Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
Regalia1992
Najnowsze recenzje
1
...
7 8 9 10 11
  • [awatar]
    Regalia1992
    Kolejna ruda panna, która lubi śpiewać i nie wie, czego chce. Witamy w świecie Rywalek. • To ja może zacznę od ukazania świata Po Końcu Świata. Wprowadzenie do historii jest ukryte i po łebkach. Na początku dowiaduje się o podziale na klasy i miej więcej o obowiązkach przypisanych danej klasie. Później przez całość książki tłuczone jest, że wyjście Trójki za Szóstkę jest passe, i żenimy się tylko w swojej kaście (klasie), chyba, że mezalians i społeczne wykluczenie nam nie jest straszne. Czy ja jestem dzidziusiem albo mam alzheimera, żeby mi o tym wciąż przypominać? Nie. O ósmej klasie dowiaduje się przypadkiem, że to zwykle dzieci z seksu prze­dmał­żeńs­kieg­o, nie mają nic i generalnie wegetują czekając na śmierć, albo kradną, co karalne jest szybszą śmiercią (jaką? nie podali). Tutaj mam pytania, jak choćby takie - czy jak urodzi to od razu biorą zamach i wyrzucają dzieciaka na bruk? Bo z książki wynika, że tak się dzieje. Logicznie myśląc, w tej kaście nie zostałby nikt, albo mało ludzi, a jednak jest najliczniejsza kastą. Ktoś jeszcze do nich należy? Musiałam, CZYTAJĄC, przeoczyć. • Druga rzecz to Rebelianci. Mamy aż dwie pseudo-terrorystyczne grupy, które albo zajmują się uwalnianiem więźniów (brawo, do tej pory uwolnili oszałamiającą liczbę - dwóch), albo mordują ludność (choć trup się ściele niesamowicie, to w książce go nie uraczymy). I NIKT nie wie, o co im chodzi. Są słuchy, że ponoć nie podoba im się porządek hierarchiczny panujący w Illei, ale nie wypowiedzieli się o tym. Jaka jest trudność w złapaniu jednego z przedstawicieli tych bojówek i przepytanie go, tak normalnie, czego grupa zbrojna żąda? Bardzo trudne, czyż nie? Lepiej jest schować się w schronie, trząść, wysnuwać teorie i domyślać się, niż zrobić dobrze zorganizowaną akcję przechwycenia wroga. Ale tak, zapomniałam, to NIE JEST ważne w tej książce, Eliminacje są ważne. • Ostatni przytyk z tej kategorii - język. Narracja w pierwszej osobie już mi nie straszna, choć na tym trochę traci książka. Nie lubię i nie jestem przyzwyczajona do "słodkich skrótów". Ta część naszej anatomii, w której mieszczą się jelita, żołądek i wątroba u osób dorosłych nazywa się brzuch, nie brzuszek. Ludzie mówią, że coś jest miękkie, nie miękusie. I nie śliczniusie, ale śliczne. Żeby to było kilka razy na całą powieść, ale tego jest więcej... • America. Oczywiście, patriotycznie zacznijmy, a co tam, za to daje plusa. Za charakter już nie. Dziewczyna nie chce ewidentnie wyjść za Księcia, ale poddaje się poborowi i jedzie do pałacu na eliminacje. Później, pomimo iż równie dobrze mogłaby zrezygnować i wspierać go w wyborze przyszłej żony stojąc z boku, ona nadal zajmuje miejsce w gronie narzeczonych. Dlaczego? Dla jedzenia. Bo jest dobre. Cóż, i mi zdarza się rozpływać, chwaląc sobie to, co mam na talerzu, ale nie jestem na tyle zwichrowana, by stara się o rękę kogoś tylko dlatego, że zaoferuje mi dobrze żarcie. A potem pojawia się Aspen i tutaj już mamy Harlequin w czystej postaci. Maxon czy Aspen? Aspen czy Maxon? Tego i tego maca, tego i tego całuje, ma wyrzuty sumienia, bo obu całuje, a w końcu tego tomu stwierdza, żeee ... no właśnie. Dziewczyna sama nie wie czego chce, a ja w tej chwili chcę doczytać tę książkę i rzucić w kąt (choć muszę ją oddać do biblioteki. Dobrze, że nie kupiłam jej, bo bym wydała kasę na darmo). • Maxon jest księciem jak się patrzy - maniery, maniery, maniery. I oczywiście brak wiedzy na temat tego, co się w kraju dzieje oraz ignorancja jego pomysłów ze strony króla. Jeśli ten człowiek na zając tron, logicznym jest, aby dobrze poruszał się w obszarach wiedzy na temat Illei, a tutaj mamy topiącego się pijaka w jeziorku. A, i też unika spotkań sprawozdawczych, bo są nudne. Ty też jesteś nudny, nijaki, książę. • Aspen... właściwie to w książce go nie za wiele jest. Ami kreuje obraz brata odpo­wied­zial­nego­ za rodzinę, człowieka twardego, dobrego, ale też mającego czułą stronę. Ja widzę napalonego i niez­aspo­kojo­nego­ chłopca, który z chęcią doprałby się do niej, no ale nie mają nadal ślubu. Jego tłumaczenie czemu obściskiwał Brennę jest komiczne. Śmieszniejsze to, że Ami mu uwierzyła! Po tym, jak ją rzucił. No proszę was... • Reszta ludzi to tło, a szkoda, bo dałoby się coś z nich wydusić. Rywalizacja o księcia przypomina konkurs pieczenia ciasta, takie są "emocje". Jedynie Celeste zdaje sobie choć trochę sprawę ze stawki o która dziewczyny grają. Maxon będzie królem, więc zostaną królową, panią Illei i z tego tytułu będą mogły robić wszystko, a jak nie, to bardzo dużo. I jak o to walczą? Pfff... To nie kółko różańcowe, żeby nawzajem się wielbić i chwalić, to rywalizacja o tron! Spiski i knowania są bardziej na miejscu, działania Celeste i zawoalowanie pchnięcie ku złamaniu regulaminu, a nie zabawa w przyjaciółki po dwóch dniach. Swą drogą nielogiczne są konsekwencje złamania regulaminu. Maxon wyrzuca jedną z dziewczyn za to, że coś złego powiedziała o Americe. Ale jak ona sama mówi mu, co Celeste zrobiła jej, to ten drze na nią ryja, że nie chce tego słuchać, że wyolbrzymia i to on decyduje o wszystkim. No ludzie... Pisze w prawie: "ataki fizyczne i psychiczne powodują wyeliminowanie kandydatki", ale chyba to tylko po to, by kartkę zapełnić. • Jest jeszcze więcej smaczków w tej historii. Czy warto przeczytać? Oj, jeśli macie DUŻO wolnego czasu, nie ma pod ręką ciekawszej historii, to tak. Ja mam mieszanie uczucia - fakt, chapnęłam te +300 stron w dwa dni (naprawdę szybko się czyta), jednak historia jest zbyt płytka i sprowadzona do zabawy, nie rywalizacji o tron. Czy przeczytam dalszy ciąg? W bibliotece jest, ale musiałabym naprawdę nie mieć nic do czytania, żeby po niego sięgnąć.
  • [awatar]
    Regalia1992
    Gdyby Beryl istniała naprawdę... chwyciłabym jej próżny łeb i roztrzaskała o ścianę. • Rozpoczyna się wyrokiem. Sędzia miał bardzo trudną sprawę, naprawdę, dlatego też skazany - Stanley Pitts, dziękuje mu za poświęcony czas. Nie tego spodziewaliście się po kryminaliście? Ba! Stan to taki... ułożony człowiek, który wplątał się w poważne g*wno przez swoją zachłanną i pustą żoneczkę, brak uznania ze strony kolegów z Admiralicji i trochę też przez swoją naiwność. Ale, zacznijmy. Mamy sobie tą rodzinkę, ale żoneczka potrzebuje więcej pieniędzy. To nie problem - Stan ma dostać awans, więc można zaszaleć i porwać się na nowe zasłony, dywan i nie wiem co jeszcze. Tylko, że... Stan nie dostaje awansu, a Beryl dostaje wścieklizny. I od tej chwili zastanawiam się, za co Stanley beknął - za morderstwo żony, morderstwo kochanka żony, złamanie tajemnicy państwowej czy wszystko na raz? • Stanley może i nie jest pędzącym z awansu na awans, przepełnionym wygórowanymi ambicjami mężczyzną, jednak z całą pewnością mogę powiedzieć, że jego praca i płaca (bo wbrew pozorom, chodzi tutaj o pieniądz, zawsze) jest po prostu dobra. Tak, jak Stan - w pierwszym akcie widzę go kupującego 'drobiazgi' dla żony i córki, by uczcić wygraną w konkursie fotograficznym. Lubię go, bo to dobry człowiek, aż za dobry. Strasznie przejmuje się Beryl - aż szaleńczo. Gdyby tylko mógł zamieniłby się w harującego woła, aby ta mogła cotygodniowo hasać do fryzjera, kupować sobie nowomodne ciuszki i spotykać z Cliffem. Nie zapomnijmy też o Marleeen i jej 'potrzebach', które dostrzec może tylko (a raczej narzucić) kochająca matka. Czasami mi go żal, jego zaślepienie przysłania mu prawdę o kobiecie, z którą spędził kilkanaście lat swojego życia. A raczej zmarnował je. • Beryl jest typowym babskiem spod klosza. Kiedyś miała nadzianych rodziców, dzięki czemu stać ją było na Kendal Terrance i rozrzutność. Ale kapitał się skończył i teraz to mąż ją utrzymuje. Oczywiście nadal jest dumną posiadaczką oddzielnego konta (a jego, kurna, za taki wybieg chciała zlinczować!), co z tego, że zadłużonego. Konto to konto. Jak sama mówi wyszła za Stana z litości, a może na złość Cliffowi i rodzicom? Nie przeszkadza jej to puszczanie się z wujaszkiem Cliffem, a odpychanie Stana 'bo ją głowa boli i co sobie Marleen pomyśli...'. Aha, no i jak Stan z racji pracy ciągle ma 'nadgodziny' to ta jest zbulwersowana, bo pewnie do innej kobiety chodzi, a to się po prostu nie godzi. Taka hipokrytka. Ciągle idealna, zadbana i ładna z wierzchu, w środku jest zbiorowiskiem pomyji i wszelkiego zepsucia. Jeżeli nadal nie wyczytaliście z tego opisu, jaki jest mój stosunek do tej baby - zabiłabym wbijając dupskiem na ostry pal. • Cliff to taka gwiazda książki - jest chyba paserem, bo korzysta z każdej okazji sprzedaży 'najnowszych' dzieł techniki i podbieraniu kontraktów. Ma superauto i co jakiś czas zmienia sobie laski - nawet raz chodzi z dwiema w tym samym czasie! Ale jego serduszko (albo kutas) wciąż ciągnie do Beryl. Korzysta ze znajomości i odwiedza ich, przy okazji okrutnie kpiąc ze Stana i ignorując rozwydrzone dziecko Marleen. Ma tupet pojawić się w tym samym miejscu (nie powiem w jakich okolicznościach), by sobie bzykać żoneczkę. A jej się to podoba. Niby kasę ma, ale jak przeczytacie o incydencie z pożyczką 100 pensów to... no taki jest naprawdę. Pazerny pozer. • Marleen, dzieciak rozwydrzony, trzeba jednak jej przyznać, że pod koniec książki zmienia się nie do poznania. Choć i tak trzeba się z nią męczyć przez 2/3 książki. Ale największym zaskoczeniem jest pan Cheevers, który ZROBIŁ, CO ZROBIŁ. Brak mi tylko epilogu, co się stało z Helgą, panem Karlinem i panem Parkerem. • Czy czytaliście kiedyś 'Grzech pierworodny w Wilmslow'? Tu i tam akcja podawana jest na spokojnie, opisana dokładnie, z uwzględnieniem postaci epizodycznych. Natrafimy na opisy głównie ubioru (bo Beryl...), technik fotografii oraz prowadzenia ksiąg Admiralicji. Oczywiście są też notatki o życiu postaci, podane w sposób prosty, jako wspomnienia, często nieobiektywne, ale wciąż posiadające ziarenko prawdy. Najlepiej jednak wypadają postacie poboczne, a raczej ich przedstawienie. Chwilowi bohaterowie maja tło, nie są kukłami, które mają tylko spełnić swoją rolę i zniknąć. • Jeżeli jest jakaś powieść, która zasługuje na swoją re-edycję, to jest nią właśnie ta książka. Natenczas jednak pozostaje mi posklejać moją, oprawić w papier i bić się z myślami, że 'mała Iwonka popisała książkę kredkami', taka byłam głupia ;)
  • [awatar]
    Regalia1992
    W skrócie, bo szkoda mi na to języka marnować: • wszystkie kobiety mają fioła na punkcie ziół, bo są PRAWDZIWYMI kobietami, • zioła są dobre na WSZYSTKO, • młodzież pije napary z ziółek, nie ma wcale herbaty, kawy czy napojów, • chłopcy wcale a wcale nie chcą się całować i dotykać, do 18 roku życia starczy im tylko rozmowa, • Szekspir wielkim poetą... nie był? JAK TO NIE BYŁ?! • Apolonia ma problem zwany emocjonalnym zaparciem połączony z osobowością dwubiegunową, • każda laska z książki prędzej czy później ZNAJDZIE ukochanego. • I cóż, błędy językowe i literówki też są. Poza tym nowomowa jest zmieszana ze słowami rodem z średniowiecza. Niby to młodzież, ale wciąż porozumiewa się językiem dziadków - a niby są tacy nowocześni...
  • [awatar]
    Regalia1992
    Wszystko dlatego, że nie było Ariadny... • Na co trafiamy? Tomaszek budzi się w dziwnym miejscu. Twarze chłopców patrzą na niego, on nic nie pamięta, a tak w ogóle to co to za miejsce? Dowiaduje się, że Strefa, no ale czego? Ludzie wcale nie są rozmowni i zbywają tak jego pytania, jak i moje. Jakby mieli we łbach wbite 'siedź cicho i rób co ci karzą'. Ale jedno wiadomo - z Labiryntu ZAWSZE jest wyjście, prawda? • Film mnie bardzo zniechęcił do czytania książki. Bo od niego zaczęłam przygodę z Labiryntem. Na początek Więzień i Próby, a później ta książka. Dlatego też mój entuzjazm był na poziomie rozjechanej żaby. Ale skoro już czekałam w kolejce od grudnia (taka poczytna?), to czemu nie. Nie było tak źle... gdyby nie 'nowomowa'. Serio, nie mam nic przeciw językom wymyślonym czy używaniu współczesnego żargonu młodzieży. Tylko to, co autor tutaj zaprezentował, nie przenika do mojej głowy. Siedziałam z kartką w ręce, żeby rozumieć, co do "purwy" mu chodziło. Nowomowa jest dla mnie na minus. Brawa za gest, ale jednak minus. A fabuła? • Jasne, dostaje z jakieś sto-sto dwadzieścia stron, gdzie Tomaszek zapoznaje się z Strefą (a raczej zadaje pytania bez odpowiedzi), wciąż ma swoje PRZECZUCIE, praca w ogrodzie czy w rzeźni to poniżej jego kompetencji. Bo chłopak musi, musi zostać Zwiadowcą - przecież to jego powołanie! Ta pewność go nie opuszcza, a mnie doprowadza do podobnego wniosku, co Gally'ego - Tomaszek ma się za lepszego od innych. Niektóre zachowania chłopców też nie rozumiem, cóż, może dlatego, że nigdy nie byłam nastoletnim chłopcem... Tereska albo śpi, albo romansuje, albo rzuca się powtarzając, że jest twarda i da sobie radę. Chuck najbardziej przypomina mnie. Chłopak to bardziej popychadło, które zaakceptowało swoją rolę i trwa w niej, by dostać jeść, dach nad głową i bezpieczeństwo. Boi się Stworów i na ich widok nie wykazuje heroizmu (pomijając SCENĘ OSTATNIĄ), bo tak reagują ludzie w obliczu zagrożenia. Jeszcze Minho i Newt są ciekawymi postaciami. Jeden od drugiego różny. • Stwory są ciekawym połączeniem. Próbowałam zobrazować sobie ich postać i wyszedł mi dwumetrowy ślimak bez skorupy, z zestawem strzykawek dla konia, piłą mechaniczną, kleszczami, innymi wymyślnymi cudami i zabrakło miejsca na ciało.Za duże, jak na Labirynt. Włączyłam sobie film i... Nieee, to nie te Stwory. Jak ktoś rozwiążę mi zagadkę Stworów - jakim cudem miały takie uzbrojenie, ciało, mogły wessać żywą osobę i się z nią poruszać - proszę, dajcie znać. • Chwyt z WYJŚCIEM najbardziej mi się podobał. Z jednej strony Labirynt jest logicznym ciągiem ścian (tutaj ruchomych), tuneli to i wyjść. A z drugiej - kto powiedział, czym jest wyjście? Chociaż kiedy Minho z Tomaszkiem odnaleźli koło Urwiska TO COŚ, wskazówka się nasunęła, że można tak pokombinować ;) Za to plus, natomiast minus ląduje dla... Kodu. Kod, majestatyczny klucz Labiryntu, który okazuje się BYĆ, CZYM BYŁ. Studiowali Mapy i serio, przez dwa lata nikt na TO nie wpadł? Pfff. Ale najgłupsza scena dopiero przed nami, ponieważ Guzik to nie Guzik, a guzik. • Na końcu jest rozdział, który kompletnie odebrał mi radość z kolejnej części. Pod koniec książki COŚ SIĘ DZIEJE, i miała teorię dlaczego tak, a nie inaczej się STAŁO. I ta teoria miała sobie trwać aż do przeczytania Prób, ale. Wspaniały autor rozwiał moje wątpliwości i postanowił poprowadzić mnie za rączkę. Teorię potwierdził, przy czym sięgając po Próby, nastawiam się tak: "wiem już kto jest dobry, kto zły i co mają zrobić... po co ja to czytam?". • Czy sięgnę po kolejny tom? Cóż. Jest zima, prac w moim ukochanym ogródku (a tyś kurde, Tomaszku, nie znosił siania i kopania) nie zacznę, więc chyba tak. Korci mnie, czy książka z filmem się łączy, czy też trochę nawymyślali. I też jest plus - może spotkam tam chłopaka, którego zamknęli z samymi dziewczynami?
  • [awatar]
    Regalia1992
    Jako snajper - idealny. • Jako człowiek - buc. • Czytając czułam, że mam do czynienia z wyszkolonym, dobrze działającym i niezawodnym żołnierzem. Ale również czułam, że jako człowiek ma zbyt wybujałe ego i lubi traktować ludzi z góry. Takie mam przeczucie. • Może wojna doprowadziła do zbytniego wyzwolenia agresji? Albo po prostu ludzie z Stanów mają fioła i dla nich walka, broń i przemoc to codzienność, nie wiem. Po prostu rozumiem, że żołnierz walczy na wojnie, ale nie rozumiem, że taki człowiek wchodzi do baru i naparza faceta, który szturchnął go ramieniem, bo ten zajmuje cały połać baru. • Zbyt wiele "gloryfikacji" walki (nie, nie wojny, ale samej walki, krwi i poczucia wyższości nad innymi, bo przecież mamy demokrację, cywilizację i puszkę coli za dolara).
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
12
  • Młot na czarownice
    Kramer, Heinrich
  • Ksin
    Lewandowski, Konrad Tomasz
  • Inspektor Akane Tsunemori
    Psycho-Pass Committee
  • Siódmy element
    Sgardoli, Guido
  • Zmierzch
    Meyer, Stephenie
  • Zdradzona czarodziejka
    Hamme, Jean Van
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo