Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
Katherine_Parker
Najnowsze recenzje
1
...
34 35 36
...
43
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Rzadko zdarza mi się sięgać po jakiekolwiek poradniki. Myślę, że śmiało mogę nawet powiedzieć, że nigdy tego nie robię. Jednak Ogarnij się i zacznij żyć... już od samego początku mocno przykuł moją uwagę. Bardzo zainteresowało mnie to, w jakim stylu książka ta została napisana - czy będzie to jeden z tych nudnych poradników, które omijam szerokim łukiem, gdzie ów porady brzmią niesamowicie naukowo, lecz są mało skuteczne - oraz co też dodatkowego znajdę w środku, bo nie da się ukryć, że okładka niezwykle przyciąga wzrok. Jak mówiłam, nie sięgam po poradniki i po prostu się na nich nie znam, jednakże postaram się wyrazić moją opinię o nim najlepiej jak potrafię. • Pierwsze co mnie mocno zaskoczyło to fakt, iż w środku poradnik ten jest niesamowicie kolorowy, pełen przeróżnych zabawnych ilustracji oraz towarzyszących im komentarzy. Nie spodziewałam się również, że poradnik może mieć swojego bohatera - tutaj jest to pewna zmęczona, lekko przygnębiona i nie mogąca do końca poradzić sobie z trudami życia młoda kobieta (widoczna z resztą na okładce książki), która jest tak jakby odzw­ierc­iedl­enie­m czytelnika. Dalej mamy grupę specjalistów (których również możemy zobaczyć na licznych ilustracjach), którzy mają za zadanie pomóc naszej bohaterce, tj. nam, w tytułowym "ogarnięciu się". Czytając więc ów książkę możemy poczuć się, jakby to nam bezpośrednio grupa specjalistów udzielała rad. Niesamowicie mi się ta forma spodobała i przyznam się szczerze, że gdyby większość poradników była przedstawiona właśnie w taki sposób, zapewne zwracałabym na nie większą uwagę. • Dużą rolę odgrywają w tej książce właśnie ilustracje stworzone przez Raquel Córcoles, jednakże poradnik ten to nie przecież same zabawne ilustracje. Podzielona jest ona na sześć rozdziałów takich , jak Co się z nami kobietami dzieje, Rzeczy, którymi się martwimy, czy Rozpocznij trening. Niektóre z nich dodatkowo podzielone są na kolejne podrozdziały. Każdy z ów rozdziałów jest dalej obszernie wytłumaczony - ma on po prostu za zadanie wyjaśnić czytelnikowi niektóre kwestie związane z jego życiem, które mu ciążom, a z którymi nie może sobie poradzić. W tym miejscu nie raz mamy styczność z ów specjalistami, którzy prostymi słowami starają się nam wszystko dobrze wyłożyć. W połowie książki zaczyna się trening - zarówno fizyczny jak i psychiczny. Rozpisane są tam po kolei wszystkie dni tygodnia, w których dokładnie opisane jest co i jak mamy robić. Na samym końcu książki nie zabrakło również miejsca na nasze własne notatki. • Co więcej mogę powiedzieć o tej książce? Myślę, że najlepiej jest się z nią zapoznać osobiście. Ja sama nadal jednak nie jestem przekonana do poradników i w przyszłości raczej nie będę po nie sięgać. Na mnie Ogarnij się i zacznij żyć... nie zrobiło jakiegoś wielkiego wrażenia pod względem porad, ale jak mówię po prostu nie jestem z tych, co po poradniki sięgają. Na pewno jednak wielki plus należy się tej książce za formę jej wydania. Co do tego nie mam wątpliwości. Gdybym miała kupić go osobiście, raczej bym tego nie zrobiła, bo po prostu szkoda by mi było pieniędzy, jednakże cieszę się, że dzięki uprzejmości Wydawnictwa Feeria nadarzyła mi się taka okazja. Jeśli więc lubicie sięgać po poradniki myślę, że ten jak najbardziej wam się spodoba. A jeśli tak jak ja jesteście do nich nastawieni sceptycznie... raczej nie traćcie czasu na zapoznanie się z nim.
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Po wizycie w tajemniczym seksklubie dla wybranych i bogatych członków elity, Grace dochodzi do wniosku, że jest to jednak dla niej zbyt wiele. Myślała, że będzie potrafiła przełamać swoje zahamowania dla Jonathana, jednakże teraz już wie, że jeżeli tak miałby wyglądać ich "związek", ona nie jest gotowa na takie poświęcenie. Gdy zrozpaczona wybiega z klubu okazuje się, że Jonathan nie chce by dziewczyna go opuściła i jest gotów zaniechać swoich wizyt w tym tajemniczym przybytku dla niej. Deklaruje również, że może postarać się zmienić formę ich związku tak, jakby tego chciała Grace, jednakże nadal pozostawiając w tyle uczucia. To stanowczo nie podoba się tajemniczemu Yuuto Nagako, któremu bardzo mocno zależało na wizycie Grace w klubie. Jednak czy takie postanowienia i próby starania się wystarczą dziewczynie? Czy jest gotowa na tak skomplikowany związek? • Gdy tylko skończyłam czytać Barwy miłości, czym prędzej zabrałam się za jej kontynuację. Ów zakończenie pozostawiło po sobie tak wielki niedosyt, że po prostu nie było mocnych, którzy odciągnęliby mnie od od książki Barwy miłości. Czerwień. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki zaczęła się powieść - historia rozpoczęła się w dokładnie tym samym momencie, w którym skończyła się jej kontynuacja. Dzięki czemu nie mieliśmy wrażenia, jakbyśmy czytali coś zupełnie innego, no i oczywiście nic nas tam nie ominęło. Autorka dalej utrzymuje ten sam świetny poziom, który tak spodobał mi się podczas czytania jej poprzedniej książki. Nadal doskonale potrafi zaciekawić swojego czytelnika nawet najd­robn­iejs­zymi­ zdarzeniami. Niestety tutaj również od razu doszukałam się tego schematu, o którym wspominałam w przypadku Barw miłości. Miałam nawet wrażenie, że był on nieco bardziej namacalny, jednakże tutaj jakoś aż tak bardzo mi to nie przeszkadzało. • W Barwach miłości. Czerwień dzieje się na prawdę dużo, jednakże mam wrażenie, że to, co zaserwowała nam tu autorka, to tylko przysłowiowa cisza przed burzą. Między bohaterami zachodzi ogromny przełom ich związku, chociaż to nadal nie jest to, czego główna bohaterka by oczekiwała. Niez­aprz­ecza­lnie­ najciekawsze jest tu chyba zakończenie, które również wywołuje w czytelniku wielki szok. Spowodowało to, że z wielką niec­ierp­liwo­ścią­ czekam teraz na kontynuację serii, która mam nadzieję, ukaże się w Polsce dosyć szybko. Fabułę podsumowałabym dwoma słowami - bardzo interesująca. • Barwy miłości. Czerwień to doskonałą kontynuacja serii. Bohaterowie nie zmienili się drastycznie, wciąż są tacy sami, jakimi zdążyliśmy ich zapamiętać z pierwszej części, jednakże powoli możemy zauważyć nadchodzące w ich charakterach i uczuciach zmiany. Powieść cały czas trzyma w napięciu i nie można się od niej oderwać. Zakończenie natomiast, tak jak było to prędzej, to prawdziwa perełka, która z pewnością zaskoczy niejednego czytelnika. Jeśli więc zaczęliście przygodę z Grace i Jonathanem, koniecznie sięgnijcie po Barwy miłości. Czerwień, a jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, koniecznie nadróbcie zaległości, bo z każdą kolejną książką, seria rozwija się coraz bardziej. Z pewnością nie pożałujecie swojej decyzji
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Grace, studentce ekonomi ze Stanów Zjednoczonych, nadarzyła się ogromna szansa - możliwość odbycia trzy­mies­ięcz­nych­ praktyk w Wielkiej Brytanii we wspaniałej firmie Huntington Ventures. Dzięki temu dziewczyna zyska niesamowicie cenne doświadczenie, które pomoże jej w przyszłości w znalezieniu dobrej pracy w zawodzie, oraz dodatkowo pokaże, jak taka praca wygląda od podszewki. Wszystko jest już załatwione, dziewczyna ma zapewnione mieszkanie, za które wpłaciła już zaliczkę - w końcu nic nie może pójść źle. Gdy na lotnisku w Londynie dziewczyna zauważa samego Jonathana Huntingtona - swojego nowego szefa, jest w wielkim szoku, bo przecież to jest niemożliwe, żeby sam właściciel Huntington Ventures pofatygował się na lotnisko, by odebrać zwykłą praktykantkę. Szybko jednak okazuje się, że to tylko zwykły przypadek, jednakże w tym czasie Grace zdążyła już zrobić z siebie ogromną idiotkę. Normalny człowiek pokroju Jonathana z całą pewnością stroił by sobie z niej żarty, jednak ku wielkiemu zaskoczeniu dziewczyny mężczyzna udaje jakby nic się nie stało i zaprasza Grace do swojej limuzyny i oferuje podwiezienie jej do siedziby firmy. To wystarczy, żeby bohaterka nie mogła przestać o nim myśleć, tym bardziej, że jej nowy szef to niesamowicie atrakcyjny mężczyzna. Jak się wkrótce okazuje, Jonathan również nie może przestać myśleć o swojej nowej, uroczej praktykantce... • Do Barw Miłości podchodziłam raczej sceptycznie. Starałam się nie oczekiwać jakoś zbyt wiele od tej książki, gdyż już dawno zdążyłam się przekonać, że takie zapewnienia typu "Najgorętsza powieść od czasów 50 twarzy Greya" raczej rzadko się sprawdzają, a dodatkowo sama nie cierpię takich porównań. Bardzo szybko się jednak przekonałam, że powieść ta w cale nie jest taka zła, jak mi się na początku wydawało. Zgadza się, może trochę do bólu schematyczna i miejscami bardzo przewidywalna, ale mimo wszystko na prawdę przyjemna i wciągająca. • Grace Lawson jest tutaj główną bohaterką powieści, z której to perspektywy poznajemy całą historię zawartą w Barwach miłości. Poznajemy ją, gdy jest w trakcie lotu z Chicago do Londynu, gdzie udaje się na trzy miesięczne praktyki. Dla Grace to niesamowita szansa, lecz również możliwość udowodnienia, że wbrew pozorom bardzo dobrze zna się na ekonomi, którą studiuje i świetnie poradzi sobie w tak dużej firmie, jaką jest Huntington Ventures. Jest to niezwykle ambitna osoba, która doskonale zna swoje możliwości i wie, z czym da sobie radę, a z czym nie. Jest również bardzo otwarta, co pozwala jej niesamowicie szybko nawiązywać całkiem to nowe znajomości. Mimo wszystko jest jednak dość nieśmiała i jak każda kobieta, nie może opędzić się od kompleksów. Jej postać bardzo mi się spodobała, jednakże w bardzo wielu przypadkach miałam jej już serdecznie dosyć. Najbardziej chyba przeszkadzało mi to, że z prawie każdym bohaterem, która tylko chciała o tym słuchać rozmawiała o swoich związkowych problemach. Jestem osobą, która uważa, że takie sprawy powinno zachowywać się dla siebie lub dzielić nimi z najbliższymi osobami, jak najlepsza przyjaciółka, czy siostra. Grace natomiast chyba jest nieco innego zdania, bo podczas lektury Barwy miłości odnosiłam wrażenie, że gdyby było to możliwe, dzieliłaby się z tym z każdą osobą, która tylko zna, albo słyszała o jej obiekcie westchnień. Mimo wszystko jednak bardzo miło spędzało mi się czas w jej towarzystwie. Myślę jednak, że wcale dużym zaskoczeniem nie będzie to, że jednak moim ulubionym bohaterem był tutaj nie kto inny jak Jonathan Huntington. Od samego początku bardzo spodobała mi się nutka tajemniczości, która cały czas towarzyszy tej postaci. Czytelnik wie o nim bardzo mało, tak jak główna bohaterka z resztą, dlatego z zapartym tchem poznajemy kolejny to nowo poznany fakt z jego życia. • Co powiedzieć mogę o samej fabule... Nie wiem czy to była moja wina, czy też po prostu tak działa sama książka, ale im bardziej rozwijała się fabuła, tym bardziej zaczynałam porównywać poznane tam momenty z tym, z czym spotkałam się czytając Pięćdziesiąt twarzy Greya. Czasami odnosiłam wrażenie, jakby wszystko to odbywało się według tego samego schematu. Oczywiście nie można z całą pewnością powiedzieć, że książki są identyczne, gdyż mimo wszystko sama fabuła Barw miłości bardzo różni się od tego, co wymyśliła E L James, jednak myślę, że nie tylko ja potrafiłam dostrzec tutaj ten pewien schemat: nieśmiała dziewczyna, która pojawia się w firmie właściciela miliardera, zarówno on jak i ona po pierwszym spotkaniu zwracają na siebie uwagę, jednak on nie daje do końca tego po sobie poznań, a ona myśli, że i tak nie ma u niego szans, potem on stara się nawiązać z nią jakiś kontakt, co dziwi wszystkich, bo przecież szef tak się nigdy nie zachowuje, mimo początkowych oporów z jego strony i ostrzegań, że w tym związku nie będzie miejsca na uczucia, nawiązuje się pomiędzy nimi gorący romans, itp, itd. A to jest dopiero początek. Starałam się, aby schemat ten nie za bardzo przeszkadzał mi podczas lektury książki, jednak nie da się ukryć, że jest on dosyć mocno zauważalny. • Bardzo spodobał mi się ten motyw tajemnicy Jonathana. Nie będę wam go oczywiście zdradzać, gdyż pozbawiłabym was przez to całej zabawy z czytania tej książki, jednakże jedno co mogę powiedzieć to, że był on dla mnie raczej niespotykany i w ogóle się go nie spodziewałam. • Ogólnie jednak, gdybym miała podsumować moje odczucia do fabuły książki Kathryn Taylor, to śmiało mogę powiedzieć, że jak najbardziej mnie ona wciągnęła i z każdą kolejną stroną bardzo chciałam wiedzieć, jak dalej potoczą się losy głównych bohaterów powieści. • Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym dopiero w połowie książki nie zorientowała się, że autorka książki napisała jeszcze Powrót do Daringham Hall. Tej powieści jeszcze nie czytałam (cały czas czeka na swoją kolej na mojej półce), jednakże już dużo się na jej temat naczytałam. Styl z jakim się spotkałam czytając Barwy miłości idealnie odzwierciedlił mi to, czego spodziewałam się właśnie po Powrocie do Daringam Hall. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie (wbrew pozorom nie jest to wcale jakaś tam głupiutka książeczka dla mało wymagających czytelników). Kathryn Taylor ma na prawdę ciekawy styl, którym świetnie potrafi zachęcić czytelnika do lektury swoich powieści. Zachęciła mnie tym do sięgnięcia po kolejne jej powieści, których z całą pewnością już sobie nie odpuszczę. • Podsumowując więc, Barwy miłości mimo tych moich licznych uwag, na prawdę bardzo mi się podobały i niesamowicie mnie wciągnęły. Nim się obejrzałam już byłam przy końcu powieści i całe szczęście, że akurat miałam już pod ręką kontynuację serii, gdyż nie wiem, jak bym wytrzymała ten czas rozłąki z Grace i Jonathanem. Autorka pisze w niesamowicie interesujący sposób, co jest jej wielkim atutem i ogromną zaletą jej powieści. Potrafiła mimo wszystko zachęcić mnie do dalszej lektury, gdy dostrzegłam w książce ten char­akte­ryst­yczn­y dla erotyków schemat, za co moim zdaniem należy się jej przeogromny plus. Barwy miłości to kawał bardzo dobrego erotyku, który z całą pewnością będę mile wspominać. Kolejna jego część już za mną, jednakże już z wielką niec­ierp­liwo­ścią­ wyczekuję trzeciej serii części, która mam nadzieję ukaże się w Polsce bardzo szybko. Jednym słowem, polecam!
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Amber i Jake mieli bardzo trudne dzieciństwo. Odkąd ich ojciec zmienił pracę, z kochanego i zaufanego człowieka stał się najgorszym koszmarem wszystkich członków jego rodziny. Przy nim zawsze trzeba było się pilnować, nic nie mogło iść inaczej, niż po jego myśli, w przeciwnym wypadku czekała za to surowa kara. Rodzina codziennie żyła w wielkim strachu, jednak nigdy nie starczyło im odwagi, aby od niego odejść. Co noc od ośmiu lat do pokoju Amber zakradał się Liam - jej sąsiad i najlepszy przyjaciel Jakea. Tylko on potrafił uspokoić dziewczynę, sprawić, by nie miała koszmarów i chociaż na chwilę zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości. Nie robili nic wielkiego - po prostu się do siebie przytulali, jednak to potrafiło uleczyć wszystko. Teraz, gdy chłopcy wyrzucili ojca z domu, gdy w końcu wszystko stało się bezpieczne, Liam i tak co noc towarzyszy Amber podczas snu. Jak dotąd nie wydarzyło się nic więcej - w końcu Liam to najp­opul­arni­ejsz­y chłopak w szkole, a Amber to cicha, szara myszka. Jednak czy może się okazać, że może połączyć ich coś więcej? • Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno to książka, której już sam tytuł sprawia, że nie można przejść koło niej obojętnie. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Odkąd tylko się o niej dowiedziałam, poznałam jej tytuł jak i opis wiedziałam, że to coś z całą pewnością dla mnie, z czym koniecznie muszę się zapoznać. Nie ukrywam również, że okładka powieści (nawiasem mówiąc fantastyczna) wzbudziła również moje wielkie zainteresowanie tą książką. Jednakże, czy teraz, już po zakończonej lekturze mogę powiedzieć, że książka mi się spodobała? Cóż... • Główną bohaterką książki jest już wcześniej wspominana przeze mnie Amber. To dziewczyna, która raczej nie lubi być w centrum uwagi, jednak z całą pewnością nie jest odludkiem. Uważa po prostu, że lepiej żyć w gronie tych, którzy lubią cię tak na prawdę, a nie obracać się w towarzystwie tylko tych osób, którym zależy tylko na tym, by zaistnieć w twoim świetle. Amber przeszła bardzo dużo, a koszmary z przeszłości towarzyszą jej teraz praktycznie na każdym kroku. Jednakże wspomnienie okrutnego ojca nie jest w stanie przyćmić całą jej codzienność. Kolejnym równie ważnym bohaterem jest tytułowy chłopak, czyli Liam. Od bardzo dawna przyjaźni się on z bratem Amber, Jake'iem. Obydwoje pełnią funkcję najpopularniejszych kolesi w szkole z kim dosłownie każdy chciałby się przyjaźnić. Dodatkowo szczycą się doskonałym powodzeniem wśród dziewczyn, co za tym idzie zmieniają je w błyskawicznym tempie. Z całą pewnością Liam jest więc całkowitym przeciwieństwem Amber. Z tej dwójki zdecydowanie moim faworytem jest właśnie Liam. Z pozory wydawać by się mogło, że jest to taki typowy amerykański nastolatek, dla którego nie liczy się nic innego tylko popularność i dziewczyny. Gdy jednak zagłębimy się dale w lekturę szybko odkrywamy, że jest to tylko i wyłącznie maska. • O bohaterach mogę śmiało powiedzieć, że są jak najbardziej ciekawi i interesujący. Jedyne co mi się tu nie podobało, że w dalszej części książki (tak mniej więcej od połowy) autorka zaczęła ich strasznie przesładzać, przez co moim zdaniem całkowicie zaczęli dobiegać od początkowego wzoru. • Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony. Sama bardzo lubię powieści pokrojem podobne do Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno (miłość pomiędzy szarą myszką i popularnym ciachem), choć oczywiście wiele z nich jest mocno przesadzona i schematyczna. Pierwsza połowa książki była na prawdę świetna i niesamowicie wciągająca, jednak dalej mam wrażenie, że autorka chciała po prostu za dużo wszystkiego pokazać w jednej historii. Nie podobało mi się to, że wszystkie te złe wydarzenia zaczęły się na bohaterów walić w jednym momencie. Dla mnie to było trochę takie nienaturalne. Określiłabym to jako mieszanka wszystkiego co najgorsze się może zdarzyć bohaterom w jednym. Dlatego więc druga połowa książki szła mi już raczej wolniej i nie raz po postu zostawiałam rozdział w połowie i odkładałam egzemplarz na później. Myślę, że gdyby autorka skupiła się na jednym, góra dwóch wątkach i maksymalnie wykorzystała ich potencjał, wyszłoby jej to zdecydowanie lepiej. • Koniec końców jednak książka mi się podobała, jednak nie wiem czy jeszcze kiedyś (przynajmniej w najbliższym czasie) do niej wrócę. Choć ogółem mówiąc zaciekawiło mnie to, co Kristy Moseley przedstawiła w tej historii, jakiegoś z byt wielkiego zachwytu tutaj nie widzę. Jednakże z całą pewnością sięgnęłabym po kolejne powieści autorki, by przekonać się, czy popracowała ona trochę nad swoją twórczością. Mam nadzieję, że już niedługo będzie mi to dane. Mówiąc więc krótko, Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno to powieść raczej na jeden raz, w której towarzystwie miło spędza się czas. Będzie miłą odskocznią o jakiejś bardziej zajmującej literatury i pomoże nam się odprężyć.
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Recenzja dostępna również na blogu: [Link] • Quinlan McKee nigdy nie wiodła zwykłego, beztroskiego życia. Odkąd tylko pamiętała pracowała jako sobowtór w prowadzonym przez ojca oddziale sobowtórów. Nigdy nie miała w zasadzie własnego życia, a większość nagromadzonych przez nią wspomnień to tak na prawdę wspomnienia zmarłych osób, w które się wcielała. Z czasem jej przeszłość zaczęła mieszać się dziewczynie z przeszłością innych, przez co Quinlan zaczęła powoli gubić swoją własną osobowość. Do normalności zawsze sprowadzał ją jednak jej były chłopak i najlepszy przyjaciel Deacon, były sobowtór, który postanowił w końcu zająć się własnym życiem. Sytuacji nie poprawia jednak fakt, iż postać sobowtóra nie cieszy się jeszcze zbyt wielką popularnością i przez większość ludzi uznawani są oni jako największe zło, ludzi, którzy dla dobra materialnego żerują na uczuciach bezbronnych, pogrążonych w żałobie ludzi. • Gdy po powrocie z ostatniego zlecenia Quinlan zostaje wyznaczone kolejne zadanie dziewczyna nie rozumie, dlaczego w tak krótkim czasie miałaby znów być kimś innym. Sytuacja wydaje się być jednak bardzo poważna, gdyż polecenie płynie od samego Arthura Pritcharda - głównego twórcy idei sobowtórów i oddziałów żałoby. Mimo obawy utraty swojej własnej osobowości dziewczyna wciela się w zmarłą w niewyjaśniony sposób Catalinę, której rodzina oraz chłopak są pogrążeni w niewyobrażalnej żałobie. Quinlan musi znaleźć złoty środek, dzięki któremu będzie umiała domknąć proces żałoby rodziny, jednakże nie będzie mogła tego zrobić, jeśli nie uda jej się ustalić, jak na prawdę wyglądało życie zmarłej, które wbrew temu, co mogłoby się wydawać, wcale nie było takie idealne... • Nie da się ukryć, że na Remedium czekałam z wielką wręcz niecierpliwością. Cała seria ogromnie zawładnęła moim sercem, czego na samym początku w ogóle się nie spodziewałam, gdyż raczej nie przepadam za jakimikolwiek dystopiami. W tym przypadku było całkiem inaczej, z wielką niecierpliwością śledziłam losy nastoletniej Sloane i jej chłopaka oraz kibicowałam im jak najgłośniej umiałam. Remedium jednak to coś zupełnie innego... • Akcja książki ma miejsce jeszcze przed tym, o czym czytaliśmy w dwóch pierwszych częściach Programu, gdy cała ta plaga samobójstw i związana z nią choroba dopiero dają o sobie znać. Już wtedy jednak postanowiono zrobić coś, co w przypadku nagłej utraty kogoś bliskiego pomoże nam uśmierzyć ból i pogodzić się ze stratą. Wymyślono więc specjalne oddziały żałoby, których przedstawiciele, czyli tak zwane sobowtóry, wcielać się będą na jakiś czas w ów zmarłego, spędzi trochę czasu z rodziną i pomoże im w końcu pożegnać się. Okazuje się jednak, że obydwie te inicjatywy, zarówno jeśli chodzi o stworzenie Programu jak i oddziały żałoby, powstały za sprawą niejakiego Arthura Pritcharda, którego znamy już z dwóch poprzednich tomów. Jak więc widzicie powiązania jakieś są, dzięki czemu nie czujemy się, jakbyśmy czytali jakąś zupełnie inną książkę. • Tym razem historię poznajemy dzięki Quinlan, która jest właśnie jedną z wyżej wspomnianych sobowtórów. Zajmuje się tym odkąd tylko pamięta, gdyż jej ojciec jest szefem jednego z oddziałów. Większość swojego życia poświęciła na pomoc i bycie kimś zupełnie innym. Pomogło jej to jednak w doskonaleniu swoich zawodowych umiejętności, dzięki czemu teraz może śmiało szczycić się opinią jednego z najlepszych sobowtórów. Życie osoby, która się tym zajmuje nie jest jednak takie fajne, jak by się mogło wydawać. Quinlan musiała pogodzić się z tym, że przez większość ludzi sobowtóry są wytykane, uznawane jako odrażające, bawiące się uczuciami cierpiących ludzi i żerujących tylko na ich pieniądzach i bezbronności. Dodatkowo dziewczyna nie posiada prawie żadnych własnych wspomnień. Nie wie już, co wydarzyło się prawdziwej Quinlan McKee, a co kolejnej odgrywanej przez nią dziewczynie. Zawsze jednak umiała trzymać swoje uczucia w zamknięciu, co tylko bardziej pozwalało jej wcielić się w odgrywaną rolę. • Czy Quinlan mi się spodobała? Sama nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Powiedziałabym raczej ,że była dla mnie neutralna. Nie przeszkadzało mi jej zachowanie, lecz nic w niej nie sprawiło, abym zapałała no niej jakąś wielką sympatią. Jest ona osobą bardzo ciekawą, zafascynowało mnie, jak potrafi swobodnie i wręcz perfekcyjnie wcielić się w poszczególne osoby tylko na podstawie zdjęć, zapisków z pamiętników, portali społecznościowych czy rodzinnych filmów. Mimo wszystko jednak raczej nie zapadnie mi ona na dłużej w pamięci. • Książkę czytało mi się bardzo długo. Nie chcę skłamać, ale wydaję mi się, że zajęło mi to jakieś cztery tygodnie... Po części była temu winna praca, którą zaczęłam na początku kwietnia, jednak wydaję mi się, że sama książka również się do tego przyczyniła. Sama nie wiem czemu, ale w wielu momentach fabuła bardzo mnie nudziła. Dopiero pod sam jej koniec, gdy wszystko powoli zaczęło się wyjaśniać, książka bardzo mnie wciągnęła i nie mogłam się od niej oderwać. Miejscami też miałam wrażenie, jakby historia, którą tam poznawałam wcale nie dotyczyła całej idei programu, a co za tym idzie samej serii. Nie powiem, trochę mi to przeszkadzało, bo jednak liczyłam, na coś bardziej nawiązującego do Plagi samobójców czy Kuracji samobójców. Nie ukrywam więc, że nieco się na tej pozycji zawiodłam. Spodziewałam się czegoś innego, a to co otrzymałam jednak nie do końca mi odpowiadało. • Co do stylu autorki, tutaj raczej nie mam nic do zarzucenia. Utrzymała ona ten sam poziom, który tak spodobał mi się w jej pierwszych książkach, a to dla mnie najważniejsze. • Podsumowując więc, Remedium to dobra książka, jednak niczym szczególnie mnie tu nie zachwyciła. Owszem, dzięki niej możemy poznać początki powstawania Programu, oraz zobaczyć, jak funkcjonowało społeczeństwo przed ukazaniem się choroby, a sama idea sobowtórów jest niezwykle oryginalna, jednak moim zdaniem to troszkę za mało. Jej plusem jest jak najbardziej zakończenie, które pozostawiło po sobie moją wielką ciekawość, przez co znów z niec­ierp­liwo­ścią­ będę wyczekiwała na kolejny tom serii. Mam tylko nadzieję, że kolejna część bardziej mi się spodoba. Książkę jak najbardziej polecam tym, którzy tak jak ja uwielbiają Program i chcą poznać jego początki. Na pewno zapoznanie się z Remedium wam nie zaszkodzi.
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
42
  • Idealni rodzice
    Davis, L. G.
  • Tajemnica domu w Bielinach
    Miszczuk, Katarzyna Berenika
  • Terapeutka
    Paris, B. A.
  • Verity
    Hoover, Colleen
  • Musisz mi uwierzyć
    Kent, Minka
  • Idealna rodzina
    Jewell, Lisa
Należy do grup

grejfrutoowa
ilona3
Betik

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo