Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
agnesto
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
...
103
  • [awatar]
    agnesto
    Nie sposób przejść obojętnie obok tej publikacji - no, po prostu się nie da. i to z dwóch powodów. • Po pierwsze - choćby z racji gabarytów. • Po drugie - dla MALCZEWSKIEGO i tego, co zrobiło fenomenalne wydawnictwo ARKADY. • Ten album, to podróż malarsko-duchowa. Prócz obrazów Malczewskiego są tu też notatki (czasem zaskakujące) o nim samym i jego życiu oraz o ludziach, którzy w jego życiu odcisnęli piętno lub po prostu byli ważni. Obrazy ułożono chronologicznie co ułatwia zaobserwowanie zmian, jakie w Malczewskim zachodziły. Jak dojrzewał artystycznie, osiągał perfekcję i jak osiągną poziom mistrzowski. Siedzisz z nosem w tych kartach i wpatrujesz się w precyzję pędzla, w ujęcie kolorów, czy odbiór autora. Oczywiście, życie prywatne miało wpływ na jego twórczość - czemu trudno się dziwić, były wzloty i trwanie bez uczuć, było zagubienie, złe zdrowie, złe myśli i brak przyszłości. wszystko było, jak to w życiu. i to wszystko częstokroć rzutowało na malowane obrazy. • A Malczewski był mężem i ojcem trójki berbeci, których trzeba bylo utrzymać. • Malczewski był też kimś, kto czasem potrzebował ucieczki od tego, co życie serwowało. długie małżeństwo wypaliło go, coś w nim umarło... i trafiła się inna, kobieta, urocza, muza i ktoś kompletnie inny od żony. Malował i ją i ją siebie z nią. u jej boku odżył, zmienił się, dał sobie szansę na dalsze tworzenie. Uciekał od gnuśności. A obrazy? Obrazy były różne - zarówno tematycznie, jak i gabarytowo. A niczego się nie bał. Swój wizerunek umieszczał na obrazach przeobrażając się choćby w Jezusa. Malując autoportrety bawił się przekształcaniem własnej twarzy. Nie potrzebował modela, sam go stanowił. • Precyzja pędzla Malczewskiego zachwyca. • Jest w tym albumie jakaś magia, która nie tyle, że otumania, to całkowicie pęta. Nurzasz się w tych stronach, podróżujesz, uczysz się dostrzegać szczegóły, o których czytasz z wpisów obok. Uczysz się poniekąd sztuki "czytania płótna". A do tego wąchasz druk owej publikacji. • niesamowita. • zachwycająca. • magnetyczna • takich dzieł szukam. • agaKUSIczyta
  • [awatar]
    agnesto
    PTSD – zespół stresu pourazowego. • Pierwszy raz spotkałam się z tym zagadnieniem w powieści/pamiętniku Grażyny Jagielskiej „Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym”. Trudno tu mówić o zagadnieniu, to raczej choroba, czy zespół objawów, które najczęściej dotykają tych, którzy wracają z „frontu”. Jednak, by poczuć anomalię życia stało się inaczej. On, mąż, czynny dziennikarz, który staje oko w oko z obliczem wojny, on, który zawsze był w centrum wydarzeń, wybuchów i śmierci zbierającej swoje żniwo. On, nabuzowany adrenaliną nie choruje. Choruje ona-żona, ta czekająca na niego, na jego powrót, na jego kroki na klatce. • Potem długo, długo w żadnej z książek nie natrafiłam na zespół stresu pourazowego, aż do Kuby Małeckiego. „Horyzont” i temat męskiej wersji PTSD. On, były wojskowy, silny mężczyzna. On-ten co był na froncie, ten co walczył, co był w samym centrum – on choruje. Ten, co wdychał duszne powietrze przepełnione śmiercią, zgnilizną i ludzkim strachem. Teraz czuje tylko pustkę, bezsens i nicość. Czuje się gdzieś pomiędzy. Tu nie pasuje, tam nie powinien pasować, czas igra z nim i z jego myślami. • A teraz biorę w dłonie „Na domowym froncie” Kristin Hannah i okazuje się, że ten temat jest ciągle tłem do wydarzeń. PTSD znowu rani, lecz tym razem rodzinę, całą. Ją-żołnierza, i jego-męża. Są jednak i dzieci, które z tego powodu cierpią na swój sposób. Każde rzeczywistość odbiera inaczej, inaczej na nią reaguje i ją przyjmuje. Ta choroba nie oszczędza i zbiera swoje żniwo przez lata. Czasem jedynie cichnie stłamszona lekami. Usypia, by można było jakoś żyć i sklejać tą swoją szarą codzienność. • Ona, Jolene opuszcza na rok rodzinę. Jedzie na misję. Zostawia dwie dziewczynki, które teraz najbardziej jej potrzebują. Zostawia i męża, Michaela, z którym i tak coraz mniej ją łączy. Małżeństwo się rozsypuje, może przerwa od siebie pomoże? • W domu front jest, pokazuje Hanna, na polu walki frontu nie ma. Nigdzie nie jest bezpiecznie. Jolene „zawsze bohaterka, zawsze matka” przesyła maile, czasem zamazane zdjęcia, lecz zarówno słowa, jak i obrazy są kłamliwe. Nie wyjawia prawdy. Autentyczna jest tylko tęsknota, reszta jest podkoloryzowana. Chodzi o bezpieczeństwo bliskich i ich ochronę. Ona jest tu, oni tam – niech te światy kręcą się z dala od siebie. • Nie będę pisała o treści, ani o odczuciach bohaterów. To wszystko wyczytasz, a wnioski wysuniesz sam. Zaznaczę jednak, że ta powieść cię pochłonie. Pod wieloma względami. Złapie cię za gardło, powoli, by w punkcie kulminacyjnym przydusić, a potem dopiero delikatnie luzować. Szczęśliwa rodzina na zewnątrz, wewnątrz misja i wojna i dzieci bez mamy i codzienność z tatą, który nie daje rady. Znane? Pewnie tak, ale tu jest jeszcze coś. Tu pojawia się choroba, syndrom pourazowy. Wojna znaczy nie tyle żołnierzy, ile ich całe rodziny. • Jest jak stygmat, do śmierci. • Jest traumą dla każdego. • Dlatego czytasz do końca. To powieść, którą trzymasz w dłoniach, siadasz w fotelu i zanurzasz się w fabule na całego. Jedziesz w nieznane z domem u boku. Ty wrócisz, nieco strzaskany, a jak będzie w książce? To już zagadka do wyczytania. • agaKUSIczyta
  • [awatar]
    agnesto
    Literatura skandynawska jest inna ... niż ta, jaką uchwyciła w BABETTCIE autorka. Jest lepsza, a historia opisana tu jest... na pewno nie w stylu północnym. Zdecydowanie nie. • jestem zaskoczona nagrodami przyznawanymi tej książce. Zadziwiona peanami na jej cześć... Bo dla mnie jest to powieść jakich wiele. ona jest jej tłem i podporządkowuje się owej przyjaciółce co jakiś czas obiecując sobie, że to już ostatni raz... że następnego nie będzie... że to i tamto, a i tak tkwi w tym, w co wdeptała. • BABETTA to historia dwóch kobiet, najlepszych przyjaciółek od nastoletnich lat. Znajomość z czasem ewoluuje, jest dorastanie, inne studia, rozłąka i dorosłe życie z dala od siebie. Ale wystarcza jeden telefon i dochodzi do spotkania. • Ale... Może zamysł na fabułę ciekawy, lecz wykonanie... takie sobie. Przeczytasz, szybko zapomnisz
  • [awatar]
    agnesto
    kolejny komiks z Asteriksem i Obeliksem, ale i zawsze obecnym, malutkim Idefiksem, oczywiści Asparanoiksem, wodzem, którego noszą na tarczy (dwóch baranów czasem, zwłaszcza, gdy kłaniają się zamiast władcy), ale jak wódz, taka wioska... • I jest Paranoiks i Falbala, którą ukochał Oberiks i zaplanował pocałunek pod jemiołą i nic z tego nie wyszło. każdy każdego ciumał, ale nie Obeliks, który nieststy pocałował wąsatego... małegogalla Asteriksa... • w tym komiksie - jak w żadnym - widzimy i poznajemy narodziny owych naszych Gallów. małe to, a już było podobne do tatusia... Małe to, a jak zaradne... potem Obeliks wpada do kociołka z magicznym wywarem, ale to potem... potem... ciągle się mu to potem wypomina, a ona ma tego dość, to ja nie będę wspominać...
  • [awatar]
    agnesto
    Można pisać o ludzkich dramatach. Można bohaterów swoich książek umiejscawiać w wielkich miastach, w których to, będąc trybikiem zarobkowej codzienności, wpadają w depresję dobrobytu, w zgorzknienie i wieczny niedosyt. Można, poprzez postaci książkowe leczyć siebie, co stosuje wielu pisarzy, ale… Ale można pisać, jak Anna Fryczkowska i nie szukać w tekście niczego innego poza pięknem i wartościami samymi w sobie. Można czytać o polskiej wsi i literacko przepaść, a świadczy to o autorze, który piórem czaruje i mami jednocześnie. • Jest rok 1816 i są Hanka i Antek i jest ich miłość i jest też kłopot, bo Antek długo myśli, zbyt długo. A Hanka dorasta i dojrzewa kobieco, staje się łakomym kąskiem dla mężczyzn, którzy oblepiają ją wzrokiem, a co poniektórzy łapskami dużymi, spracowanym, acz nachalnymi. A Antek ciągle myśli, dnie całe, tygodnie całe i gdyby nie ona, nie Hania, nic by z nimi nigdy nie było. Żenią się skromnie, ryzykują, bo ich związek to mezalians i nieporozumienie w oczach wielu - ona biedna, on zamożniejszy – jak to pogodzić? Panna bez wiana, bez niczego, bez grosza, utyskują ludzie po kątach. A Hanka to pracusia, obrotna i gospodarna kobieta, która nie ma czasu na załamywanie rąk. Dlatego, gdy w owej ich biedzie pojawia się nadzieja na poprawę losu, korzysta z niej. Łapie Antka za rękę i przenoszą się razem do Naczachowa, pustej wsi kujawskiej, której mieszkańcy pomarli na epidemię, a która teraz świeci pustkami. Stoją zimne mury domów, pola leżą odłogiem, a trzeba je uprawiać, domy zasiedlać, życie tchnąć. Wybierają sobie dom, gdzie założą rodzinę. Jedno dziecko w drodze, dwójka na progu wystraszona, dzieci dawnych mieszkańców, co to pomarli. Janek i Janka, dostają od Józwiaków imiona i od tego momentu są ich pociechami. To dwuletnie niemowy łączące przeszłość z tym, co teraz. A teraz nadjeżdżają nowi... Zasiedlają domy, stają się sąsiadami... • Ludzie biorą los w swoje dłonie i próbują go na swoją korzyść lepić. Dzień po dniu, noc po nocy. Praca, ziemia, szacunek... • I mogłabym tak pisać o „Ludziach ziemi” bez końca. Pochylać swój kark na ich wzór, orać, młócić, doglądać. Mogłabym spocona stać przy piecu i gotować strawę do wszystkich. Mogłabym na kolanach szorować oblepione garnki, trzepać stare pierzyny i sianem wypychać nowe pościele. Mogłabym... Czuję w sobie sielskość i jakiś spokój, który daje tylko wieś. Czułam to, co podczas czytania „Placówki” Bolesława Prusa, od której to powieści zaczęła się moja fascynacja literaturą osadzoną w środowisku chłopskim. Fascynacja oddaniem ziemi, tą miłością do niej i pokorą tak potrzebną do codziennej pracy. Ci ludzie są jakby silniejsi od nas, ludzi z miasta lub miasteczka. I nie są to prości chłopi. To są ludzie o wewnętrznej głębi, wierze i mądrości, jaką przekazują sobie przez pokolenia. • Anna Fryczkowska pisze tak, że pomiędzy kartkowane strony wrzucasz swoje czytelnicze łzy. Jedną po drugiej. Wiejskość i szarzyzna opowiadań tak bardzo wnika w twoją czytelniczą duszę, tak wżera się w umysł, że mimowolnie integrujesz się z bohaterami. Z Hanką i Antosiem, z dziećmi, z nowymi mieszkańcami Naczachowa. Najbardziej wzrusza cię los kobiet. One nadają wartość mężczyznom i istnieją tylko dla nich, one wyznaczają rytm. Ciepło rozchodzące się od pieca w domu, w którym gospodarzą, świadczy o zaradności, o miłości, o bezpieczeństwie i spokoju. To one słuchają i gadają o wszystkich sprawach pogodnie i bez osłonek, to one doglądają stajni. To one wychowują swoje – i nie tylko – szkraby, karmią, głaszczą po główkach, gdy zasłużą. • Jakże pięknie Fryczkowska pisze... • Jakże ujmuje za serce, za duszę... • Jakże porusza struny emocji... Gra na nich sentymentalną muzykę, która wzrusza i której nie możesz puścić mimo uszu. Ona cię otula. • Jakże literacko bawi się wrażliwością czytelnika karmiąc ją do syta. • „Saga o ludziach ziemi” to książka o ludzkich psychikach, marzeniach i pragnieniach. O ucisku, łzach i o pokorze, ale też o buncie i niezgodzie na biedę i na brak przyszłości. Bohaterowie żyją dniem obecnym, lecz marzą przy wieczornych strawach, czasem w łóżkach przed snem, gdy ciepła skóra spracowanego ciała przytłoczona puchatą pierzyną sprzyja pragnieniom. • agaKUSIczyta
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
90
  • Gracz
    Dostojewski, Fiodor
  • Wieczny mąż i inne utwory
    Dostojewski, Fiodor
  • Nomadland
    Zhao, Chloé
  • Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
    McDonagh, Martin
  • Oświęcim
    Krahelska, Halina
  • Młody Mungo
    Stuart, Douglas
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo