak nagle pojawili się w swoim życiu. Alayna próbuje pokonać wszelkie przeszkody i wyzbyć się przyzwyczajeń z poprzednich relacji, pragnie stworzyć z Hudsonem prawdziwy i szczęśliwy związek pełen miłości. Gdy postanawiają zamieszkać razem, wszystko zaczyna się psuć i na jaw wychodzi wiele tajemnic. Alayna nie wie, komu może zaufać, a kto jest jej wrogiem. Przez tę niepewność jej związek z Hudsonem wisi na włosku, a na horyzoncie pojawia się druga kobieta, która ma zamiar walczyć o uczucie Hudsona... • „Ale przede wszystkim, jeśli masz kłopoty, ja tu jestem. Nie dlatego, że tak nakazuje prawo, ale dlatego, że jesteś moja. A ja jestem twój. A to oznacza, że jestem z tobą związany pod każdym względem i w każdej sytuacji. Na dobre i na złe. Jeśli tego nie widzisz, to nie mamy szans”. • Tak przedstawia się fabuła Obsesji, która – przyznaję lekko rozczarowana – nie powala. Podczas czytania poprzedniej części nie mogłam się oderwać nie tylko od głównych scen erotycznej trylogii, ale też od fabuły. Ciekawiły mnie postacie, ich przeszłość i plany. W „Obsesji” niestety coś nie wyszło, bo jedna postać została dopracowana... kosztem innych. Laurelin dodała do historii tez kilkoro nowych bohaterów, których byłam ciekawa w poprzedniej części. • Sceny erotyczne z kolei zostały doprawione kosztem fabuły. Cóż... coś za coś. Jednak nie mogę powiedzieć, że jest źle. Nie, jest po prostu stabilnie, choć bez szału. Przez cały czas lektury miałam wrażenie, że główna bohaterka – jej rozmyślania i wątpliwości – jest strasznie naciągana, a jej przeszłość i problemy psychiczne przesadnie podkreślane. Czułam, jakby autorka mówiła do mnie bez przerwy, że nie mogę zapomnieć o jej chorobie, nie mogę zapomnieć o jego czynach, bo tylko dzięki temu oni trafili do łóżka... Przeznaczenie i takie tam, bo oboje są chorzy, rozumieją się, a rodzina ich nie rozumie i już. Koniec drugiej części był – na szczęście – zaskakujący i niespodziewany. W końcu doszło do konfrontacji między członkami rodziny, a tajemnica ujawniona na ostatnich kartkach pierwszej części rozwiązana. • „Potrzebuję cię, Hudson. Chcę, żebyś mnie dotknął i pomógł odzyskać harmonię. Bez ciebie jestem rozstrojona i to piekielnie boli. Jakby brakowało części mnie”. • Jak wiadomo, w "najbardziej elektryzującej trylogii erotycznej wszech czasów" to nie fabuła jest najważniejsza (mimo że to dzięki niej w ogóle Alayna poszła z Hudsonem do łóżka), ale właśnie pikantne sceny erotyczne i miłosne. Tutaj jest jeszcze lepiej niż w „Pokusie”, a już wtedy pochłaniały do granic możliwości. W drugiej części dosłownie skaczemy od jednej sceny seksu do kolejnej: seks na dzień dobry, seks na zgodę, seks na dobranoc, seks po seksie, dwa razy po trzy razy... Nie chcę, by zabrzmiało to, jakbym się czepiała. W niektórych momentach było tak dobrze i tak słodko, że aż niemożliwie. Ale faktem jest, że sięgając po literaturę erotyczną, nie chcemy historii pełnej nauk i rozmyślań, ale trochę emocji niemożliwych, przesadzonych. I to zapewnia „Obsesja”, gdyż każda scena miłosna jest opisana inaczej. Nie brakuje pikantnych opisów, ale też nie dostajemy tylko delikatnych i przyjemnych pieszczot. Autorka dawkuje emocje i dopasowuje je do atmosfery panującej między kochankami. To, że w niektórych momentach ta atmosfera wydaje się naciągana, w tym przypadku jest mało istotne... Powtórzę zdanie z recenzji poprzedniej części: „Być może miejscami było "aż za dobrze", jednak to jest to, co kobiety lubią – przekraczanie granic, łamanie schematów”. • Zaletą tej książki jest prosty język, który pozwala czytać szybko i nie każe zastanawiać się dłużej nad którymś z akapitów. „Uwikłani. Obsesja” to po prostu druga część trylogii... Lekka, niez­obow­iązu­jąca­ lektura, przepełniona miłością i erotyzmem, ale doprawiona także zazdrością i tajemnicami. Chociaż tutaj też zarzuciłabym przesadę, ale nie zrobię tego. Przecież „Uwikłani” mają dać chwilę rozrywki i zapomnienia. Mam duże zastrzeżenia do relacji głównych bohaterów, którzy zresztą podkreślali kilkakrotnie, że krótki czas znajomości w niczym nie przeszkadza, gdy się kogoś kocha. Myślę, że tę część musicie ocenić sami. • „Szkoda, że długi czas oczekiwania uważa się za niezbędny przy podejmowaniu ważnych decyzji w związku. To nie powinien być żaden wyznacznik”. • Ostatecznie jednak nawet "typowy drugi tom" mnie usat­ysfa­kcjo­nowa­ł i zaciekawił. Wciąż nie jestem wszystkiego pewna, więc nie mogę się doczekać trzeciej części. Chciałabym, by w końcu cała prawda na temat Hudsona wyszła na jaw, bo jego przeszłość i zamiary wciąż mnie intrygują. Nie wiem, jakie są jego intencje, ale po tytule trzeciej części wnioskuję, że niepotrzebnie się nad tym zastanawiam. „Obsesja” nie tylko wciąga, ale też zachęca do sięgnięcia po „Na zawsze”. Polecam wam tę książkę na wieczór z lampką wina i nastawieniem na lekturkę, nie akcję i elementy zaskoczenia.
  • [awatar]
    AsKier
    Pół roku czekania było warte tej chwili, w której mogłam powrócić na wyspę Martha's Vineyard, by kontynuować przygodę z duchami ponurego Sorrow. „Serce ze szkła” wciągnęło mnie na tyle, że podświadomie nie mogłam się doczekać „Serca w kawałkach”. Jednak nie wytrzymam czekania jeszcze raz tyle na kolejną część! • David wrócił z Juli do Bostonu, niemal odciął się od ojca i przez pięć miesięcy nie pojawił się na rodzinnej wyspie. Taka sytuacja sprzyjała chłopakowi, gdyż jego ciało odżyło, a psychika powoli zaczęła się normować... Do czasu. Niepozorny incydent, w którym polała się krew, sprawił, że do Davida powróciły strzępki wspomnień z wydarzeń na klifach. Chłopak stał się na powrót nerwowy, wrażliwy i nieobecny, zupełnie jakby depresja nawracała. Gdy otrzymuje zaproszenie na pięćdziesiąte urodziny ojca, zapewnia Juli, że nie ma zamiaru się tam wybierać i nie chce wracać na wyspę. Dziewczyna boi się, że mogłoby to zaburzyć jego równowagę psychiczną, a jego psychiatra nie jest pewien, czy byłby to sposób na poradzenie sobie z przeszłością, czy wręcz przeciwnie. • „W jego wspomnieniach pojawiła się wyrwa, ciemność, której nie potrafił przeniknąć. Człowiek stara się wtedy i wciąż próbuje, lecz wszystkie starania spełzają na niczym, aż pojawia się przeświadczenie, że coś jest nie tak. Że to obłęd”. • David wciąż myśli o Charlie, z czasem zaczyna też planować podróż na wyspę w tajemnicy przed swoją dziewczyną. Sumienie jednak nie pozwala mu okłamywać Juli, dlatego informuje ja o swoich planach, prosząc jednocześnie, by nie jechała za nim. Juli, jak to zakochana nastolatka, nie chce zostawiać ukochanego, więc jedzie na wyspę z ojcem. Tam koszmar sprzed kilku miesięcy zaczyna się na nowo, a przecież jego sprawca zniknął... • Czytelnik również zaczyna przygodę z historią Kathrin Lange i jej bohaterami na nowo, wciągając się w wyjątkowy klimat bogatej posiadłości. „Serce w kawałkach” trzyma poziom poprzedniej części, jeśli o poziomie mogę tu mówić. Wciąż od książki trudno się oderwać, a każdy rozdział sprawia, że aż chce się czytać dalej. Jednak nie jest to lektura ambitna, która wzbudza wiele prawdziwych emocji, od których nie możemy się opędzić. Osobiście nie umiałam się zżyć z żadnym z jej bohaterów, często nie mogłam zrozumieć ich postępowania. Jak wspominałam w poprzedniej recenzji, w pewnym momencie „Serca ze szkła” Juli okazała się bohaterką dość ciekawą, jednak w tej części autorka znów ją spłyciła. Miałam często wrażenie, że jest ona w historii "na siłę", mimo że to główna bohaterka. Zupełnie jakby Kathrin pomyślała sobie: "facetowi z depresją jest potrzebna jakaś dziewczyna, i już, no żeby było mu łatwiej". Jednak jej przywiązanie do Davida, urojenia o jego rychłym zniknięciu, obawy przed zdradą, wytykanie swoich wad, porównywanie się do "pięknej i idealnej blondynki" były chwilami męczące i nużące. • „Jak można kogoś tak bardzo kochać, jak ja kochałam jego? Do tego stopnia, że to, co sprawiało mu ból, stawało się dla mnie prawdziwą torturą?”. • Kreacja Davida, drugiego głównego bohatera, wyszła o ton lepiej, może dlatego, że właśnie on jest w centrum tajemniczych wydarzeń. Jego choroba, uczucia, emocje, wspomnienia i relacje z ojcem zostały pokazane w sposób realny, jednak nadal nie dość dobry. Służąca w Sorrow pojawia się na kartach powieści jako głos duchów, co nie zmieniło się w stosunku do poprzedniej części. Ojciec Davida występował rzadziej, jednak myślę, że to on został pokazany w tej historii najlepiej. Nadal jest postacią o abstrakcyjnym stylu myślenia i potrafi zaskakiwać... W przeciwieństwie do ojca Juli, który często chyba nie jest nawet świadomy, że ma córkę. Zdarza mu się odegrać jakąś ważną rolę, ale to chyba tylko przebłyski. • Koniec z krytykowaniem postaci. Przecież powiedziałam, że historia mnie wciągnęła i niecierpliwie czekam na kolejną część... No tak, jest to jedna z niewielu książek, w której bohaterowie są stworzeni "po łebkach", a fabuła jest niezwykle ciekawa i zaskakująca. Autorka wykazała się na tym polu pomysłowością, zwroty akcji są bowiem na wysokim poziomie. Ba! Zakończenie jest jednym wielkim zwrotem akcji, który sprawia, że pragnę się dowiedzieć, co dalej będzie się działo na wyspie... Nie tyle z bohaterami, co – jak rozwiąże się tajemnica, jaką rolę odgrywa miejscowa legenda i czy ludzie z okolicy Sorrow cały czas znali prawdę. • Książka jest utrzymana w tak lekkim stylu, że można przeczytać ją w chwilę. W jeden wieczór. Z czasem przestaje się zwracać uwagę na denerwującą główną bohaterkę, pomija się fakt jej istnienia – albo go toleruje – i z ciekawością dąży się do końca, próbując połączyć wątki i wyszukać wskazówki. To rzeczywiście magia czy spisek? Nie wiem. Wiem jednak, że „Serce w kawałkach” jest warte przeczytania, chociażby dla tej chwili odprężenia, zatopienia się w świat młodych ludzi zakochanych w sobie po uszy, niewidzących niczego poza sobą. Jest warte przede wszystkim rozwiązania zagadki.
  • [awatar]
    AsKier
    Chyba nie potrafię pisać o książkach tak dobrych, że aż za dobrych. Na „Po prostu bądź” miałam chęć już odkąd pojawiła się w księgarniach, jednak wciąż coś nie pozwalało mi jej dorwać. Gdy już trafiła w moje ręce, przepadłam totalnie. • Jak już pisałam nie raz – najlepsze historie pisze życie. Książka Magdaleny Witkiewicz przybliża nam historię tak prawdopodobną, że wydaje się prawdziwa. Jest prawdziwa aż do bólu. Może dlatego wywołuje tyle sprzecznych emocji, może dlatego tak ciężko się pogodzić z niektórymi wydarzeniami z życia Pauliny. • Główna bohaterka jest skazana na życie na wsi i pracę w gospodarstwie. Rodzice już dawno zaplanowali dla niej przyszłość u boku Adriana – chłopaka z sąsiedztwa. Paulina rzeczywiście coś do niego czuje, jednak to najzwyklejsza przyjacielska miłość, nie bajeczne uniesienia. Adrian również traktuje Paulinę jak siostrę, opiekuje się nią, pomaga, jest na każde zawołanie i wpiera w trudnych momentach. To on namawia Paulinę, by zamiast życia na wsi, wybrała studia w Gdańsku. Dziewczyna ma niepowtarzalny talent, który szkoda byłoby zmarnować. W tajemnicy przed rodzicami przygotowuje się do studiów i dostaje się na wymarzony kierunek. Rodzina się jej wypiera, nie ma zamiaru ani wspomóc finansowo ani dobrym słowem. Na szczęście jest Adrian, który nigdy nie zawodzi. • „(...) Najtrudniejsze to chyba być z kimś szczęśliwym do końca swych dni. Fajnie byłoby mieć mapę z zaznaczonym miejscem, gdzie leży szczęście. Człowiek musi się bardzo namęczyć, by je znaleźć na mapie życia. (...) W życiu nie ma GPS-a, który w momencie, gdy obierzemy niewłaściwą drogę, powie nam: "Zawróć, gdy to tylko możliwe".” • Paulina radzi sobie nadzwyczajnie dobrze, ludzie kupują jej portrety, jest chwalona przez wykładowców... zwłaszcza jednego. Gdy na drodze studentki staje kilka lat starszy Aleksander Dembski, jej życie zmienia się o 180 stopni. Z takiej relacji mogą wyniknąć różne rzeczy, ale kto by się spodziewał, że sprawy potoczą się tak szybko? Kto ośmieliłby się pomyśleć, że życie młodej dziewczyny rozkwitnie, by zaraz znów doprowadzić ją na skraj wytrzymałości? Bo gdy go zabrakło, został tylko sweter i pochłaniająca Paulinę pustka... • Zastanawiałam się, czy rzeczywiście książki Magdaleny Witkiewicz są warte szumu, jaki się wokół nich wytworzył. Nie było innego sposobu, jak sprawdzić osobiście. „Po prostu bądź” zaczarowało mnie okładką (a jak wiecie, zwracam na to bardzo dużą uwagę) i tekstem na okładce – miłość i pakt? Czy to odpowiednie połączenie? Jak się okazuje, wszystko jest możliwe, a autorka książki ma niesamowity talent do łączenia ze sobą sprzecznych emocji. Sielanka, idealne życie, cudowne plany na przyszłość... wszystko to na pierwszych stronach książki jest tak piękne, że aż niemożliwe. Można pomyśleć wtedy, że czytamy kolejną sztuczną historyjkę o miłości ni normalnej, ni zakazanej. Po prostu piękna miłość, aż uśmiechałam się od ucha do ucha, czytając maile Pauliny i Aleksa, ich rozmowy o niedalekiej przyszłości. Myślałam wtedy, że chciałabym przeżyć coś takiego. Do czasu... • „(...) Dlaczego ośmielił się pierwszy odejść. Tak po prostu zwiać z tego świata bez pożegnania i zostawić mnie samą! Przecież tak się nie robi komuś, kogo się kocha! Nie odchodzi się bez pożegnania!”. • Magdalena nie pozwoliła jednak długo trwać Paulinie w szczęściu. Wszystko działo się tak szybko, że aż wydawało się podejrzane. I rzeczywiście, jak to mówią: "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach". Co dokładnie sprawiło, że wciągnęłam się w tę historię, jakbym ją przeżywała? Szczerze mówiąc, sama do końca nie wiem. Może to, że mamy do czynienia ze zwykłymi ludźmi, których pewnie spotykamy czasami w sklepie, mijamy na ulicy, ale nie zdajemy sobie sprawy, że takie właśnie jest ich życie, że właśnie takie emocje targają ich duszami. Kreacja bohaterów nie jest arcydziełem, nie jest też przesadzona ani niedopracowana. Jest w sam raz, po prostu zwykli ludzie jak ja, ty, nasi przyjaciele. Może też wiele prawdy jest w stwierdzeniu, że Magdalena Witkiewicz przedstawiła ich życie, ich codzienność i uczucia tak dobrze, że nie trudno jest się utożsamić z bohaterami i stanąć na ich miejscu. Może... Jestem jednak pewna jednego: ta książka wywoła uśmiech na twojej twarzy nie raz i nie dwa, doprowadzi do płaczu jeszcze częściej, wywoła pewną ulgę, gdy już dotrzesz do zakończenia... chociaż, polemizowałabym, czy to rzeczywiście koniec. Skoro mamy do czynienia z ludźmi z krwi i kości, historia musi toczyć się dalej. Dalej będą zapewne wzloty i upadki, jak to w życiu bywa... Czytałam ostatnio, że Magdalena Witkiewicz jest ekspertem od szczęśliwych zakończeń. Czy tak jest? Oceńcie sami. • „Życie jest zbyt krótkie, by przejść przez nie samotnie... Proszę, po prostu bądź”. • Myślałam wtedy, że chciałabym przeżyć coś takiego. Do momentu, gdy wszystko się pogmatwało. Teraz, gdy już kilka dni temu skończyłam czytać „Po prostu bądź”, sama nie wiem, czy chciałabym doświadczyć tego typu miłości, takiego skomplikowanego uczucia. Mam w głowie wiele sprzecznych myśli na temat tej rzeczywiście pięknej historii. Wiem, że polecam tę książkę każdej kobiecie, która lubi podczas lektury czuć coś, czego jeszcze nie poczuła w życiu. Polecam osobom (nie lubię klasyfikować literatury, więc może jakiemuś mężczyźnie również przypadnie do gustu), które lubią przeżywać historie, nie tylko czytać.
  • [awatar]
    AsKier
    Joanna Maria Chmielewka wciąż mnie zaskakuje nie tylko językiem, ale też pomysłowością. „Sukienka z mgieł” to moje drugie spotkanie z tą autorką i mimo że są w niej opisane losy bohaterów Poduszki w różowe słonie, której jeszcze nie czytałam, jestem zachwycona fabułą książki i zasmucona, że kończy się tak szybko. Jednak dzięki Sukience z mgieł jestem przekonana, że sięgnę po inne książki Chmielewskiej. • „Są miejsca, gdzie dobre myśli łatwiej odnajdują człowieka”. • Weronika nie miała łatwego dzieciństwa. Nie dlatego, że pochodziła z patologicznej rodziny, przeciwnie – rodzice byli poważanymi lekarzami, jednak interesowali się tylko pracą, rozmawiali o sytuacji swoich pacjentów, rozprawiali o ich dolegliwościach. Córką natomiast nie przejmowali się na tyle, na ile jej było to potrzebne. Czy to dlatego, że nie była planowanym dzieckiem, a może dlatego, że była po prostu inna, widziała więcej i czuła więcej, niż jej rodzice potrafili udowodnić naukowo? W związku z tym „Weronikę wychowały koty”, wyrosła na niesamowicie wrażliwą i ciekawą świata kobietę. Wyobrażacie sobie zapewne, jaka była reakcja jej rodziców, którzy mieli wobec córki duże wymagania, gdy oznajmiła im, że chce... prowadzić kawiarnię. Piwnica pod Liliowym Kapeluszem stała się marzeniem Weroniki, a po latach starań – rzeczywistością. • W Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem schodzą się drogi ludzi sobie przeznaczonych, w tym klimatycznym i ciepłym miejscu wszystkie życia zaczynają się zmieniać, problemy nie do pokonania rozwiązywać, a strach przestaje być hamulcem. Kryśka z żony pijaka przeistacza się w Anastazję – silną i dumną kobietę. Andrzejek okazuje się mądrym i uzdolnionym chłopcem, dwie przyjaciółki odnajdują się po latach... Gdyby nie Piwnica pod Liliowym Kapeluszem, życie Weroniki i wielu innych osób wyglądałoby zupełnie inaczej. • „Impulsy... Czasami z pozoru niewiele znaczące zdarzenia (...) – pojedyncze zdarzenia lub ich ciągi wpasowują się w czyjąś życiową układankę. Stają się inspiracją. Początkiem łańcuszka lub też jego kolejnym ogniwem. Niteczką splatającą ze sobą ludzkie losy. Albo liną ratunkową”. • „Sukienka z mgieł” przedstawia historie z życia wzięte, a jak wiadomo – ono pisze najlepsze scenariusze. Pokazuje przede wszystkim codzienność kobiet, które postanowiły coś zmienić i wziąć życie we własne ręce, a ono do tej pory było okrutne i złośliwe. Jak już wspomniałam, historia ludzi, których łączy głównie Piwnica pod Liliowym Kapeluszem, kończy się zdecydowanie za szybko. Książka ma zaledwie dwieście kilka stron, a jednak możemy z niej wynieść bardzo wiele potrzebnych w dzisiejszym zabieganym świecie przemyśleń. Nie można skazywać się na cierpienie tylko po to, by nie narobić sobie wstydu w oczach "innych", nie można ukrywać swojego problemu i myśleć, że "nikt nie ma jak ja", nie można w końcu zaniedbywać relacji z najbliższymi, bo najczęściej okazuje się, że to właśnie one mają największy wpływ na całe życie. • Joanna Maria Chmielewska przedstawia nam opowieść na poziomie, bohaterów jak najbardziej realnych, zwykłych-niezwykłych. Dzięki uniwersalności osobowości nietrudno jest się do nich przywiązać, spojrzeć na sytuacje ich oczami. Podczas czytania „Sukienki z mgieł” nie zmieniamy świata, nie walczymy ze smokami, ale zmagamy się z codziennością. Autorka zrobiła to jednak tak, by nie męczyć lekturą, ale relaksować i w pewien sposób uczyć. Uczyć empatii, zrozumienia i radzenia sobie z problemami, docenienia własnych możliwości. Chyba się powtarzam, ale tak samo jak po przeczytaniu „Pod Wędrownym Aniołem” uważam, że Joanna Maria Chmielewska maluje słowem... maluje naprawdę piękne i intrygujące obrazy, które chce się oglądać.
Ostatnio ocenione
1 2
  • Wszystko to co wyjątkowe
    Quick, Matthew
  • Raced
    Bromberg, K.
  • Crashed
    Bromberg, K.
  • Napędzani pożądaniem
    Bromberg, K.
  • Małe życie
    Yanagihara, Hanya
  • Jak najdalej stąd
    Portes, Andrea
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo