Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
agnesto
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
...
103
  • [awatar]
    agnesto
    SUPER • to film w pewnej mierze o samotności i próbach radzenia sobie z trudem każdego dnia... to niesamowity obraz człowieka - jako jednostki - w świecie, który jest kolosalną machiną
  • [awatar]
    agnesto
    REWELACYJNY FILM • oglądałam go już kilka razy i za każdym razem tak samo mnie przejmuje
  • [awatar]
    agnesto
    Nie przypadkowo ta książka trafiła do mnie akurat teraz. W dniu, w którym obchodzona jest 79-ta rocznica wyzwolenia Auschwitz (27 stycznia). Przypadek? Może, ale jakże to się wszystko z sobą nieświadomie, zrządzeniem losu pokryło i uzupełniło wzajemnie. Czytam o ludziach, którzy niemalże 80 lat temu cierpieli w obozie w Oświęcimiu. O ludziach, którzy za każdy dzień życia dziękowali, bo tu nic nie było pewne. Pewna była jedynie śmierć i głód, który permanentnie żarł od środka, który wkręcał się w trzewia i bycie i codzienność. Głód, który osłabiał i decydował o przetrwaniu, o przeżyciu. • „(...) Matka weszła, wnosząc na tacce talerz jakiejś pysznej domowej zupy, czy kaszy na rosole... Złociły się liczne, delikatne, świecące kółka... • -Jedź synuś... Przecie musisz powrócić do sił!... • -Za dobre...A” • Bo jak jeść, skoro on tu, oni tam, wokół kubłów, ze swoimi menażkami, w kolejce po wodę z jarzynami. Jeść łyżką ciepłą zupę, z kółkami tłuszczu na wierzchu, to obraza tamtych, którzy zostali za drutami kolczastymi. Obraza współwięźniów. Ale zmusza się, przełamuje, oszukuje czas i rodziców. Chce to spisać, spisać, co jeszcze może, co pamięta, co da radę, bo już niedługo umrze. Je, by mieć siłę trzymać długopis. Tylko dlatego zjada to, co przynosi mu zatroskana matka. Pisze dziennik wspomnień z tego, co było i co przetrwał. Stłuczona przez uderzenie nerka nie da się wyleczyć, dni są policzone. Organizm cierpi, jest słaby, stopniowo niszczą się kolejne organy. Igłą wprowadza się w niego glukozę, strychninę, kamforę i środki nasercowe. • A co przeszedł przez jedenaście miesięcy gehenny obozowej? • Wszędobylskie wszy, nocne moczenie siennika przez współtowarzysza, krzyki nie dające spać. Zimne kąpiele w zimie, apele na boso, bez względu na stan zdrowia i pogody. Brak świeżej bielizny, ciepłych ubrań, jedzenia. Brak wszystkiego. Do tego kary i bicie, które było na porządku dziennym, za wszystko. W obozie całym jestestwem, tym co jeszcze pozostało z człowieka, tą resztą siebie, miało się świadomość, że przeżywa się właśnie coś więcej niż własną śmierć. • A ludzie? Ludzie w Oświęcimiu ulegają paskudnej demoralizacji. Stają się szpiclami, donosicielami, nikczemnie wysługują się drugim. Człowiek staje się zwierzęciem w ludzkiej skórze, ludzkim zwierzem, któremu zmienia się nawet charakter. • O tym wszystkim pisze on, ocalały niepotrzebnie, były więzień. On, młody chłopak o wyglądzie starca. On kościotrup. Chce puścić w obieg te zapiski, chce, by przechodziły z rąk do rąk i by każdy dowiedział się, co skrywają druty kolczaste obozów zagłady, co robiono w krematorium, jak zabija się ludzi za życia. • „Oświęcim. Pamiętnik więźnia” jest hołdem złożonym dla tych, których już nie ma, dla ocalałych i dla żyjących także, dla tych ostatnich szczególnie. Upamiętnia zmarłych dając im możliwość życia wiecznego w naszej pamięci. Pamiętnik jest o nich, ale o nas też. W tych spisanych wspomnieniach słyszysz nie tyle grę orkiestry stojącej przy bramie Oświęcimia. Te słowa układają się w harmonijny zapis nut na pięciolinii, które tworzą melodię, muzykę, wspaniały koncert ku czci. Ku czci wszystkich. • Treść tej książki wykracza poza okładki i przenika w ciebie. Puchniesz od emocji, smutku i żałoby Nie możesz zapomnieć o tych ludziach, którzy w swoim życiu napotkali wojnę. Przyszłość miała należeć do nich… • „Oświęcim” scala się z tobą. Przewierca myśli i duszę. • Jestem dumna z posiadania takiej książki. • „Znowu liczę, liczę, liczę, liczę, liczę życie. • Tyle miałam, tyle miałam, tyle mi umarło. • Tyle miałam, tyle miałam, tyle mi zostało. • Czy to dużo, czy to dużo, czy to jest mało?(…)” • Kora • agaKUSIczyta
  • [awatar]
    agnesto
    Zacznę od razu szczerze, bez łagodnego wstępu. Bo tu wszelkiego wstępu brak. Ta powieść od razu się toczy... • Wciąga nas wir wody i wyjazd na ryby i dwóch pijanych towarzyszy, których trzeba pilnować, a przecież miało być odwrotnie. To on jest najmłodszy, to jego trzeba mieć na oku, bo to.. dziecko, dorastające, prawie dorosłe, ale jeszcze dziecko. A oni? Opiekunowie? Pijani i bełkoczący niemający orientacji gdzie są i co się dzieje. Tak się zaczyna „Młody Mungo”, a potem jest podobnie. Trudna droga, trudne życie, trudne czytanie i godzenie się na to, co spotyka tytułowego bohatera. Czytasz z wypiekami na twarzy, rozemocjonowany od treści i oburzony tym, co los zgotował postaciom. Matka pijana, rodzeństwo czasem pomaga, czasem odtrąca, a sam? Samemu można żyć i oddychać i samemu poznać miłość. Swoją miłość, jedyną, niezaprzeczalną, do końca. Miłość skrytą i ukrytą. • (…) Najgorszą samotnością nie jest ta, która otacza człowieka, ale ta pustka w nim samym, kiedy z kraju nie wyniósł ani cieplejszego spojrzenia, ani serdecznego słówka, ani nawet iskry nadziei", gdy jest sam pośród ludzi i nie może powiedzieć, czego mu brak. Mungo jest outsiderem, samotnikiem, poszukiwaczem. Mungo jest chłopakiem, który igra z życiem, ryzykuje, ale walczy do końca. Nie wierzy we własne szczęście. Tam gdzie dorasta nie ma go. A może jest, a tylko o nim zapomniało? Szczęście... Zapytaj go, czym ono jest i czekaj na odpowiedź... Czekaj... Czekaj... • Bo co to jest szczęście? • Czytam tę książkę i czuję, że wiele w niej jest z autora, Douglasa Stuarta. Czuję podskórnie, że dzięki pisaniu zrzucił z siebie i uporał się z własnym dzieciństwem i dorastaniem. Czuję, że dzięki pisaniu zaakceptował i jednocześnie zamknął swój ból i odciął się od niego. Że dzięki pisaniu otarł łzy dorastania. Dziecko wychowane przez pijaną matkę, bo ojca nie zna. Był kiedyś, a teraz go nie ma i nie pytaj dlaczego i gdzie jest. Mungo bez wiedzy o życiu, o rodzinie, o czułości czy pragnieniach. Mungo to samotny ktoś, komu dano życie i powiedziano „Reszta należy do ciebie – sam siebie stwórz”. • Czytanie tej powieści boli. Dosłownie. Nie sposób stanąć obok fabuły i być biernym obserwatorem życia kogoś, kto nie ma rodziców, a ci, co go otaczają, dobrze mu nie życzą. Walczy o siebie i życie i odlicza każdy dzień, jaki ma jeszcze do przeżycia na tej ziemi. Personalizujesz się z Mungo i nie możesz sobie tego darować, bo wiesz, że nie powinieneś, a to silniejsze od ciebie. Wchodzisz w jego buty, ciuchy, zapachy... czujesz poniżenie i wstyd. • I czujesz tęsknotę za nim... • O tym jest powieść Douglasa Stuarta. O młodych, poturbowanych chłopakach, którzy nagle znaleźli się na dnie. Chcieliby się upić, totalnie zatracić i próbować egzystować, jakoś być – ale czy tak można? Czy to aby nie tchórzostwo? Ucieczka od prawdziwego życia i od prawdy jako takiej? • To powieść o młodych ludziach, którzy nie potrafią zlepić odpowiedzialności z tych skrawków siebie, jakie im jeszcze zostały. Dziurawe dłonie, niemoc i niezgoda na to, co jest, ale gdy pytasz ich jak ma być, to nie potrafią nic wydukać. Ma być inaczej i tyle, ale nad tym inaczej trzeba popracować i do niego dążyć. Odciąć się od zła i ludzi, którzy ściągają na dno. • I jak się dobrze zastanowisz, to dostrzegasz w „Młodym Mungo” beznadziejność, którą w ludziach wywołuje tęsknota za lepszym życiem. Ich codzienność przypomina cieknącą lodówkę, której nie potrafisz naprawić, choć naprawić się da – trzeba owo życie rozłożyć, rozkręcić, by potem wiedzieć, jak złożyć. • W tej powieści pada odczuwalny akcent na samotność. Milczenie z samym sobą, mówienie do nikogo konkretnego, patrzenie na nic i brak kogoś. Zawieszenie w pustce siebie, z której nie wyprowadzą żadne drzwi, nawet otwarte. • A miłość? Ona nie zawsze ratuje, nie zawsze zostaje do końca. Miłość nie wyciąga ręki, gdy jej najbardziej potrzebujesz... • agakusiczyta
  • [awatar]
    agnesto
    Stąd dotąd. • Chyba tak powinna zacząć się dyskusja na temat tej powieści. • Tu się zaczęło, potem, długo potem się skończyło, choć – zdradzając rąbek końca – nie tyle skończyło ile dokonało. Sam Gus Landor, emerytowany konstabl i były ekspert wydziału kryminalnego, powiedziałby „Stąd dotąd. Jest morderstwo, potem następne i następne. I to ostatnie zamyka całą sprawę. Aktor schodzi ze sceny, krew zasycha, ciało spoczywa pod zmienią. Czysto”. Ale... czyżby to te słowa nie były bliższe panu Poe? Temu poecie i pijakowi jednocześnie, który towarzyszy Landorowi podczas pracy? Przecież to młody adept szkoły wojskowej, który swą inteligencją odbiega od reszty towarzyszy. To ktoś ponad nimi, ktoś, kto patrzy, obserwuje, słucha. Ktoś, kto topi codzienność w wieczornym kuflu piwa w pobliskiej karczmie. • Ta dwójka szuka sprawcy morderstwa, a może sprawców? Szuka motywów, śladów i przyczyn. Szuka też serca... Bo dlaczego sprawcy zależało na tym organie ludzkim, już martwym, a nie na ciele denata? Kto go potrzebował i do czego? I czy morderca był tą samą osobą, co złodziej serca? • Pytania się mnożą. Pytań przybywa, a odpowiedzi jako takich brak. Są poszlaki, są domysły, jest wiele dyskusji pomiędzy konstablem Gusem, a Poem. Wiele dociekań i dywagacji. I jest gra w uzupełnianie niedokończonego i nieczytelnego już tekstu z karteczki, jaką w garści ściskał denat. • Czyżby początek zawsze był końcem? • „Bielmo” to inteligentna powieść o podłożu kryminalnym. Brawurowa, inteligentna, błyskotliwa. I zaskakująca. Pomiędzy bohaterami toczy się gra słowna, przerzucanie między sobą podejrzeń, ale i obserwacja. Z mowy ciała bowiem, z małych gestów, można wyczytać to, co usta skrywają. Osoba Poe trafiła na rywala równego sobie, ale to w większej mierze sprawka autora. Bo to on odważnie i jakże precyzyjnie wykreował tak błyskotliwych bohaterów powieści. Jest doświadczony Gus Landor i nader inteligentny Edgar Allan Poe. Dwóch zawodników przy jednej grze. • Czytasz i czujesz, że to jedna z lepszych książek kryminalnych jakie czytałeś. • Zatapiasz się w atmosferze mrocznego lasu, chłodów poranka i surowości akademii wojskowej West Point. Liście szeleszczą pod nogami, gdy chodzisz pomiędzy drzewami i szukasz śladów zostawionych przez morderców. Rysujesz sobie schematy, skryty w kącie tawerny obserwujesz jej bywalców. Tropisz, jak pies. I to jest samo w sobie mistrzostwem pióra Louisa Bayarda. • agaKUSIczyta
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
90
  • Spacer po lesie
    Parent, Joseph
  • Malczewski
    Szymalak-Bugajska, Paulina
  • Na domowym froncie
    Hannah, Kristin
  • Babetta
    Wähä, Nina
  • Galijskie początki
    Goscinny, René
  • Wpatrzeni w niebo
    Fryczkowska, Anna
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego
Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość
foo