Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
woojteek
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
  • [awatar]
    woojteek
    Nie każdy umie znaleźć w sobie odwagę, która działa jak motor napędzający do działania. Nina, bohaterka serii Ewy Seno zatytułowanego "Antilia", musi odszukać w sobie szczyptę siły oraz męstwa, żeby stawić czoła nadchodzącemu złu, które musi zwalczyć sama. Jaka jest "Cena odwagi", którą przypłaci Nina? Przekonajcie się... • Można powiedzieć, że "Cena odwagi" była bardzo dobrym i orzeźwiającym napojem, kiedy zaczynało mi dokuczać ogromne pragnienie, którego nie sposób zaspokoić. Niestety wypiłem drugi tom serii Antilia jednym duszkiem, a pragnienie wciąż pozostało bez zmian. Owszem "Cena odwagi" ma naprawdę ogromny potencjał, bo nie sposób wykreować tak wspaniałej i zaskakującej powieści, ale przez cały czas, kiedy zagłębiałem się w magiczną fabułę, czegoś mi brakowało i coś nie pasowało, przyciemniając uroki książki aż do ostatniej strony. To tak jakbym dostał ogromnego nadziewanego rogalika, który nie jest do końca nadziany. Muszę również stwierdzić, że główna bohaterka, którą polubiłem w pierwszym tomie, całkowicie się zmieniła i to w dodatku na swoją niekorzyść. Nina, która była miła i sympatyczna, stała się irytującą dziewczynką, która za wszystkich oddawałaby życie i się poświęcała. Naprawię wiele razy doprowadzała mnie do szału swoim bezmyślnym zachowaniem i niezwykle wzruszającymi przemówieniami typu "Ja, Królowa Antilia, postanowiłam bla, bla, bla...". Następną rzeczą, która po prostu mi się nie spodobała, to za krótkie przedstawienie wojny stulecia, która była tak ważnym starciem, a jednak zajmowała zaledwie parę stron. • Oprócz złej strony, książka Ewy Seno ma również tę dobrą. "Cena odwagi" wciągnęła mnie i zakręciła. Fakt, było jej trochę 'mało', ale jednak gęsto, więc nie miałem szans się przy niej nudzić. Bardzo, ale to bardzo spodobała mi się koncepcja z podróżami po różnych planetach. Z ciekawością 'oglądałem' nowe i niespotykane krajobrazy, które tak fascynowały moją wyobraźnię, że wciąż było jej mało. Do gustu najbardziej przypadły mi opisy krainy elfów, które przedstawiono w całkiem innym świetle, oraz świat viperów mroczy, a zarazem nieziemsko ciekawy. Wszystkie krajobrazy lśniły i nadal lśnią w mojej wyobraźni, przypominając mi o nietuzinkowości dzieła. Natomiast jeśli chodzi o sprawę prze­widy­waln­ości­, to muszę przyznać, że zaskoczyłem się znakomitym zakończeniem, którego w ogóle się nie spodziewałem, co oczywiście działa na korzyść książki. Ponadto masa bohaterów, którzy nadają całej historii kolorów, stanowi ważną część w całej powieści. Moją uwagę ukradli wszyscy strażnicy Antilii. Każdy jest inny, każdy wnosi swoje 5 groszy do historii, dzięki czemu jest ona bardziej zabawna i śmieszna. W powieści ważną rolę odgrywa również magia. Ze względu na to, że ubóstwiam czary, spodobało mi się to w "Cenie odwagi", co nadało niesamowitego pazura. • Ujmując całość "Cena odwagi" zabiera w naprawdę fascynującą podróż po tajemniczych planetach i może zakręcić wyobraźnią niejednego czytelnika. Jednak stwierdzam z przykrością, że drugi tom podobał mi się mniej niż pierwszy. Cóż, może to dlatego, że połączenie rzeczywistości z magią i wszechświatem bardziej przypadło mi do gustu, niż pozostanie w świecie jak z bajki. Niech najlepiej każdy się przekona, jaka jest "Cena odwagi"...
  • [awatar]
    woojteek
    Gdy życie sypie się nam na głowę, najlepiej wyjść spod przy­tlac­zają­cych­ głazów i uciec, pozostawiając przeszłość, by zacząć wszystko od początku. Niektórzy chcą na dodatek upamiętniać swoje porażki, które jednoczeście okazały się być sukcesem, toteż robią tatuaże, wieczne, niezmywalne znaki, które przypominają im o zaistniałej sytuacji. Inni zaś postrzegają je za tandetne, szpecące znaki, ale tak naprawdę każdy z nich ma w sobie odrobinę magii. • Witaj w świecie Niny Keler, osiemnastolatki, której życie jest jak domino. Jedna nieszczęśliwa sytuacja popycha drugą, która okazuje się być jeszcze gorsza. Dziewczyna na swoich urodzinach przyłapuje chłopaka z najlepszą koleżanką. Wracając zapłakana do domu postanawia zagrzać miejsca w salonie tatuażu, w którym zaczyna się cała przygoda z niesamowitą rzeczywistością, w której znienacka pojawiają się czary... • Pierwsza część cyklu Antilia zabiera czytelnika w bardzo ciekawą podróż, w której doprawdy wszystko jest możliwe i zarazem nic nie jest jednoznaczne. Książkę tą spokojnie można porównać do jadącego szybko samochodu. Wprawdzie wydaje się, że jedzie on z niesamowitą prędkością, ale tak naprawdę w ogóle nie rusza. Jedno jest pewne, bowiem zagłębiając się w tajniki pozycji, nie można pozbyć się symbtomu lustra, co jest bardzo częste u książkoholików. To wspaniały sprawdzian dla mięśni twarzy i mimiki. Na początku smutek miesza się ze szczęściem i ekscytacją, potem zaczyna dominować zdziwienie oraz ciekawość, które następnie znów ustępują kontrastowym, a jednak splecionym jednością złości i szczęściu. A wszystko to przez Ninę, główną pohaterkę książki, która jest motorem napędzającym nasze uczucia. Już od pierwszych stron "Tatuażu z lilią" po prostu przyległem do książki i za żadne skarby nie mogłem się od niej oderwać. Na całego wkręciłem się do świata Niny i zanim przeniosłem się do drugiego, książka się skończyła, co wzbudziło u mnie niepohamowany żal i chęć pochłonięcia kolejnego tomu z cyklu Antilia. Minusem powieści stało się przekonanie, że skończyła się ona przedwcześnie i muszę przyznać, że z wielkim zapałem będę czekał na kontynuację. Wiele razy osiemnastolatka dawała mi wiele do myślenia, czułem, że rzeczywiście zaczynam ją poznawać niczym dobrą koleżankę, toteż bez wątpliwości stwierdzam, iż każdy bez problemu ją polubi. (No chyba, że ktoś jest dementorem, to zrozumiem). Sczerze powiedziawszy, to przez cały czas było mi jej szkoda, bo to, co przeszła, musiało wiele ją kosztować. • "- Co dokładnie powiedział ci Teddeus?- Christian spojrzał na mnie znad kierownicy, zwalniając odrobinę. • - Wygadywał jakieś bzdury o odległej krainie i twierdził, że jestem jakąś królewną. Gościu napawdę ma nierówno pod sufitem. Nie rozumiem, co to ma do rzeczy. • - Nino- zaczęła zmieszana Kate. - A jeśli powiem ci, że to, co mówił, jest szczerą prawdą?"* • Char­akte­ryst­yczn­ego pazura do "Tatuażu z lilią" dodają również liczni bohaterowie. Na samym początku przygody w Portland zjawia się Nick, który jest chamski, opryskliwy i złośliwy. Jednak bardzo szybko ujawnia swoje dobre cechy i staje się bliskim przyjacielem głównej bohaterki. Nie mogę również nie wspomnieć o jednej z bardziej "barwnych" postaci, Jake'u, który ma inny pogląd seksualny niż zwyczajni mężczyźni. Jest śmieszny i bardzo oryginalny. Potrafi również nieźle rozbawić czytelnika. Natrafiamy także na Aleksa, przystojnego mężczyznę, który od samego początku coś ukrywa (!), Lisę, pogodną i ciepłą dziewczynę oraz Christiana, który jest dużo starszy, niż można by się spodziewać (!). • Debiut Ewy Seno to bardzo pozytywna i pełna zagadek pozycja, która niesamowicie kręci wyobraźnią i daje wiele do myślenia. Co więcej doceniam to, że "Tatuaż z lilią" jest kompletnie niep­rzew­idyw­alną­ książką i do ostatniej strony trzyma czytelnika w napięciu. To powieść, w której magia i irracjonalizm pięknie komponują się z szarą rzeczywistością. Myślę również, że każdy w książce tej znajdzie coś dla siebie. Romantycy zachwycą się miłosnym niez­decy­dowa­niem­ Niny i mężczyznami, których spotyka. Fani fantasy pokochają planetę, na której rosną Antilie oraz magię, która towarzyszy Ninie. Zaś ci, którzy ubóstwiają sensację, zachwycą się licznymi zwrotami akcji, która w niektórzych chwilach pędzi jak lokomotywa. Jednak mimo tylu plusów, da się również dostrzec małe minusy. Szkoda, że nie możemy dowiedzieć się o szkolnym życiu Niny, gdzie udawała kogoś, kim nie jest. Niekiedy również miałem wrażenie, iż akcja jednak toczy się za szybko, co bardzo dezorientuje czytelnika. Niestety główna bohaterka na końcu książki zaczęła mnie bardzo denerwować, gdyż mimo swojej inteligencji zachowywała się bezmyślnie, toteż wiele razy z moich ust padało stwierdzenie "Co za idiotka". • "... Bo po tym, co mnie spotkało w dniu urodzin, mam wrażenie, jakbym wciąż, z morderczą prędkością, spadała głową w dół. ... Na domiar złego, choćbym nie wiem jak mocno ciągnęła za linkę, mój spadochron nie chce się otworzyć."* • "Tatuaż z lilią" należy do tak zwanych książek- tatuaży, które pozostawiają w umysłach czytelników wieczny, niezatarty znak, który za każdym razem przypomina o nietuzinkowości i oryginalności pozycji. Uwierzcie mi, powieść Ewy Seno nie należy do tytułów jednego wieczora, które po przeczytaniu zapadają w głębokie zapomnienie. Nie wierzycie? Prędko musicie się przekonać, bo ja nie mogę się doczekać kolejnej części.
  • [awatar]
    woojteek
    „Niewolnictwo to pojęcie na szeroką skalę zakreślone. Wszyscy jesteśmy zniewoleni, czy nam się to podoba czy nie. Niewolnicy innych. Niewolnicy przewrotnego losu. Niewolnicy własnych błędów. Niewolnicy czynów. Myśli. Niewolnicy przeszłości. Niewolnicy stagnacji. A nawet lenistwa. Próżności.” • „Niewolnica” trafiła do mnie całkiem przypadkowo przez moją bezgraniczną ciekawość, dotyczącą różnych opinii na jej temat. Jedni uważali tę książkę za niesamowite arcydzieło, drudzy nieco ją krytykowali, toteż zaintrygowany zapragnąłem ją przeczytać. Przyznaję, że szczerze cieszyłem się, że książka do mnie trafi, jednak szkoła i prywatne sprawy trochę mi przeszkodziły, toteż nie mogłem „pożreć” jej od razu, a uwierzcie mi, walczyłem z tym stosunkowo długo. Lekturę ukończyłem dopiero w Wigilię i niepodważalnie spotęgowała ona moją magię świąt. Cóż, babcia, widząc mnie pogrążonego w lekturze, stwierdziła, że będę czytał cały przyszły rok. Ja zaś ucieszyłem się z tego i odpowiedziałem jej: „Jeżeli mam czytać takie książki cały przyszły rok, to jestem za!”. • „Niewolnica” to powieść autorki A.M.Chaudiere, Polki, która z wykształcenia jest architektką krajobrazu. Uważam, że niez­aprz­ecza­lnie­ kobieta ta ma niezwykły talent, którym, ku mojej uciesze, podzieliła się z nami w formie wspaniałej książki, o której nie da się zapomnieć. Według mnie „Niewolnica” na pewno znalazłaby wielkie poparcie za granicą i z pewnością podbiłaby serca wszystkich lubujących się w fantastyce z dodatkiem pikanterii. Wydaje mi się, iż jest nawet lepsza od niektórych „wychwalanych” powieści, które stoją na czele międ­zyna­rodo­wych­ zestawień książkowych. A czemu tak myślę? Przekonajcie się. • „Piękna kobieta i dwaj niebezpieczni, kochający ją do szaleństwa mężczyźni. Arina – zniewolony mag, Azarel – Mag Aszarte i Severio – Gwardzista Akademii Morza Deszczów… Związki, które nie mają prawa przetrwać. Uczucie, które nie powinno się narodzić. Ludzie, którzy nie mogą się spotkać. „Niewolnica” to napisana z niebywałym rozmachem historia o miłości, zdradzie, sile przyjaźni, kobiecości, magii, nienawiści, seksie, dorastaniu, przeznaczeniu. Czytelnika całkowicie pochłonie świat magów, wampirów, czarownic, a także niewolników i ich panów. To całkiem nowy świat, nowy niewolniczy porządek, uprz­edmi­otow­ieni­e i zniewolenie, ludzkie pragnienie władzy nad drugim człowiekiem, sprawdzenia, na ile można upodlić i jak czerpać z tego przyjemność… To czas zakazanych uczuć i silnych emocji. Niespodziewane zwroty akcji, a także sugestywna fabuła wciągają tak bardzo, że ma się ochotę nieustannie śledzić losy bohaterów. A.M. Chaudiere wykreowała świat, którego nie chce się opuszczać.” • Muszę przyznać, że początki książki były dosyć trudne do przebrnięcia. Natłok niektórych informacji i zadatkowe rozpoczęcie powieści trochę mną wstrząsnęły i nieco zdezorientowały, jednak czym bardziej zagłębiałem się w tajemniczym świecie, tym wszystko stawało się jaśniejsze i bardziej przejrzyste. „Niewolnica” otwiera przed swoim czytelnikiem drzwi do nowego świata, dosyć drastycznego, ale jednak na tyle zagadkowego, że nie sposób się od niej oderwać. Lawina wspaniałych uczuć i niespotykani, intrygujący bohaterowie działają jak magnes i potęgują czytelniczą ciekawość, toteż „aż” 565 stron zamienia się w „tylko” 565 stron. • „Niewolnica” to nie tylko historia losu Ariny, ale także ukazanie istoty miłości z całkiem odmiennego punktu widzenia. Z jednej strony główna bohaterka została przedstawiona jako nałożnica, która całkiem przypadkowo zakochuje się w swoim ciemiężycielu. Zaś z drugiej strony ukazano delikatne, majestatyczne uczucie, rodzące się pomiędzy przyjaciółmi. Autorka „Niewolnicy” zadbała dosłownie o wszystko, toteż sprawnie „przyprawiła” powieść dodając jej pikanterii i wielu miłosnych scen. Kiedyś z ciekawości sięgnąłem po „50 twarzy Greya” i przyznaję, że w zestawieniu z „Niewolnicą” wypada stosunkowo… marnie. Cóż, może jestem za młody, może nie potrafię zrozumieć fenomenu tejże książki, ale przecież każdy ma własne zdanie. Czyż nie? Wiem, że seria ta znalazła ogromne zainteresowanie wśród ludzi z całego świata, lecz do mnie po prostu nie dotarła. „Niewolnica” to dopiero niezapomniana przygoda! Oczywiście 565 stron to nie tylko sceny miłosne opisane z innej, bardziej uczuciowej perspektywy, ale także wspaniałe i interesujące opisy nowego świata, który poznaje się od podszewki. Wcześniej wspominałem, że autorka jest architektką krajobrazu. Cóż, uważam iż ma to swoje odzw­ierc­iedl­enie­ w powieści, co działa oczywiście na korzyść. A.M. Chaudiere dbając o takie szczegóły jak opisy krajobrazów, domów i miast, sprawiła, że owe obrazy zaczynają samoistnie pojawiać się przed oczami czytelnika, co jest doprawdy magiczne. • Kolejnym ważnym odniesieniem jest sprawa dotycząca magii. Przyznaję, że gdy słyszę to słowo, to od razu nasuwa mi się na myśl wyłącznie Harry Potter. Cóż, w wielu książkach jest nawiązanie do serii J.K. Rowling, co naprawdę piecze w oczy. Natomiast autorka odniosła się do sprawy czarowania całkiem inaczej. Istną magię z Hogwartu zastąpiła całkiem nową, równie ciekawą i interesującą. Zaskoczyło mnie to, niemniej jednak było to pozytywne zaskoczenie, aczkolwiek nie sposób tego opisać, bo każdy musi to zobaczyć i doznać tego sam. • W książce bardzo spodobała mi się również zmiana narracji. Z trzecioosobowej niezauważalnie i płynnie przechodziła w pierwszoosobową. Mogłoby się wydawać, że jest to dosyć chaotyczne, lecz to tylko błędne spostrzeżenie. Narracja zyskała dzięki owym zmianom swego rodzaju dynamizm, co rzadko się zdarza i książka nie jest przez to monotonna. „Niewolnica” również nie jest tą pozycją, którą można przewidzieć od początku do końca. To książka, która intryguje z każdą stroną i w ogóle nie nudzi, a kiedy miałbym wskazać minusy tejże powieści, to nie mógłbym znaleźć choćby jednego. • „Niewolnica” działa na czytelnika jak tabletka, która przenosi do innego świata, niezwykle manipuluje wyobraźnią i uzależnia. Jest jedną z tych książek, które wirują umysłem i są niezwykłą przygodą godną zapamiętania. Myślę, że każdy znajdzie w „Niewolnicy” coś dla siebie. Dla mnie jest ona po prostu doskonała. Polecam!
  • [awatar]
    woojteek
    „Władca piasków” to powieść, która wzbudziła moją ciekawość od samego początku, kiedy zobaczyłem jej tytuł i ujrzałem okładkę. Wiem, nie powinno się oceniać książki w ten sposób, ale zmysł wzroku zawsze wskazuje nam co jest dobre, a co złe, taka natura człowieka. Szczerze powiedziawszy, po przeczytaniu blurbu na temat dzieła nastolatki, Elizy Drogosz, mój stopień zaciekawienia wzrósł doprawdy dwukrotnie. Niby czemu? Zanurzając się w zapowiedź niezwykłej historii rozgrywającej się na piaskach Sahary, natrafiłem na magię, ale nie taką zwyczajną, bowiem starożytną magię, z którą jeszcze nigdy nie miałem do czynienia. Wtem do głowy zaczęły napływać mi różne pytania. Jak ona wygląda? Na czym polega? Nie dawało mi to spokoju, więc musiałem przeczytać tę pozycję, a czy się opłacało, czytajcie dalej. • „Władca piasków” to książka spod pióra sied­emna­stol­etni­ej dziewczyny, która postanowiła przelać na papier swoją nietuzinkową, aczkolwiek bardzo interesującą historię owianą rozpalonym, pustynnym wiatrem i zasypaną gorącym piaskiem Sahary. Cóż, z jednej strony ktoś mógłby przyznać, że młody wiek autorki i kompletny brak doświadczenia dosłownie będą parzyły w oczy i na pewno popsują całą kompozycję książki, niemniej jednak nie należę do tej grupy i nie wiem skąd wzięło się u innych osób to przekonanie. Niby młodzi ludzie są „spalani” na samym początku, a potem każdy ma wyrzuty, że nic nie robią, nieprawdaż? Moje zdanie jest takie, że młody wiek autora działa właśnie na korzyść powieści. Wnosi on całkiem inny tok rozumowania, wprowadza świeży nurt fabuły i naprawdę zaciekawia akcją powieści. • „Władca piasków” należy do tych książek, które znacznie wyróżniają się spośród innych swoją niespotykaną tematyką, dotyczącą starożytnego Egiptu i jego bóstw przedstawionych we współczesności. Pierwszy raz spotykam się z tak szokującą historią, niemniej jednak jest ona bardzo ryzykowna i niepewna. Nie wiadomo czy komuś spodoba się owa odmienność lektury i czy po prostu nie odłoży jej po kilkunastu stronach, bowiem taki typ książek można lubić, bądź nienawidzić, nie ma innej opcji. Również samo miejsce rozgrywania się akcji wzbudza niemałe zamieszanie we własnych myślach. Sahara. Piękna, aczkolwiek zdradliwa. Urokliwa i niebezpieczna. Niebywałe miejsce, które rzadko staje się fundamentem całej powieści, lecz we „Władcy piasków” nie jest ono przypadkowe, co wywodzi się także z samego tytułu. Moim zdaniem jest to strzał w dziesiątkę, ponieważ to zupełna nowość. No cóż, może ktoś już spotkał się z czymś tak zaskakującym, ale ja mam przyjemność po raz pierwszy. Drugą rzeczą, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to tajemnicza magia, o której już wspominałem. Czyżby znów nawiązanie do serii J.K. Rowling? Ale coś tu przecież nie pasuje… „starożytna”? Muszę stwierdzić, że byłem, jestem i będę zszokowany tym zadziwiającym zjawiskiem. Dodaje to powieści niezwykłego smaku i tajemniczości, bowiem mocy czerpanych od bóstw egipskich nie spotyka się w każdej lekturze. Cóż, chyba zbytnio się nie wygadałem. • Niestety, pomimo tych plusów, muszę zwrócić w tym momencie uwagę na niezbyt korzystny bieg wydarzeń. Początek książki jest na tyle chaotyczny, że bardzo dezorientuje czytelnika, a jego wyobraźnia na jakiś czas bierze sobie wolne, bo nie może zapamiętać wszystkich sytuacji. Wielokrotnie zastanawiało mnie, kto w końcu jest głównym bohaterem i chwilami sam nie wiedziałem, co tak naprawdę czytałem. Po prostu czytałem… i tyle. Mnie to bardzo zniechęciło, wręcz lekko odrzuciło, gdyż dosyć trudno „ogarnąć” cały zalążek historii i nie pogubić się w tym całym labiryncie. Dobrze, że później wszystko staje się bardziej proste i zrozumiałe, bo inaczej chyba nie zdołałbym ukończyć powieści. Wracając do sprawy „czytania, ale nie czytania”, w niektórych momentach powieść niestety bardzo nudziła. Autorka zamiast napisać coś wprost, bez zbędnych ceregieli opisuje każdy kąt obozu, każdy kamyk. Rozumiem, że zależało jej, aby czytelnik zobaczył to wszystko własnymi oczami wyobraźni, ale do mnie to wcale nie trafiło. Natomiast sprawa głównych bohaterów jest bardzo niepewna, bowiem osoby, które wybierają się na obóz w pobliżu Sahary również w niektórych momentach niemiłosiernie mnie irytowali i zwyczajnie nudzili. Oczywiście nie wszyscy. Postać Soni, której towarzyszymy od pierwszych stron, jest bardzo zmienna, chaotyczna. Z jednej strony okazała się być naprawdę sympatyczna, zaś z drugiej strony jej wypowiedzi były trochę sztywne. Zaś postać Oliviera od pierwszych stron mnie zaskoczyła i stała się kompletną zagadką, co działa oczywiście na korzyść tomu. Warto również dodać, że w powieści wystąpiło niesamowite przedstawienie starożytnego świata, który przeplata się ze współczesnością, czego jeszcze nie spotkałem, ale co okazało się być całkiem pozytywne. Cóż, nie można tego dokładnie opisać, to trzeba samemu doznać. • Reasumując książka „Władca piasków” jest bardzo ciekawą i zaskakującą powieścią, która niczym wehikuł zabiera w niezapomnianą przygodę po piaskach Sahary i gwarantuje dobrą zabawę pełną śmiechu oraz dużej dawki adrenaliny. Wprawdzie nie rozpoczyna się ona idealnie, ale przecież nie każdy tom musi być perfekcyjnym arcydziełem. Ważne jest to, że kończy się naprawdę dobrze, a to rekompensuje nawet największe błędy. Z miejsca gratuluję mojej rówieśniczce, Elizie, której nie brak odwagi, zapału i zarówno talentu. Dziękuję za podróż!
  • [awatar]
    woojteek
    Pierwszy raz ślęczę nad pustą kartką ponad godzinę, zastanawiając się, co tak naprawdę napisać o książce i jak ją zrecenzować, bowiem mam w głowie taki mętlik, że nie mogę pozbierać myśli, które cały czas krążą po mojej głowie w kompletnym chaosie. Mówiąc prosto z mostu, dzieło Rysy Walker jest według mnie tak wspaniałe, że po prostu brak mi słów, żeby je opisać. Wprawdzie motyw podróży w czasie jest dosyć dobrze przyswojony przez większość społeczeństwa, lecz po raz kolejny zaskakuje on w całkiem nowej odsłonie i ze zdwojoną siłą. Już na samym początku stwierdzam, że nie sposób opisać zalet i wad tejże pozycji, bo każdy sam powinien po nią sięgnąć i się przekonać, wbić się w wir niezwykłych przygód i plastycznego obrazu czasu, by pojąć, iż „Podróże w czasie” naprawdę zasługują na uwagę wszystkich czytelników. • Pierwszy tom cyklu „Archiwum Chronosa” rozpoczyna się bardzo niewinnie i zwyczajnie. Widać, że autorka nie działa pod wpływam impulsu i nie wykłada całej koncepcji książki już na pierwszych stronach, lecz w bardzo dokładny i przemyślany sposób rzuca czytelnikowi przynętę i czeka, aż sam zostanie przechwycony przez niesamowitą fabułę powieści. Niemniej jednak owy wstęp jest na tyle ciekawy i tajemniczy, że kompletnie nie mamy pojęcia jak dalej potoczy się akcja, co jest naprawdę ważnym elementem każdej książki oraz fundamentem do powstania dobrej i pomysłowej historii. „Podróże w czasie” to naprawdę nieobliczalna i pełna wrażeń pozycja, która na każdym kroku zaskakuje i wzbudza w czytelniku pewnego rodzaju ideę, aby- tak jak Sherlock Holmes- głowić się wraz z główną bohaterką nad licznymi zagadkami, które są przypuszczalnie nie do rozwiązania, bo przecież miały miejsce w przeszłości. Niemniej jednak dzieło Rysy jest kompletnie pozbawione jakichkolwiek barier, ram, które miałyby okroić fabułę, czy po prostu zatrzymać ją w jednym miejscu. Dzięki temu mamy wrażenie, że akcja doprawdy jest niezwykła i nieobliczalna. To tak, jakby ktoś trzymał nam przy skroni naładowany rewolwer, toteż nigdy nie wiadomo czy naciśnie na spust, czy też nie. Tak więc powieść idealnie trzyma czytelnika w swoich szponach, gwarantując mu porządną dawkę emocji. W niektórych momentach zdarzenia doprawdy są niezwykłe, a to, co wydaje się nam proste, tak naprawdę jest niesamowicie zawiłe. • Już od początku wkraczamy do świata głównej bohaterki, Kate, która żyje jak normalna nastolatka do czasu, kiedy w jej życiu niespodziewanie pojawia się babcia wraz z ogromnym prezentem, zagadkowo świecącym amuletem. Właśnie od tego momentu wszystko diametralnie się zmienia. Znika jej ojciec, znika matka, a ona dowiaduje się, że tak naprawdę nie istnieje, gdyby nie wiszący na szyi dziwny naszyjnik. Niebywałe, nieprawdaż? Cały tom daje czytelnikowi niezwykłą dawkę pachnących zagadek i wspaniałych intryg, które działają jak narkotyk, uuzależniający do tego stopnia, że chciałoby się po prostu pożreć powieść w całości. Dowodem jest to, że mimo piekących oczu i okropnego zmęczenia w nocy dalej zagłębiałem się w „Podróżach w czasie”, bo po prostu nie mogłem przestać czytać. Książka tak mnie zachwyciła, że rzeczywistość całkowicie ustąpiła miejsca bezgranicznej wyobraźni, która miała ogromne pole do popisu. Rutyna zniknęła, a ja przeniosłem się do świata książki. W pewnym momencie zdałem sobie również sprawę, że pierwszy tom „Archiwum Chronosa” mógłby posłużyć nawet za scenariusz do naprawdę wspaniałego filmu, który z pewnością ściągnąłby do kin tłumy i zachwycił miliony osób. Natomiast wracając do sprawy bohaterów powieści, Rysa Walker wykreowała ich w tak realnym świetle, że sam byłem zdziwiony z jaką precyzją ich stworzyła. Już od samego początku dało się zauważyć, że nie są sztuczni, co więcej, odznaczają się ogromną różnorodnością charakterów i wcale nie są idealni, jak w niektórych powieściach, więc szybko zyskują sympatię czytelnika. • Reasumując „Podróże w czasie” to książka, która zabrała mnie w niezwykłą podróż do świata, gdzie tajemnice mieszają się z magią, czas nie ma granic, a uczucia mogą jedynie przeszkodzić w „naprawianiu” życia. Książkę tą można niez­aprz­ecza­lnie­ porównać do niesamowitego rollercoastera, który gna z zawrotną prędkością, zapewniając czytelnikom lawinę wspaniałych uczuć i krążącą w żyłach adrenalinę. Cykl „Archiwum Chronosa” na pewno jeszcze nas zaskoczy, jestem tego pewien. Według mnie książka ta po prostu nie ma minusów, jest świetna i z niec­ierp­liwo­ścią­ czekam na drugi tom.
Ostatnio ocenione
1 2 3 4
  • Droga do domu
    Gyasi, Yaa
  • Głód
    Caparrós, Martín
  • Dziewczyna z pociągu
    Hawkins, Paula
  • Zakon Mimów
    Shannon, Samantha
  • Próba żelaza
    Black, Holly
  • Dziewczyna ognia i cierni
    Carson, Rae
Należy do grup

grejfrutoowa
Olciaczar
ksiazkomania

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo